środa, 30 maja 2012

Jak nie urok...

Ja nie urok to...przemarsz wojsk,czasem się ciśnie na usta.
Parę miesięcy temu zaczęłam odczuwac ból okołokostkowy,nad piętą szczególnie.Myślałam,że sobie ścięgno naciągnęłam,czasem dośc dużo chodzę,bo lubię.Ale ból nie ustawał,a nawet potęgował się...Zaczęłam kulec,nie mogłam swobodnie chodzic,a rano...koszmar,zanim rozruszałam prawą nogę trwało kilka minut,a tu do pracy szybko trzeba się zbierac.Oczywiście w pracy znajomi orzekli,że trzeba iśc do chirurga.No i mam...tzw.ostrogę piętową górną,na prześwietleniu widac niestety (a żaden kowboj ze mnie...:P).
Miesiąc czekania na wizytę do  doktora rehabilitanta,ale już tylko tydzień (cud!) na zabiegi o nazwie...fonoforeza.Jest to leczenie ultradźwiękami.Można sobie poczytac...<TU>
Seria 10 zabiegów.Trochę pomogło, ale czuję,że jeszcze to za mało,są chwile,że jeszcze boli noga...trudno ją rozchodzic...Jak juz rozchodzę to mogę chodzic i jest OK.

Ostroga to jakby dodatkowa kośc,która przy ruchu nogi,wbija się w mięsień...jeśli nie poddamy się rehabilitacji.Od znajomych wiem,że to częsta przypadłośc w "pewnym wieku"( :P ), co wcale mnie nie pocieszyło...bo jednak utrudnia chodzenie na dalsze odległości.A ja lubię piesze wędrowanie.
Owszem,już tak nie boli,jak przed zabiegami,ale jednak...
Nigdy specjalnie nie chorowałam,to mam ... :-)), jakaś kowbojska przypadłośc mi się trafiła,dlatego ciśnie mi się a usta :jak nie urok to...:P
A jeszcze,dzięki współczującym znajomym... wzbogaciłam się o różne przepisy z dziedziny ziołolecznictwa:pomaga ponoc przykładanie na bolące miejsce roztłuczonym,świeżo zebranym zielem skrzypu.Mam w sumie koło siebie ogromne łąki,o których pisałam niedawno,to muszę się wybrac na poszukiwania...o świcie...(sama w to nie wierzę...:P).
Jeszcze tylko oko ropuchy,sproszkowana skóra węża , wilcze ziele i mikstura gotowa...:P))
Może znacie jeszcze jakieś sposoby?...

A ziele skrzypu polnego wygląda dośc znajomo:

 
 zdj.z netu

**********************
 
 muzycznie,refleksyjnie...


piątek, 25 maja 2012

Łąka

Jest w moim mieście(na jego obrzeżach) olbrzymia łąka.Kiedyś, (dawno,dawno, temu...P),biegałam tam z moim psem.Nie jest to taka sobie łączka,bo obszar,który zajmuje to ponad 57 ha. Zaliczana do użytków ekologicznych, objęta jest ochroną prawną... i pod nazwą "Łąki Nowohuckie" ma swoje hasło w wikipedii i tam też można dużo ciekawostek wyczytac.No chociażby to,że występuje tu 20 różnych zbiorowisk roślinnych,370 gatunków roślin kwiatowych,57 lęgowych gatunków ptaków.Łąki położone są w ogromnej niecce,częściowo podmokły teren uniemożliwia (na szczęście) budowę na przyklad osiedli.Sa nowe osiedla,owszem,ale powyżej .
Kiedy jest się tam,na dole,ma się wrażenie,że jest się daleko od miasta:cykanie świerszczy,głosy ptaków,cisza,nie słychac miejskiego gwaru.To teren rekreacyjny dla mieszkańców,a dla czworonogów idealne miejsce do wybiegania się.

Kiedyś nazbierałam tam żółtych kosacców, miałam szczęście, że mnie nikt nie złapał, są one bowiem pod ochroną...ale młodym się było i głupim..:P
Moje psisko - wilczysko "Bari" na pytanie: idziemy na łąki?...aż podskakiwało radośnie.Jakby rozumiało:P...(a może rozumiało?)
Łąki przetrwały,są miejsca,w których jakby się czas zatrzymał,porośnięte kępami ciekawych traw,krzewów...

Tak jak stary Kraków ma swoje Błonia,tak Nowa Huta ma "Łąki Nowohuckie".:-)

trochę  zdjęc z komórki (niestety)...nie wzięłam jak zwykle aparatu...:(


w oddali widac kominy elektrociepłowni Łęg

Nie będę się ciągle starym Krakowem chwalic,tak sobie pomyślałam,będąc na spacerze na tych łąkach...:-)


***
muzyka....

niedziela, 20 maja 2012

Beztroskie lata...

Każdy z was pamięta z dzieciństwa, że nie było łatwo,jeśli chodzi o kary.Teraz obowiązuje wychowanie bezstresowe,ale kiedyś...nie oszukujmy, kary były. Karali rodzice, karała szkoła. Stanie w kącie przy całej klasie,zostawanie w tzw."kozie" po lekcjach, wytarganie za uszy przez nauczyciela(sama widziałam),co niektórych rozrabiaków klasowych - to niektóre z kar stosowanych za moich czasów dzieciństwa.Rodzice czasem przyłożyli sznurkiem od żelazka,albo nakrzyczeli...Nie byłam bita,ale czasem takim sznurem dostałam,jak pyskowałam za dużo, poza tym moje dzieciństwo było naprawdę beztroskie. Bo Mama nauczyła nas, żebyśmy zawsze mówili prawdę, nawet tę niezbyt dla nas dobrą.Był jednak szacunek dla rodziców. (No dobrze,czasem, przyznaję, w dzienniczku podrobiło się podpis rodzica..:P).Teraz rodzice boją się kar,nawet za podniesienie głosu, w celu przywołania łobuza do porządku.To bezstresowe wychowanie wcale nie poprawiło relacji rodzice-dzieci, nauczyciel-dziecko. Ja tego nie widzę. Zawsze jestem za normalnością,a normalnośc dla mnie to również rozmowy. Jak obserwuję, czasem jednak dzieci mają w wielkim poważaniu rozmowy,sama byłam świadkiem, jak matka spokojnie prosiła dziecko,by nie rozrabiało w sklepie, a ono patrzyło się na matkę i...miało w nosie co ona mówiła.Prosiła parę razy...i nic.Za parę lat, gdy matka będzie rozmawiac,odwróci się tyłem do niej,albo wyjdzie trzaskając drzwiami...Nie wiem,ale mimo tych różnych kar, te lata szkoły podstawowej wspominam jako moje wspaniałe,beztroskie lata dziecięce.Więcej było luzu i radości w nas niż teraz mają dzieci...przyklejone do monitorów komputerowych,nerwowo klikających podczas grania w gry ... ledwie przyjdą do domu po lekcjach. Mimo rozwoju techniki i dostępności komputerów, dzieci nie będą już miały takich wspomnień jak my kiedyś. 
Bo my kiedyś, mieliśmy szalone i ciekawe sposoby spędzania czasu po lekcjach i niejedno z was to doskonale pamięta,tak myślę.                                                                          
                                                                   
 ***
coś ze wspomnień...



***





Zaczynam dopiero tu pisac,(oczywiście z pomocą ),po przejściu z onetu,jeszcze za bardzo nie znam "terenu",tak,że przepraszam,gdyby coś było jeszcze niedopracowane.