środa, 23 grudnia 2015

życzę Wam...

Kochani...Wszystkim Wam życzę



życzę też troszeczkę śniegu,
by te Święta miały jakiś urok...potem może pogoda wrócic 
do stanu obecnego :))





acha....i oczywiście...delikatnie przypominam:



WESOŁYCH ŚWIĄT!

niedziela, 6 grudnia 2015

będzie szach-mat? :)

Ostatnio nieco mniej piszę, bo mi się mój laptopik zapsuł, nawaliło coś z chłodzeniem chyba, bo mi się szybko przegrzewał i sam zaczął wyłączac.W internecie wyczytałam coś, że można samemu i.........i wzięłam odkurzacz, małą nasadkę i chciałam nieco kurzu usunąc sama, nie rozkręcając kompa...
Oczywiście zepsułam jeszcze gorzej, jak się domyślacie i czasem z doskoku jestem , jak komp syna jest wolny...
Jestem zła od jakiegoś czasu, bo niedawno pralka mi się zepsuła/ grzałka/, za naprawę, bagatelka, 110 zł. Teraz znowu komp...a wydatki grudniowe wiadomo jakie...Pralka jednak była ważniejsza, komp może poczekac. Fachowiec pokazał mi zużytą grzałkę, cała biała z "kamienia". I tak moja pralka jest cudowna, od lat mi się nie psuje, a sama ma może z lat...10? (Candy Holiday).

Jak tylko mam czas, rozszerzam swoją wiedzę o grze w szachy, moja wnusia oznajmiła mi, że ostatnio nauczyła się grac w szachy i swoją mamę "pobiła" w tej grze...a teraz wyzwanie dla mnie się szykuje, nie dam się!...będzie szach-mat tylko jeszcze nie wiem...z której strony :))))
Kiedyś grałam w szachy, ale mam ogromną przerwę w tym temacie...szachy w domu mam, szykuje się niedługo gra u mnie...pełna skupienia i zaskakujących ruchów, wezmę sobie czarne bierki, niech dziecko pierwsze zacznie, białymi /zgodnie z zasadami/.:)))

pasuje tu tylko energetyczny utwór, jeden z moich ulubionych, zresztą  na pewno wszyscy znają...:))




sobota, 21 listopada 2015

Sens życia

Jaki jest sens życia, czasem "przystajemy"zadajemy sobie wewnętrzne pytanie, skoro i tak umrzemy.

Na początkowym etapie życia nie myślimy w ogóle o takim pytaniu, bo dla nas wtedy wszystko ma sens, jesteśmy jak młode ptaki, wszystko jest piękne i ciekawe. Potem, kiedy mamy za sobą różne przeżycia i już bardziej "pod górkę", zastanawiamy się, czy dobrze zrobiliśmy, czy warto było, a może warto było zyc odwrotnie, bo nie osiągnęliśmy tego co tak naprawdę nam w duszy grało, a priorytetem była rodzina?...Ile ludzi, tyle różnych myśli. Najgorsza jest opcja negatywnego myślenia, że po co ja się tyle poświęcałem, poświęcałam, żeby teraz...Słyszę nieraz takie wynurzenia.To "teraz" to nie koniec świata...życie trwa. I dalej ma jakiś sens...zanim umrzemy. I co zobaczymy po TAMTEJ STRONIE.
Tamta strona, "podszewka świata" (podoba mi się ta nazwa,a znalazłam ją w poniższym, pięknym wierszu), - jest, czy jej nie ma?...W każdym z nas siedzi to pytanie. I to jest sprawiedliwe, że każdy po śmierci pozna tę tajemnicę, bez względu na wiarę.

Sens

-
Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata.
Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca.
Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie.
Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało.
Co było niepojęte, będzie pojęte.

- A jeżeli nie ma podszewki świata?
Jeżeli drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem
Tylko drozdem na gałęzi, jeżeli dzień i noc
Następują po sobie nie dbając o sens
I nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi?

Gdyby tak było, to jednak zostanie
Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta,
Które biegnie i biegnie, poseł niestrudzony,
Na międzygwiezdne pola, w kołowrót galaktyk
I protestuje, woła, krzyczy.

                                                                   

 Czesław Miłosz





Sens życia...filozoficznie





Sens życia ...humorystycznie :))



Ja się stuprocentowo zgadzam z Arystotelesem, nie żebym piwa czasem nie piła....:))))


niedziela, 15 listopada 2015

wyobraź sobie...



Wyobraź sobie, że nie ma nieba (jako miejsce święte)
To łatwe, jeśli spróbujesz
Pod nami nie ma piekła
Ponad nami tylko niebo (zwykłe, niebieskie)


Wyobraź sobie, że wszyscy ludzie
Żyją dniem dzisiejszym.

Wyobraź sobie, że nie istnieją państwa
Nie trudno to zrobić
Nic za co można by zabijać lub umrzeć
I żadnej religii
Wyobraź sobie, że wszyscy ludzie
Żyją w pokoju

             /fragm.tłum.Imagine/





Nie mogę się jeszcze otrząsnąć z ostatnich tragicznych wydarzeń w Paryżu. Wydarzenia te uświadomiły mi, jak trudna będzie walka z terroryzmem , fundamentalizmem islamskim.
Uświadomiły mi, że w każdym kraju islamiści mają swoich ludzi, którzy na miejscu szkolą się na morderców. Ludzie ci przybywają różnymi drogami, może i teraz, między tysiącem uchodźców, wielu się tą drogą już dostało do krajów Europy. Mogą być wszędzie.
Na pewno trzeba być tego świadomym, ale nie dać się zastraszyć.W obliczu tej ostatniej tragedii widać solidarność ludzi na całym świecie...to daje nadzieję, że terroryzmowi powie się wyraźne NIE i za tym pójdą radykalne posunięcia...


                               kładka BERNATKA w Krakowie,w barwach Francji


                                           Warszawa...

i inne państwa...



bo to dotknęło nie tylko mieszkańców Paryża....tak naprawdę każdego z nas...



wtorek, 10 listopada 2015

Muzyka i ...sport, dobrana para

Ponura pogoda w Krakowie, ponure tematy ostatnio poruszałam, ale w życiu nie jest przecież różowo, wiadomo, niemniej jednak trzeba odpocząć nieco...

Korzystając,że to mój blog, troszkę prywaty, bo muzyka, którą tu zapodam, może wyda się za słodka,za prosta, nie każdemu może się podobać...

Ja kocham tego gościa za ten głos od dawna...słuchając przenoszę się w czasie...
Posłuchajmy, a przy okazji popatrzmy na piękno pewnego sportu, idealne połączenie muzyki i ruchu...:))










moja przygoda z utworami Engelberta zaczęła się od tego utworu:




no i już było po mnie...:)




sobota, 7 listopada 2015

nietolerancja i strach

Jesteśmy nietolerancyjni, niestety, każdy z nas na pewno widzi wokół siebie, na swoim terenie przykłady.
Nietolerancja zaczyna się  w dzieciństwie, tak myślę. Dość wyraźnie to widać już w szkole podstawowej. Kto jest inny, kto się wyróżnia czymś, jest nietolerowany. Nie ma jeszcze w tym nienawiści, jest taka jej namiastka, dzieci, młodzież jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy...Nie lubią tego kogoś innego, nie tolerują, zatem w jakiś sposób mu to pokazują, przemocą też. Jeszcze nie wiedzą, że za tą przemocą wobec inności stoi zwyczajny, śmierdzący strach, strach przed NIEZNANYM.
Nauczyciele nie reagują, bo...jak usłyszałam od znajomej mającej dzieci w szkole, zaraz po takiej reakcji przychodzi rodzic takiego łobuza, inicjatora bójek,że nauczyciel stosuje przemoc wobec ich synka. A synek rządzi klasą, stosuje przemoc.Czyli tu rodzina jest nieobiektywna, bo powinna się zastanowić, skąd tyle syn ma niepozytywnych uwag.
I znowu przykład rodzinny. Dotyczy spraw innej orientacji seksualnej synów. Obszerny artykuł  na Onecie, który mnie zainteresował - otóż najgorzej z przyjęciem tej wiadomości mają...ojcowie.
Matki nie popierają, ale ich więź z synem trwa, inaczej z ojcem, od wstydu, do wykluczenia z rodziny, przemocy , a nawet gróźb - opowiadają w reportażu młodzi homoseksualiści, którzy przyznali się rodzinie.
Jest pewien schemat, że homoseksualista to nie mężczyzna, a on nie zmienia płci, a orientację. To dwie różne rzeczy.

"Dla ojca homoseksualność syna może podważać jego własną męskość, poczucie sprawstwa i wychowawczego sukcesu. Tradycyjnie rzecz ujmując, może oznaczać, że nosiciel jego nazwiska i spadkobierca rodu nie przekaże spuścizny ojca dalej." To syna idącego na księdza też tak by pewnie potraktował, a pro po tej rodowej spuścizny. Tak mi się nasunęło.Tatuś - samiec alfa, który na pewno na sumieniu ma niejeden grzeszek.

Jestem zdolna wszystko zrozumieć, bo to nie jest może zwyczajna wiadomość, że syn jest gejem,widzimy się w roli babci, dziadka mającego ślicznego bobaska wnuka,wnuczkę na ręku, ale...czy tak naprawdę dziecko ma iść po naszej, wytyczonej mu linii? to my mamy być szczęśliwe, czy ono?...czy to jest powód by poniżał ojciec takiego syna, wykluczał go z rodziny? Tu już jest pierwszy moment, kiedy nietolerancja zaczyna sie w rodzinie. Tatuś pewnie uznawał zawsze siebie za tolerancyjnego,dopóki to jego nie dotyczyło. Owszem, mogło go zdziwić, nawet zaboleć, ale reakcja nienawiścią? Bo tu też jest tak naprawdę STRACH przed ludźmi,sąsiadami.

Nie popieram homoseksualizmu tylko wtedy, kiedy występuje zjawisko afiszowania się tej grupy, nie popieram ich walki o dzieci w ich związkach, nie popieram żadnych parad wolności...bo tak naprawdę, nietolerancja nie dotyczy tylko homoseksualistów, nie mogą zatem tylko oni czuć się atakowani...
Są inni, mają prawo do swojego życia, ale nie mogą być za głośni , bo my wtedy, ci pozostali - hetero, zaczynamy czuć się powoli nietolerowani i sytuacja robi się niezdrowa.

Nie popieram też przemocy w stosunku do homoseksualistów, a poniższy teledysk oglądnęłam tylko raz, oprócz wspaniałego utworu,  jest bardzo poruszający i ....dla ludzi o mocnych nerwach.
Powinien być wyświetlany w szkołach w starszych klasach i omawiany,dyskutowany, bo nienawiść zaczyna się tak naprawdę w rodzinach, szkołach bardzo wcześnie...tu są potrzebne rozmowy, rozmowy, rozmowy...
Homofobia jest bardzo groźna nie tylko dla homoseksualistów....sami kopiemy sobie dołek , nie dostrzegając pewnych rzeczy wcześniej. To też jest skutek złej komunikacji w rodzinach, niestety.






wikipedia - klip poruszył problem homofobii i przemocy wobec homoseksualistów, powstał pod koniec września 2014 roku, juz w tydzień po premierze,obejrzało go 230 tys.internautów, ostatecznie film osiągnął wynik ponad 190 milionów wyświetleń.


sobota, 31 października 2015

śmierć

Śmierć jest częścią życia. Czy ja się boję śmierci?. Na pewno tak, na pewno nie samej śmierci, ale tego co może spowodować odejście z tego świata, jakaś nieuleczalna choroba, nagłe zdarzenie,wypadek...I jakby bardziej boje się śmierci najbliższych z tych samych powodów.
Tak mi się nasunęło po dzisiejszej ogromnej katastrofie rosyjskiego samolotu w Egipcie na płw.Synaj, ponad 240 osób, nikt nie przeżył. Może ktoś dopomógł tej śmierci, nie wiem, trwa śledztwo. Rodziny tych ludzi czekali na ich powrót...tu śmierć była zaskakująca. Tu ból najbliższych jest nieporównywalny do tych, którzy mając nieuleczalnie chorych, czekają podświadomie na  ich śmierć, bo już tylko morfina pozostała na koniec, oni są jakby pogodzeni, że śmierć niedługo przyjdzie.Jest to też ból, ale inny, jakby jest się przygotowanym na najgorsze, chociaż...niepogodzonym, że to się w ogóle stało.
W naszej kulturze,wierze, śmierć, jest to ból, smutek...chociaż w innych kulturach jest radość, że umarły przechodzi do świata lepszego, szczęśliwego.Dostępuje tego zaszczytu. zaszczytu wejscia na wyższy poziom szczęścia.
Oglądałam ostatnio film Martyny Wojciechowskiej, pokazujący (na jednej z wysp chyba indonezyjskich) obrzędy pochówku zmarłej osoby, przypominający wielkie wesele...nieco szokujący obraz, bo tam do pogrzebu, a może on być przygotowywany parę lat, obcuje się ze zmarłym w trumnie w domu, wstrzykując uprzednio formalinę, traktując zmarłego jako jeszcze...chorego, póki nie wyprawi mu się pogrzebu, dlatego stosunek do śmierci, zmarłych jest bardzo różny. Jak widać, większe święto nieraz jest w czasie pogrzebu zmarłego, niż jego ślubu.

Tak naprawdę nigdy nie będziemy przygotowani na śmierć, każda coś przerywa, zmienia nieraz życie o 360 stopni,ale...najgorsza jest ta zupełnie przychodząca z zaskoczenia, gdzie ktoś nam to życie przerywa bez żadnego powodu. Nie kataklizm, na który nie mamy wpływu, ale czyjaś ręka trzymająca broń, ot chociażby wymierzona w samolot /być może, ale takie zestrzelenia bywają/, w którym siedzą bezbronni ludzie, rodziny wracające do swoich domów.
I czyjeś oczy, tam na dole, wpatrzone w górę...czekające na upragnione spotkanie z najbliższymi, wracającymi już za chwilę...

CISZA....gdzieś tam pewne miejsce zamieniło się w jedną wielką mogiłę. 
Pochylam głowę.







niedziela, 25 października 2015

kłody pod nogi...

Idziemy sobie przez to nasze życie, narzekamy, że jednym to "jak po maśle" wszystko idzie, a nam to tylko kłody pod nogi...tak ostatnio usłyszałam od znajomej. Jednym się udaje, innym to życie zsyła kłopoty.
Jestem zwolenniczką innego stwierdzenia, że nic nie dzieje się na darmo, bez przyczyny. Wydaje mi się, że te kłody pod nogi mobilizują w pewien sposób, wydobywają z nas nasze drugie JA, to silniejsze. Może niekiedy sami się sobie dziwimy, że potrafimy. Takie nasze małe zwycięstwa.

Dlaczego o tym piszę...mam znajomą, która była całe życie rozpieszczana i wyręczana , a to przez męża, a to przez matkę. Zawsze się tym chwaliła. Do pewnego czasu. Mąż zachorował i do tej pory choruje, o niego trzeba teraz dbać, matka zmarła parę lat temu. Kobieta jakby się obudziła dopiero i z najprostszymi rzeczami nie daje sobie rady.
Jej matka prawie o wszystkim decydowała, przypominała...teraz ona nie potrafi o pewnych najprostszych sprawach sama zadecydować.
Szło jej "jak po maśle", ale...może gdyby wcześniej jakaś kłoda spadła na jej drogę ,byłoby to dla kobiety z pożytkiem?
Dużo jest takich przykładów, że rodzina sama szkodzi, nie dochodzi do niej, że dzieci już nie są małe i pomoc ma swoje granice. Niekiedy nie potrafią zagospodarować swojego czasu  i żyją życiem dorosłych już dzieci, budując im złotą klatkę. Robiąc tak naprawdę krzywdę.


*************

w jesiennych parkach samotne ławeczki...
tak niedawno prowadzono na nich ożywione dyskusje...
jakaś zakochana para wspólnie milczała...
pusto...jesienna zaduma...

                                                      fot.krakowianka

kolorowa jesieni
ławeczko samotna w parku
i liściu kolorowy, co już spadłeś z drzewa
teraz wasze pięć minut
dla mojego zachwytu

zanim szarości zawładną
by czekać na białe i mroźne
i zawsze za długie...







poniedziałek, 19 października 2015

taki sobie spacer babci i wnuczki:)

Za każdym razem, kiedy jestem z wnusią na spacerze, staram się jej troszkę przybliżyć zabytki Krakowa /wnusia mieszka poza Krakowem/.W sobotę akurat byłyśmy na plackach ziemniaczanych,słynnych zresztą, bo...w barze, do którego chodziłam jeszcze w latach 70-tych, jako nastolatka z koleżankami po zajęciach szkolnych, a potem tam zaprowadziłam męża. Jak będziecie w Krakowie, odwiedźcie,wstąpcie, to Bar Grodzki, jak nazwa wskazuje znajduje się na ul.Grodzkiej. :-)

oto on - zdjęcia z netu:



Niedaleko, bo również na ul. Grodzkiej znajduje się jeden z najstarszych kościołów krakowskich, kościół św. Andrzeja


nieduży romański kościółek z XI w, ale...ma pewne słynne dzieło w środku - to rokokowa ambona w kształcie lodzi. Dla mnie arcydzieło,chociaż rokoko to dla mnie za duży przepych, jeśli chodzi o styl wnętrz, w tym jednak wypadku budzi od zawsze mój zachwyt. I od soboty, zachwyt wnusi. 
- Ale pięknaaaaa...usłyszałam i zobaczyłam zachwyt w oczach dziecka




 tu w przybliżeniu, z boku...

Szkoda, że nie można wejść dalej, kościółek tylko częściowo jest otwarty, ambona odgrodzona
jest kratą. Jak są msze, otwierają dla wiernych.To ochrona przed złodziejami na pewno.

Kościół ma charakter obronny, przez parę lat pełnił taką funkcję, co widać po otworach strzelniczych. Należy teraz do zakonu sióstr Klarysek.Wnętrze barokowe.
Ciekawostką jest to, że kiedyś, w 1243 r był odgrodzony fosą i wałem, przez Konrada Mazowieckiego, podczas walk o tron krakowski /wikipedia/. Nie potrafię tego jakoś sobie wyobrazić...ale tak było.
W każdym razie, słynną ambonę zaliczyłyśmy.I słynne placki ziemniaczane.A ja przy okazji wróciłam do wspomnień z młodych lat.:0
Jedynym minusem była...deszczowa pogoda. Ale to tak już będzie, jesień złe humory ma.;)




na dobry humor zawsze...muzyka :)





poniedziałek, 12 października 2015

prawo do miłości

Znowu była otwarta na nową miłość.Uśmiechnęła się do swoich myśli. Ile razy już kochała? Trzy ,może cztery...no tak, Marek to taka nastoletnia, niedojrzała miłość, ale Jerzy, Mariusz,Kuba...ileż pięknych chwil, to co, że żonaci byli, ale...nieszczęśliwi, przy niej rozkwitali, sami jej to mówili, dostawali energii do życia...a nawet lepsi byli dla swoich żon dzięki niej. Mieli wyrównać pewne sprawy i odejść. Prosili o cierpliwość. Miłość nie może być niecierpliwa, nie są już nastolatkami, a dojrzałymi ludźmi. Jak słuchała ich opowieści, to się dziwiła, że kobiety są takie niedobre dla swoich facetów, tych,których znała i pokochała...Kuba czekał z odejściem , aż jego syn zda maturę, nie chciał zaważyć na jego nauce, wiadomo jak dzieci przeżywają takie sprawy, ale już, już jedną nogą był z nią. Już nie mógł się doczekać bycia z nią. Tak mówił...potem przestał odbierać telefony.Tego nie przewidziała...przecież kochali się prawdziwą miłością.
Teraz znowu kocha, czuje, że to ten jedyny...tylko, że Michał nie jest tak całkowicie wolny, ale sprawa jest już w sądzie, to jakby już był jej, te jego kochające oczy powiedziały jej bez słów...Czeka teraz na niego z kolacją, kupiła nastrojowe świece, upiekła ciasto, obiecała mu, że przygotowała dla niego specjalną niespodziankę, z okazji ich pierwszej rocznicy, będzie zaskoczony.Wstawiła szampana do lodówki, poprawiła makijaż...
Ma prawo do szczęścia i będzie to swoje szczęście zdobywać...Bo miłość to piękne uczucie...i jest wszystkiego warte. Uspokajała się, upewniała wewnętrznie.

Dlaczego on sie spóźnia już godzinę? nerwowo spojrzała na zegarek, ale pewnie mu coś w pracy wypadło, poczeka jeszcze kwadrans i zadzwoni...


Każdy ma prawo do miłości, ale....





piątek, 9 października 2015

humor "z myszką"...najlepszy! :)

Coś z niezapomnianych skeczy - klasyka, a ta przecież jest najlepsza...
i naprawdę można się pośmiać...
przy tej pogodzie to jak najbardziej zalecane...podobno 1 minuta śmiechu zastępuje 3 minuty gimnastyki, twierdzą naukowcy ;)





***





Do pomysłu na ten post zainspirował mnie inny post, "Malutki bączek " Stokrotki...z mojej linkowni :)


sobota, 3 października 2015

W krzywym zwierciadle - starość

Kończąc sobotnie przedpołudniowe zakupy, weszłam do piekarnio-cukierni by jako strudzony wędrowiec sklepowy spocząć przy stoliku i posilić się nieco dwoma gałkami lodów.)) Przy okazji, niechcąco i jakoś automatycznie zaczęłam  obserwować ludzi wchodzących i kupujących. Dzieci oczywiście startowały od razu do stoiska z lodami.Wielka radość, bo i pogoda super, ponad 25 stopni, jak na październik nie jest źle.

Do tegoż stoiska podeszły dwie elegancko ubrane starsze panie. Przez ok.10 minut rozprawiały między sobą, czy mają wziąć po dwie gałki do wafelka,czy po jednej, czy może do szklanego pucharka. Jak już wreszcie doszły do consensusu, pojawił się problem ze smakami. Zniecierpliwiona sprzedawczyni (i nie tylko,haha), grzecznie zaczęła paniom coś tam polecać, wreszcie WYBRAŁYYYY. Jest radość i ulga co najmniej kilku osób, przysłuchujących się tej dyskusji...w tym oczywiście i mojej skromnej osoby, która chciała sobie spokojnie zjeść coś na zakończenie akcji - zakupy.
Odeszły do sali z tyłu, do stolika...ufff, spokojnie dokończę sobie lody....Nagle po jakiś 3 minutach podchodzi z tyłu jedna z tych starszych pań do stoiska z lodami i słyszę - niech mi pani poda szklany pucharek i jedną łyżeczkę...
xhytyybxxxxnbzzzzuuu8yyyyyyyy..
Jak wychodziłam, pani przekładała lody z wafelka do szklanego kielicha...Ta druga została przy wafelku.

Naszły mnie refleksje...jaka ja będę na stare lata...
Na pewno nie zrezygnuję z lodów...to na razie jedno wiem.:))



:))






niedziela, 27 września 2015

o pewnych zupach....czeskich

Będąc w Pradze, miałam okazję skosztować pewnej regionalnej zupy, której jestem teraz fanką.
To zupa - krem czosnkowa i jest to tzw. česneková polévka lub česnečka, charakterystyczne danie czeskie. Pyszna. Po przyjeździe zaczęłam wertować net i znalazłam wiele przepisów na tę zupę, ale baza jest jedna, zachęcam do kulinarnych poszukiwań.
Jest doskonała na jesienne wieczory,bo doskonale rozgrzewa.
Dużo mówi się na tematy kuchni włoskiej, francuskiej, ale są też i inne kuchnie i przepisy, które odkrywamy będąc w jakimś kraju.W każdym razie zupę-krem czosnkową z grzankami  z chleba włączam do mojego menu zup. Nadchodzi jesień , a więc w sam raz.:))

Szukając  przepisów, natknęłam się na jeszcze jedną zupę czeską i myślę, że jest godna polecenia, nieco podobna do czosnkowej - czeska zupa ziemniaczana - bramborova polevka, z dodatkiem grzybów.Wydaje mi się nawet ciekawsza od samej czosnkowej, ze względu na te grzyby...
znalazłam dość prosty przepis: TU
Tylko radzę tych zupek nie spożywać przed jakimiś ważnymi spotkaniami,randkami...bo wiadomo, czosnku tam wiele...;)))

jeszcze kilka fotek z Pragi...





patrząc na te budynki o nazwie Tańczący Dom, przypomniałam sobie, jak Jadzia Stokrotka o nich pisała na swoim blogu...obojetnie co ktoś o nich myśli,są wielką ciekawostką...co starałam się uchwycić....

***
może coś z disco dla odmiany?




wtorek, 22 września 2015

miasto....niezwykłe

W ubiegły weekend byłam w miejscu,o którym marzyłam już od kilkudziesięciu lat i nagle...nadarzyła się okazja.WYCIECZKA DO PRAGI,  z zakładu pracy.
Podróż autokarem trwała 7,5 godzin, kierunek Kudowa Zdrój, Hradec Kralove i...wymarzona Praga.

Przepiękne miasto, na pewno większość z Was już była, ja pierwszy raz. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak wielkie, tak czyste...i tak pełne turystów. O ile w Kraku jest morze turystów, to tam nazwałabym śmiało tę ilość oceanem.
Nie była to łatwa technicznie wycieczka , bo zwiedzanie było według schematu: idziemy, chwila na patrzenie,słuchanie, robienie zdjęć, idziemy...przerwa na posiłek, idziemy...i tak do wieczora...Dostaliśmy każdy słuchawkę z odbiorniczkiem i doskonale słyszeliśmy przewodniczkę, można było ją zgłaśniać, ściszać, jak komu wygodniej.
Mało było odpoczynku , bo i obszar do zwiedzania ogromny - Hradczany, Stare Mesto, dzielnica żydowska Józefów, Hradczany nocą, most Karola w dzień,w nocy...Wieczorem moje nogi prawie wysiadły,jak nie bolała do tej pory ostroga,to pod koniec dnia zaczęła boleć, oczy pożerały widoki, cudne, ale nogi obraziły się, szczególnie jedna....))
Na Hradczany nocą już nie poszłam...z kilkoma koleżankami.No niestety...każdy krok to ból,na drugi dzień już było lepiej...Noga po prostu wołała o odpoczynek...ot co.

Na moście Karola tłuuuuumy...co uwieczniłam poniżej...


Na pewno fakt, że weekend w Pradze był przepiękny /w Kraku padało i było pochmurnie / nastąpił zalew i turystów i mieszkańców spacerujących z rodzinami. Pełne kafejki, restauracje, mix językowy. Dużo Włochów, Niemców. Nie widziałam tam pijanych, zaczepiających, a piwo tam leje się do kufli non stop. Piwo mają bardzo dobre tak poza nawiasem. Knedliczki też, maczane w gulaszu.Nieco gorzej z kawą, niezbyt smaczna.
Na moście Karola pogłaskałam figurę św.Nepomucena na szczęście...a co mi szkodzi.;-) Były kolejki z dwu stron do świętego i nawet jakiś Niemiec z przeciwka szarmanckim gestem mnie przepuścił, pełna kulturka..:).


                                             most Karola

Nie będę tu duzo pisać, bo Pragę na pewno znacie...chcę tylko tu zostawić troszkę moich wrażeń, moich zachwytów ...bo zakochałam się w Pradze. Myślałam, że te ochy i achy moich znajomych tam już będących są lekko przesadzone...Nie są.

jedna z kamienic, ciekawostką jest to,że patrząc na nią, ma się wrażenie,że zrobiona jest z wypukłej kostki,a to tylko...złudzenie,tak jest namalowane...

kolejna ciekawa kamienica - część okien jest tylko...namalowana...

wejście na Zamek Praski i Katedra św.Wita - przepiękna


                                         wnętrze Katedry, przepiękne witraże, ołtarzyk skojarzył mi się z...:-)


               dekoracja sklepienia , przez tzw.żebrowanie, tu - rozrastające się gałęzie...niesamowite wrażenie


                                         zmierzch...okrywa starówkę...
                                             i most Karola...

Czas za szybko biegnie...będę tęsknić za tym magicznym miastem, ale wrzuciłam pieniążka do fontanny Leopolda, może wrócę tu?





***

niedziela, 13 września 2015

wystawa...szczególna

Są w Krakowie wystawy... szczególne, gdzie można oko nacieszyć I przy okazji dokonać zakupu...Nie są to łatwe zakupy, bo można...zatracić się całkowicie,szczególnie my-kobiety.:))

Opłaciwszy  7 zł  wstępu weszłam....do jaskini rozpusty dla oka /i portfela/...na oglądanie WYSTAWY MINERAŁÓW I BIŻUTERII








Nie wszyscy wystawcy pozwalali robić zdjęcia...
Te najpiękniejsze minerały i skamieniałości z różnych stron świata były chronione. Naprawdę było co podziwiać, niesamowite kształty, kolory...

Powiem tak, to co miałam w portfelu , to wszystko wydałam, a tylko trzy rzeczy kupiłam /na tyle mi starczyło /, niedrogie zresztą, na szczęście nie wzięłam wszystkich pieniędzy...:)
Ta wystawa jeszcze będzie w tym roku...na pewno ją odwiedzę, bo...upatrzyłam sobie jeszcze parę rzeczy....:)

zdjęcia z komórki, jakościowo nie najlepsze, przepraszam, ale nie mogłam się oprzeć...




sobota, 5 września 2015

zatęskniłam...

zatęskniłam za pewnymi dwoma facetami...
podobno ujrzeli kometę...:-)
i tak o tym zaśpiewali, że ciągle wracam
i słucham ...ich opowieści

są utwory, do których się wraca
mają swoją MAGIĘ...












środa, 2 września 2015

jeszcze słyszę tamten gwar...

Niedawno ,będąc na spacerze,zabrnęłam na osiedle mojego dzieciństwa i znalazłam się koło mojej szkoły podstawowej.Teraz jest tam gimnazjum.




                                          zdj.z netu, ale to moja szkoła...otoczona zielenią....

Stanęłam chwilę tuż za siatką, za którą kiedyś była bieżnia i stanowisko do skoku w dal, zarośnięte teraz trawą. Zamknęłam oczy...pod powiekami przesuwał się film w zwolnionym tempie, w kolorze sepii. Rozbieg, bieg, odbicie i...i było blisko rekordu szkoły. Bardzo lubiłam skok w dal, miałam niezłe wyniki. Co to były za przeżycia, kiedy razem z nauczycielem szliśmy mierzyć odległość i radość na mojej twarzy. Będę w pierwszej trójce. Jest OK.- ale stać cie na więcej, słyszałam od wf-isty.
Był również skok wzwyż - tyłem, przodem...ale nie za bardzo lubiłam, wolałam biegi na różnych dystansach.
Skoki przez kozła... i tu zawsze kończyłam - na koźle...:))). Za żadne skarby nie przeskoczyłam,wyobraźnia mi za dużo podpowiadała...zazdrościłam niektórym koleżankom, ale nie byłam osamotniona w tych nieudanych skokach. Bardzo lubiłam fikołki,to znaczy przewroty w tył i przód, te przewroty też lubił mój psiak niesforny, kiedy ćwiczyłam w domu...zawsze mi w tym przeszkadzał, on miał zabawę, ja więcej powtórek ;))
Jeśli chodzi o lekcje wf-u, to duży nacisk był kładziony na lekkoatletykę.I bardzo dobrze, myślę.

Otwarłam oczy...szkoła jeszcze stoi pusta, za parę dni zbliżał się nowy rok szkolny...cisza...a ja słyszę gwar i śmiech tamtych NAS, wesołych dzieciaków z przyszytymi tarczami na rękawie fartuszka. Jakiś żal, nostalgia, że to juz tak odległa przeszłość, bo tamte lata , lata szkoły podstawowej były najmilsze,jeśli chodzi o szkolne lata w ogóle w moim życiu. Późniejsze lata już nie były takie beztroskie.Były inne po prostu.

.

Myślę, ze każdy z Was ma takie szkolne wspomnienia.:)

sobota, 29 sierpnia 2015

na tropie tajemnicy - Bolesław II Zapomniany


Historia Polski Królów to ciągle otwarta księga. Okazuje się,że jest wiele tajemnic,białych plam,co jakiś czas wychodzą na jaw dość ciekawe, nieznane dotąd historie.
Jedna z nich dotyczy króla, którego nie ma wymienionego w spisie królów polskich, a był.
Historycy spierają się, ale są zapisy historyczne na potwierdzenie jego rządów. Dlaczego został wymazany z historii? co takiego zrobił? komu się aż tak naraził?

To Bolesław Mieszkowic, nazywany również Zapomnianym lub Okrutnym – legendarny król polski, mający panować w latach 1034–1038, przed wstąpieniem na tron Kazimierza Odnowiciela, domniemany pierworodny syn Mieszka II i Rychezy, wnuczki cesarza niemieckiego Ottona II.
Wspomina o nim późne źródło, Kronika wielkopolska, napisana w XIII w. przez biskupa poznańskiego Boguchwała II. Podaje ona, że po śmierci Mieszka II rządy objął jego pierworodny syn Bolesław. Według kroniki z powodu srogości i okropnych zbrodni „życie źle skończył”.
Tak naprawdę to wiekszosć władców była sroga i okrutna, ale Bolesław musiał komuś wybitnie sie narazić, że o nim zapomniano.
Jest pewien ślad, który może być wyjaśnieniem tej tajemnicy:
Kilka lat po śmierci Mieszka II nastąpił chaos w Polsce,bunty przeciwko chrześcijaństwu,
prześladowanie księży.
"Walczący o władzę Bezprym i Bolesław opowiedzieli się po stronie pogańskiego żywiołu i na jego czele wypowiedzieli wojnę Kościołowi, sojusznikowi ich politycznych konkurentów.To był zapewne ów straszliwy występek, jakiego dopuścił się Zapomniany. Najprawdopodobniej ustami arcybiskupa gnieźnieńskiego Bossuty wypowiedziana została uroczysta klątwa, która spadła nie tylko na samego władcę, ale także na całą Polskę. Bolesław II prawdopodobnie został skrytobójczo pozbawiony życia i wykreślony z pamięci, a Polska powrót na łono Kościoła okupiła szeregiem ciężkich obowiązków, za cenę których pozwolono księciu Kazimierzowi Odnowicielowi opuścić klasztorne mury i przybyć do Polski."

Pośrednio  istnienie Bolesława II potwierdza także „Rocznik małopolski”, w którym Bolesław Krzywousty nazwany jest Bolesławem IV, oraz zniszczony w XIX w. „Kodeks tyniecki” Bolesława Śmiałego z figurującą przy jego imieniu rzymską cyfrą III. Skoro zatem Chrobremu, poza wspaniałym przydomkiem Wielki, przyznano rzymską jedynkę, a Śmiałemu i Krzywoustemu trójkę i czwórkę, wniosek jest oczywisty: był między nimi jeszcze jeden Bolesław.

 
Nie będę już zanudzać, ale zachęcam do przeczytania ...TU

Znalazłam również ciekawy film o odkryciach archeologicznych dotyczących okresu Dynastii Piastów, nie jest krótki, ale warto go obejrzeć:



Nie trzeba daleko szukać, tajemnice dotyczące historii naszego państwa są nie mniej interesujące niż tajemnice...piramid i ...zazdroszczę archeologom.:))


czwartek, 27 sierpnia 2015

SZOK

Dzisiaj przeżyłam szok i miałam włosy i minę o taką...przez pewien czas:


 Piszę na gorąco, miałam inny, poważny post zapodać,ale...

Otóż dzisiaj byłam u mojej lekarki po receptę.W poczekalni było 5 osób przede mną, czterech facetów i jedna kobieta.Tak jakoś od jakiegoś błahego tematu nawiązała się między mną a jednym z mężczyzn rozmowa.W pewnym momencie zeszliśmy na temat pijanych kierowców. Ja od razu, że to w sumie bandyci, a on mi na to, że nie ukrywa, że czasem jeździ po alkoholu, ale jeździ OSTROŻNIE. Jeszcze nikogo nie zabił. Jeździ -  nie, że mu się przytrafiło. Miałam przed sobą bandytę w całej okazałości...ciśnienie 400, chyba poproszę lekarkę o silniejsze leki. Tak na wszelki wypadek.

- Co by pani zrobiła, miałem taką sytuację /gość jakby chciał się wytłumaczyć /, przyjechał do mnie kuzyn, troszkę wypiliśmy, a tu za chwile mam telefon, że moi rodzice mnie proszą o podwiezienie, są za miastem u ciotki. No to wziąłem samochód. Niedużo wypiliśmy z kuzynem, a ja jeżdżę ostrożnie. /naprawdę niełatwo mi pisać ten tekst, ale muszę to wyrzucić/
- i wie pani, w drodze powrotnej , już blisko domu ktoś mi się na jezdni położył w poprzek, zatrzymaliśmy się, podchodzę, a tu...jakaś pijana w belę łachudra leży i nie ma siły wstać.Takie numery...widziała pani? 

Ja przyznam się, że odechciało mi się wszystkiego, jakaś niemoc mnie ogarnęła ...lekarka wezwała faceta do gabinetu, bo była jego kolej...a ja zastanawiałam się, czy on na pewno do właściwego lekarza trafił...
W jego mózgu zaszły nieodwracalne zmiany.

na odreagowanie tylko muzyka...






piątek, 21 sierpnia 2015

wakacyjny ...przerywnik

Ponieważ jestem na tropie następnej tajemnicy historycznej ;D , a obiecałam wnusi, że kupie jej nowy plecak do szkoły /już 3 klasa podstawowa, mammamija/, to wybieramy się wkrótce na zakupy... i typowego postu nie będzie na razie.

Przy okazji przypomniało mi się, jak kupowałam jej niedawno jakąś książkę / bardzo lubi buszować wśród książek/ i zobaczyło dziecko, że płace kartą, to...
- babcia, jak kartą płacisz, to mogę jeszcze jedną książeczkę sobie wybrać?
 ...kurczę to dziecku karta kojarzy się z jakimś wypasionym kontem???...no tak, portfel jakoś skromniej wygląda, to fakt, hm...a konto to "sezamie otwórz się"...w wyobraźni dziecka chyba...
Sezam otworzył się na tę jedną jeszcze książeczkę...

Nie powiem, bardzo mnie w sumie to cieszy, że tak obie sobie czasem buszujemy po księgarniach, zresztą teraz faktycznie książki są ładnie wydawane, przyciągają, może niekoniecznie ceną, ale czasem są promocje, przeceny.

Dlatego w ramach przerywnika, coś z archiwum muzyki włoskiej...a klip w sam raz na wakacje, BAJECZNY :)




sobota, 15 sierpnia 2015

tajemnicza LILITH

Nie pisałam,bo... real mnie wciągnął  i po prostu chęć odpoczynku od bloga. Nie samym blogiem człowiek żyje, moje nowe hasło...:-)
Dzięki za miłe komentarze pod poprzednim postem.

Poza tym "tropię" pewne tajemnice początków świata, a że ktoś mi temat podsunął w realu, zaczęłam wertować net, zdziwiona, że na ten temat jest troszkę ciekawostek.
Otóż okazuje się, że to, że Ewa była pierwszą biblijną żoną Adama /jak nam mówią/ nie jest takie pewne.


Bóg stworzył /podobno/ pierwszą kobietę o imieniu Lilith, przed Ewą... Księga Rodzaju przedstawia dwa opisy stworzenia świata, w pierwszym z nich czytamy: " I stworzył Bóg człowieka na wyobrażenie swoje: na wyobrażenie boże stworzył go: mężczyznę i białogłowę stworzył je" ( Rdz 1, 27). Drugi opis stworzenia człowieka przedstawia kolejny rozdział Pisma Świętego ( Rdz 2, 27) - zgodnie z tym przedstawienie, Ewa została stworzona dużo później niż Adam, z jego żebra.

Dlaczego tak skrzętnie ukrywa się stworzenie Lilith, zastanawiam się - kobiety, która była  niepokorna, nie podporządkowała się Adamowi, zbuntowała  i uciekła Opuściła Raj.Ośmieliła się zbuntować samemu Stwórcy.
Bardzo ciekawe są te opowieści,można jak baśń je czytać...
Pierwszy opis Lilith pojawia się w średniowiecznym "Alfabecie Ben-Sira". Wcześniej Lilith przeważnie przedstawiana była jako demoniczna "pierwsza Ewa".

Z powodu dwuznaczności jej postaci, często pojawiała się w literaturze i sztuce, na wielu późnośredniowiecznych i renesansowych przedstawieniach sceny kuszenia w raju, wąż ma kobiecą głowę Lilith.

Są to dość interesujące opowieści, intrygujące tym bardziej,że głośno na ten temat Kościół nie wypowiada się. Pierwsza kobieta to buntowniczka, niezależna osoba, która nie chciała przyjąć służalczej roli  w stosunku do mężczyzny we wszystkich aspektach wspólnego życia.
Być może Lilith to pierwsza  feministka?...i nie bardzo udane /albo bardzo udane/ dzieło Boga,o którym Kościół woli nie wspominać głośno, że była taka kobieta, która ośmieliła się być niezależna?
Dużo jest pytań, na które nie ma jeszcze odpowiedzi...Bo na przykład, dlaczego nie dano jej tej niezależności, że musiała wybrać ucieczkę...czyżby od początku świata nam kobietom dano tylko jedną rolę?
Mnie trochę dziwi ta cisza wokół pierwszej kobiety w Raju. Bo faktycznie,jeżeli Bóg stworzył kobietę i mężczyznę na swoje wyobrażenie,a potem,Adam został sam...i z jego żebra powstała Ewa...to kto był przed Ewą i kto opuścił Adama....
Może nigdy się nie dowiemy...ale może dlatego wśród nas są kobiety i uległe i wojowniczki z charakteru? może to dzięki Lilith ?

Matko...taki upał,a mnie wzięło na taki temat...:)

TU jest nieco szerzej o Lilith...


muza spokojna...





czwartek, 23 lipca 2015

tęsknota za bluesem ...



Jesteś cała w trawie,

zielone myśli Twe


są  jak poszum wiatru


we włosach Twych, we włosach Twych


delikatnych, czystych tak


jak myśli me o Tobie

 
/fragm./


niesamowity , jedyny i ...nieosiągalny duet...
dobrze się słucha bluesa, w takie upalne, duszne i parne dni...



środa, 8 lipca 2015

perfekcja, hm..

perfekcyjna pani domu
perfekcyjna fryzura
perfekcja w każdym calu...
itd, itp...
Nie lubię tego słowa. Jak poczytałam w necie, ma ono aż 66 synonimów, m.innymi: profesjonalizm, nadzwyczajność, maestria, optimum, znakomitość, zupełność, zenit...itp, aż głowa puchnie, zresztą każdy perfekcję kojarzy z czymś doskonałym, dokończonym. Przysłowiowa pełna szklanka, równiutko z brzegiem. A ja jestem amatorką szklanki do połowy pełnej, tak już mam. :-)
Tv przekonuje nas, żebyśmy były perfekcyjnymi paniami domu, równiutko, czyściutko, posegregowane, ułożone kolorami, pudełeczka - a te na buty, a te na pantofle...Załamałam się nieco, bo przyznam się, że lubię mieszkanie, które żyje, w którym panuje mały nieporządek /tzw. nieład artystyczny/, a nie jak dom z klocków Lego. Zresztą ci co mają dzieci w domach znają ten ból, ten nieład twórczy, nad którym nie zawsze można zapanować i wsadzić do kolorowych, podpisanych pudełeczek.:)
Na pewno ważne jest utrzymanie porządku, ale słowo perfekcyjny nie pasuje nijak tutaj...i żadne tam przesuwanie tu i tam ręką w białych rękawiczkach :))

Wydaje mi się, że dobrze jest dążyć do dopełnienia tej przysłowiowej szklanki, by była nieco pełniejsza, szukania sposobów ułatwiania sobie życia, przez stosowanie ciekawych rozwiązań: czy to w domu, jego urządzania, czy przepisów kulinarnych, czy jeszcze innych...

Perfekcja - to słowo dobrze brzmi, sprawdza się w muzyce, gdzie faktycznie są utwory perfekcyjnie wykonane, tu bym się zgodziła.
Poniższy klip do takiego zaliczam.:)
Mogę jeszcze dorzucić, że gitarzysta ma perfekcyjny, twórczy nieład na głowie:)) dla mnie on jest bohaterem tego klipu, dodaje mu powera, kapitalnej energetyczności,  no i ten głos Annie - maestria /też synonim perfekcji jak by nie było/.:)





środa, 1 lipca 2015

urzekające...

Pisałam kiedyś o tym, że lekarze biją na alarm jeśli chodzi o sprawność ruchową dzieci, że unikają lekcji wf-u w szkołach...że siedza przy komputerach krzywiąc kręgosłupy...

Ostatnio na onecie zapodawany był krótki  filmik o pewnym maluchu - 19-miesięcznej dziewczynce.Filmik nakręcony przez jej rodziców.
Niesamowity, a najbardziej urzekła mnie pewna strategia maluszka, by jednak dojść do celu. Nie zrażało się małymi niepowodzeniami po drodze, nie cofało się, ale z ogromnym uporem jak na takie dziecko zdobywało swoją górę. Swoje Kilimandżaro jak to określają niektórzy.
Może to jest pomysł, by jak najwcześniej zacząć wyrabiać w dziecku zdolności ruchowe?
Popatrzcie na małą spryciarę:)



*****
Muzyka...
może niektórzy pamiętają ten zespół...Mimo ubogich klipów w porównaniu z dzisiejszymi, z ogromną przyjemnością słucha się głównej wokalistki, skromnej, ładnej , z czystym, pięknym głosem, jakby stworzonym do ballad.
Mnie zawsze urzekały te przeboje.i urzekają dalej...







środa, 24 czerwca 2015

Obrażony

Idzie sobie człowiek po pracy na spacer, nad jeziorko...a tu taki widoczek :)
... taki człowiek usiądzie, zapatrzy się  i w jakimś momencie wyjmie komórke i ...


                                /zdj.krakowianka/ - nad Zalewem Nowohuckim


no...i jakoś wyszło...uff...
aparatu człowiek jak zwykle nie wziął, zapomniał...

Łabędź podpłynął /albo łabędzica /, spojrzał na mnie i nie widząc żadnego odruchu , żebym mu coś miała zamiar rzucić do zjedzenia, obrażony odpłynął.
- piękny jesteś, rzuciłam za nim, ale ptaszysko obraziło się...pokazało mi swój tył...

Niedaleko wisi tabliczka, zakazująca karmienie łabędzi.

I prawidłowo, dla dobra ptaków , bo ogromnym błędem jest karmienie chlebem, który
 / i tu cytuję wypowiedź ornitologa/ - szkodzi ptakom, które będąc roślinożernymi, nie posiadają kwaśnego odczynu w żołądku. Jedzenie chleba w dużych ilościach (w czasie trawienia powstaje kwas) zmienia ten odczyn z zasadowego na kwaśny i utrudnia prawidłowe trawienie. Szkodzi  to głównie kaczkom z gatunku krzyżówek oraz łysek oraz łabędziom
Czyli dokładnie tym okazom,które pływają np.po Zalewie w Nowej Hucie.
Zdaniem ornitologów lepiej jest dawać ptakom zboże oraz surowe i pokrojone warzywa, takie jak buraki, marchewki, albo kapustę.

Obrażone ptaszysko i tak tego nie zrozumie...rozpieszczony łakomczuch.:)


muzyka...wakacyjna, lekka
mimo długiego wstępu muzycznego...jest to piosenka...:))






piątek, 19 czerwca 2015

żywe kamienie

Ostatnio odkryłam pewną roślinę /odkrycie nastąpiło w zaprzyjaźnionej kwiaciarni/, którą po prostu muszę mieć,ale najpierw poczytałam o niej nieco...wolę teoretycznie przygotować się, czy dam radę to CUDO sobie hodować.I myślę, po lekturze internetowej i rozmowie z kwiaciarką, że mogę zaryzykować.
To cudo nosi nazwę "żywe kamienie"- Lithops  i jest sukulentem, dość łatwym w uprawie...tak piszą.
A wygląda tak na samym początku:


potem tak:






Żywe kamienie pochodzą z Afryki Południowej. Żyjąc w skrajnie niekorzystnych warunkach przystosowały się do nich, wykształcając umiejętność magazynowania znacznej ilości wody w niskich, grubych i napęczniałych liściach, wyrastających parami z krótkich podziemnych łodyg. Są one całkowicie zrośnięte i tylko u góry przebiega poprzeczna szczelina dzieląca je na dwie części./ TU /
Z tej szczeliny, jesienią wyrasta kwiat. Roślina ta, podobno przynosi szczęście, bo jak wynika z historii jej odkrycia, przyniosła jej odkrywcy bardzo pozytywne zmiany w życiu.
Obojętnie...czy to prawda czy nie, jest to bardzo oryginalny okaz i nie wymaga trudnej uprawy.Coś dla mnie.;)

Co ciekawe, przeglądając ostatnio strony o tej roślinie, która pochodzi z Afryki  / nazywana jest też kaktusem żywym kamieniem/...wspomniałam sobie o ś.p.siostrze Judycie, która prowadziła blog La vie est Belle...i ja też, która tyle lat działała właśnie w Afryce, Kamerunie...i dzisiaj patrzę, a tu nowy wpis zakonnic na Jej blogu..;)...przypadek?

Ta niepozorna, oryginalna roślinka przywołała wspomnienia...Kiedyś na swoim blogu siostra Judyta zapodawała piękne zdjęcia z oryginalnymi kwiatami pustyni  Afryki. Tam to były okazy dopiero...

muzyka...hm...też z Afryką w tle, taka wakacyjna, na lato :)





.../zdjęcia z internetu/

wtorek, 16 czerwca 2015

pomarzyć dobra rzecz...

Zacznę pesymistycznie, że nie za bardzo mam wenę do pisania, jakieś myślowe lenistwo...
Chętnie bym sobie tak teraz nic nie robiła leżąc na jakiejś egzotycznej plaży...albo na statku, który leniwie mnie niesie...a koło mnie na wyciągnięcie ręki kolorowy drink na stoliku, schłodzony oczywiście...Pogoda u nas w kratkę jak na te porę roku to sobie marzę...a co...;))





Tak naprawdę nie odbiło mi, ale przede mną remont kuchni już niedługo /już nie mogę na nią patrzeć/ i...i znowu kasa pójdzie na praktyczne wykorzystanie ...może następna pożyczka będzie na coś...niepraktycznego???
pomarzyć  DOBRA RZECZ...;))



przypomniał mi się przy okazji piękny, ale smutny utwór.../dlaczego smutne utwory są najpiękniejsze?/...





niedziela, 7 czerwca 2015

Pierre Brice - wspomnienie

Są aktorzy,którzy nie zrobili wielkiej kariery, ale potrafili jedną rolą w filmie sprawić,że rola i film...stał się legendą, filmem kultowym.

Media podały, że główny odtwórca "WINNETOU" Pierre Brice nie nie żyje, miał 86 lat. 
Winnetou, to seria filmów indiańskich, które w latach 60- tych i 70-tych zyskały ogromną popularność, tak wielką, szczególnie u młodzieży, że powstało kilkanaście części o dzielnym Apaczu -Winnetou. Film powstał na podstawie powieści Karola Maya.

Paradoksem było to, że filmy kręcono w koprodukcji niemiecko /NRD/-jugosłowiańskiej , a główny aktor był Francuzem. Przepiękne krajobrazy, w których kręcono sceny do filmu znajdowały się na terenie Chorwacji ./TU/
Film niósł przesłanie o przyjaźni, godności, odwadze.
Pierre Brice...Jego odejście przywołało falę wspomnień. Każda nastolatka wtedy wpatrzona była w dzielnego Winnetou, z długimi kruczoczarnymi włosami. Na szkolne zabawy połowa z nas była przebrana za Indianki.;))
Ech...to były czasy. Zapomniałam dodać, że z magazynów Ekran i Film, znikały powycinane z Nim fotosy. Pilnowałam każdego numeru.
Nie wiem, co było w tym filmie magicznego,ale wiem...że było.Wtedy było.




Jedno jest niezaprzeczalne - Pierre Brice stworzył piękną legendę.

czwartek, 4 czerwca 2015

post na wskroś pozytywny:)

Ogromnie lubię Stanisławę Celińską, ale...nie wiedziałam, że Ona poza świetną grą aktorską, DOSKONALE potrafi zachęcać nas do tego by uśmiechać się, a robi to śpiewająco.

Mnie zachęciła...:)))))



niedziela, 31 maja 2015

Dziecko

Niedługo Międzynarodowy Dzień Dziecka.
Tak wspominając swoje dzieciństwo, które mimo biedniejszych czasów było wspaniałe i beztroskie, przypomniałam sobie pewną bajkę pisaną wierszem - Jaś i Małgosia Anny Świrczyńskiej. Do dzisiaj o dziwo ją pamiętam.Nie całą, fragment..Nauczyłam wnusię, spodobało jej się. Mówimy nieraz w duecie, śmiejąc się.

oto fragment

Gadu, gadu gadka. Stoi sobie chatka. Kto w tej chatce mieszka?
Jaś i Małgorzatka.
Chłopiec próżniak, panna - leń, nic nie robią cały dzień.
Chłopiec - urwis, panna- trzpiot. A łakome niby kot.

Był to właśnie koniec latka. Niebo jasne, śliczny czas.
Poszła z Jasiem Małgorzatka na jagody w ciemny las.
Wzięli z sobą dwa koszyczki,ten - braciszka, ten- siostrzyczki.
Lecz zbieranie-nudna rzecz,wiec rzucili kosze precz.

Wiewióreczka - śmieszka, co to w dziupli mieszka,
bawiła sie z dziećmi na zielonych ścieżkach.

...

Potem wiadomo, napotkali chatkę Baby Jagi ,ale jaką chatkę - całą zbudowaną ze słodyczy.
Pamiętam jak moja wyobraźnia wtedy działała, kiedy czytałam jako dziecko ...jak ja im zazdrościłam tej chatki...

Z cukru ściany, z cukru drzwiczki, piernikowe okienniczki.
Płot z migdałków, próg z migdałków - zjemy sobie po kawałku.
Drzwiczki słodkie, ściana słodka - zjadła Gosia kawał płotka.
Schrupał Jasio dachu kawal. Jak zabawa, to zabawa!

Taak, wtedy każde dziecko chciałoby taką chatkę dostać...co ja piszę, do takiej chatki wejść, najpierw od tego płotka zacząć,tak na dzień dobry...
bez Baby Jagi oczywiście..:)))

Dzieciństwo mojego pokolenia to były piękne bajki, baśnie, legendy, klechdy i te dzisiejsze dzieci, które już jako 4-5 latki sadza się przed komputerem i puszcza bajkę z płyty...są o wiele uboższe pod pewnymi względami, od nas,tamtych dzieci z tamtych lat. Nie boje się użyć słowa - wygodnictwo, pod adresem dzisiejszych młodych mam, bo ktoś zarzuci, że młodzi nie mają czasu czytać bajek. A ileż to czasu trzeba,by dziecku poczytać jakąś bajkę?30 minut?
Nie rozumiem i nie zrozumiem.W pracy słucham jak młode mamy chwalą się, jak to ich pociecha śmiga paluszkami po klawiaturze laptopa...Przy okazji niszczy sobie wzrok, ale tego już mamusia nie zauważa.Za wcześnie zaczyna się znajomość z komputerem, tak mi się wydaje .Jest to tak nagminne teraz, że moje zdanie i tak zginie w czeluściach ...czegoś tam...;))






Zakończę optymistycznie, że...bez dzieci, ptaków, motyli...smutny byłby ten świat.







wtorek, 26 maja 2015

"Im kobieta ma mniejszy biust..."

Im kobieta ma mniejszy biust tym ma większy rozum. Nie wiemy jednak jeszcze, dlaczego tak się dzieje*
*Chris Kleinke

Skopiowałam ten tytuł posta od Caddiego, jednego z ulubionych bloggerów, zalinkowanych u mnie na blogu. Skopiowałam, bo zastanowił mnie...jest to cytat, ale dość prowokujący. Ponieważ za diabła do Caddiego nie mogę się dostać jako komentująca /nie wiem dlaczego/, chcę tu sobie trochę pofilozofować , może ktoś ma jakieś swoje zdanie? bo cytat mnie zaciekawił ,w sposób dość dziwny. Po pierwsze skąd takie stwierdzenie, czy biust a rozum ma między sobą jakąkolwiek korelację? Można oczywiście podejść do tego tematu w sposób humorystyczny, jak do  kawałów o blondynkach, ale...ten cytat pochodzi od jakiegoś profesora psychologii Uniwersytetu na Alasce, jak czytam w necie, nagroda Nobla chyba w tle.../nie znalazłam strony po polsku/.
Można podejść z dystansem, humorem, odbijając piłeczkę, że im większy samochód ma facet tym mniejszy jest jego...i idąc tym tropem,wyjdzie nam, że faceci, którzy w ogóle nie mają samochodu......;))

Jednak trzymając się głównej  sentencji o rozmiarach biustu, odnoszę wrażenie, że...mężczyźni /nie wszyscy, żeby nie było/ jakby boją się inteligentnych kobiet.Kompleks samca Alfa?




Nie odnoszę się tu w ogóle do treści posta Caddiego, są to tylko luźne przemyślenia na temat samego cytatu, czyli co autor /cytatu/ miał na myśli.;))



jeśli chodzi o samca Alfa...ja ja kiedyś lubiłam Go oglądać, słuchać....;))







sobota, 23 maja 2015

wyprawa

Jest w Krakowie ogólnie znane zamczysko Wawelem zwane i jak każde dobrze szanujące się zamczysko, ma swoje podziemia,tajemne korytarze...lochy itp.To zamczysko ma swoją słynną Smoczą Jamę.Tę Smoczą Jamę mogą zwiedza tylko odważni. I przyszedł czas,by na kimś tę odwagę wypróbować:))

Na początek troszkę historii, ciekawostek:
Pierwszą wzmiankę o niej znaleźc można na kartach kroniki Wincentego Kadłubka pochodzącej z przełomu XII i XIII wieku. Zamieszcza w niej m.in.legendę o smoku.W XVII w.przed jaskinią, a z pewnością i w jej częsci wstępnej działała karczma, której sława sięgnęła nawet poza granice Polski. W wieku XVIII podczas otaczania wzgórza pierścieniem murów otwór jaskini został zamurowany.
Zainteresowanie naukowe jaskini datuje się od 1874 kiedy to A.Alth  przeprowadził badania geologiczno-archeologiczne. W roku 1966 rozpoczęto kompleksowe badania jaskini, stwierdzając, że najstarsze ślady człowieka w jaskini nie sa starsze niż z końca XVI wieku. Podczas sporządzania dokumentacji naukowej podjęto prace mające na celu zabezpieczenie niszczejącej i grożącej zawaleniem jaskini.
 

Trasa turystyczna ma 81 metrów długości. Zwiedzanie zaczyna się z terenu zamku. Przez ceglaną wieżycę (XIX wieczna studnie) schodzimy po 135 stopniach (sic!...myślałam,że końca nie będzie) około 21 metrów w dół do wnętrza jaskini. Obmurowany cegłami korytarzyk prowadzi do pierwszej rozległej komory o wymiarach 5,8 x 10 i wysokości 3,2 metra.
więcej ciekawostek pod adresem, z którego korzystałam:
http://www.sktj.pl/epimenides/jura/smocza_p.html



                                                        /zdj.z netu/
No i właśnie przyszedł czas,by "zaciągnąć" wnusię do jaskini smoka, niech dziecko pozna mroczną historię zamczyska....:)
Najpierw było spotkanie z potworem ziejącym ogniem
potem...spinanie się po skałkach pod murami zamku i zachęcanie do wędrówki w górę...
- babcia, może tędy na skróty wejdziemy na dziedziniec, chodź, będzie bliżej do kasy z biletami do Smoczej Jamy - zachęcało dziecko...nieświadome bezsensowności tej zachęty, ale wytłumaczyło się dziecku, że tamtędy nie wolno, kulturalni ludzie idą schodami w górę, nie na żadne skróty...co za łobuziak w spódnicy...ech...

                                                           

W jaskini było "nieco" chłodno(brrr)...ale po wyjściu ...aż za gorąco:))
Już zapomniałam, że w Kraku była taka pogoda,bo teraz ten weekend dość chłodny i pochmurny...


Zamki...nie można ich nie kochać, podziwiać...i te mniejsze i te ogromne. Mają swój niezaprzeczalny
urok.



                                                       :))...udało mi się wspiąć nieco wyżej



jak szalona wyprawa,to i trochę szaleństwa w muzyce:))