środa, 28 grudnia 2016

ważne postanowienie

Każdy, no może przesadzam, ale większość robi sobie końcem roku pewne plany, zobowiązania , że w przyszłym, nowym roku na pewno, na mur-beton, do tego i do tego się zobowiąże zrobić już na pewno...Bez sensu, przerabiałam to już nie raz i o wiele bardziej człowiek jest "lżejszy" bez takich zobowiązań. Więcej ma się harmonii w sobie, jeżeli spokojnie wejdzie się w nowy rok, z myślą, że będzie OK , a na pewno nie gorzej. Pozytywne myślenie. Oklepany frazes, ale skuteczny. Na przykład myślenie, że się już na pewno nie schudnie, daje nam od razu odczucie przegranej, jakiegoś bezsensu (albo otwiera furtkę na zwiększenie łakoci i pachnących fastfoodów, bo i tak nici z odchudzania:D). Myślenie pozytywne, że wystarczy tylko parę kilogramów schudnąć i będzie fajnie, bo w tej nowej bluzce całkiem mi dobrze już jest otwarciem drogi do jakiś działań. Czyli nie siedzimy i poprawiamy sobie humor fastfoodzikiem , bo nie zmienimy i tak sylwetki, tylko działamy spokojnie, że to tylko parę marnych jakiś tam kilogramów, bo po co nam więcej do schudnięcia? (miejsce wieszaków jest w szafie:D)
Tak całkiem poważnie, to przeczytałam ostatnio wywiad z jakąś znaną psycholożką, że pozytywne myślenie, pewność tego co ma sie zrobić...odmładza. Człowiek ma wtedy inną twarz, rozświetloną i to nie kosmetykami , ale energią płynącą od wewnątrz. Zresztą sami wiemy, że lepiej nam się rozmawia, przebywa z kimś co ma nam coś optymistycznego do powiedzenia, a nie taki smętek, co już widzi wszędzie bezsens, bo i wiek i choroby...Od dawna naukowcy grzmią: a co ma wiek do tego czy owego? NIC, absolutnie nic...w każdym wieku można coś zacząć od nowa...jeśli ma się tylko chęć.
Dlatego moim ważnym postanowieniem na nowy rok jest...brak postanowień:) Idę na żywioł...

Ostatnio jechałam ze znajomą do pracy , wyglądała jakby ją przepuścili przez prasę, zmięta, wykrzywiona...
- no i jak przeżyłaś święta?, ona do mnie 
- a nawet, OK
- a ja ledwie żyję, jestem niewyspana, niewypoczęta...wiesz, goście...
 Całe szczęście, że dosiadła się jeszcze jedna koleżanka...
- no i co babeczki, szkoda,że się już święta skończyły, ale jeszcze 4 dni i znowu wolne...fajnie... uff...od razu lepiej;))

Zakończę muzyką kogoś, ktorego utwory bardzo lubiłam, to moja młodość, radość, beztroska i jego plakat na drzwiach do pokoju...:)
odszedł kilka dni temu, w wieku tylko...53 lat :(

piękny, nastrojowy utwór, który dopiero stosunkowo niedawno pokochałam, bo słucha się go w ciszy...jego koncerty, klipy są dopracowane, są nietuzinkowe, zostawił w sumie nam po sobie radość słuchania...
to każdy przekaz artystów, których lubimy, nie ze względu na ich życie, bo często niektórzy tym się kierują oceniając artystę, ale ze względu na to, co potrafili zrobić ze swoim głosem, talentem, w jaki sposób przekazywali nam muzykę...






piątek, 23 grudnia 2016

Nadchodzą Święta...

 I znowu nadchodzi Boże Narodzenie...jest w tych świętach ukryta pewna magia...
 jest ona ukryta gdzieś między wszędobylską  komercją...tandetnością
 myślę, że większość z Was ją czuje...
 
 

To właśnie tego wieczoru,
gdy mróz lśni, jak gwiazda na dworze,
przy stołach są miejsca dla obcych,
bo nikt być samotny nie może.

To właśnie tego wieczoru,
gdy wiatr zimny śniegiem dmucha,
w serca złamane i smutne
po cichu wstępuje otucha.

To właśnie tego wieczoru
zło ze wstydu umiera,
widząc, jak silna i piękna
jest Miłość, gdy pięści rozwiera.

To właśnie tego wieczoru,
od bardzo wielu wieków,
pod dachem tkliwej kolędy
Bóg rodzi się w człowieku.

Emilia Waśniowska



W okresie mrozu, śniegu i świątecznego szaleństwa,
Życzę błogosławieństwa Bożego Maleństwa,
Potraw dwunastu, wysokiej choinki,
Czasu miłego w gronie rodzinki.
Wszystkiego co wymarzone,
Niech w święta zostanie spełnione!


Wszystkim Wam  ŻYCZĘ RADOSNYCH, MAGICZNYCH ŚWIĄT !!! 

W ten magiczny okres świąteczny weszłam z muzyką kogoś, kogo kiedyś słuchałam pasjami...
jakże piękne ma również utwory świąteczne, szkoda, że tak mało ich jest w mediach...






niedziela, 11 grudnia 2016

Mam prawo mieć swoje zdanie...zawsze?

Chciałam napisać o czymś, o czym zawsze chciałam napisać, ale jakoś nie za bardzo mi szło, a tu zonk...eureka, znalazł się ktoś, kto kapitalnie, przejrzyście, prosto i przekonywująco o tym opowiedział...dla mnie tzw. rewelka :-)
Zapodam link, ale najpierw muszę do czegoś się przyznać. Ktoś ze znajomych polecił mi mały filmik pewnego znanego ( dla kogo znanego, to znanego:))), o.dominikanina Adama Szustaka z...Krakowa. Potem znowu coś tam posłuchałam, poszperałam i ...jestem jego , nazwę to może brzydko, ale fanką. To niesamowity w sumie młody człowiek, kaznodzieja, wędrownik, prowadzi blogi, vlogi, pisze książki. Zresztą dużo wiadomości o nim jest w necie.

Dla mnie najważniejsze jest to, że on w ogóle nie przypomina duchownego, a mądrość przekazuje krótko, zwięźle i z olbrzymią dawką humoru. Udowadnia, że wiara nie kojarzy się li tylko z klękaniem,"rączkami do bozi" i z kościołem. Po prostu kapitalnie łamie stereotypy, zatwardziałość moherowych beretów i głupotę dewotyzmu, stawiając na normalność.

a o wyrażaniu swojego zdania i że to nie zawsze jest mądrością, zaletą - mówi poniższy filmik:)


https://www.youtube.com/watch?v=qQPNaYcxLMA

Nie wiem co sie dzieje,ale nie mogę zapodać na tę chwile tego filmiku...jakiś diabeł mi chyba przeszkadza...cholerka, ale pracuje nad tym, żeby wkleić ten naprawdę mądry filmik...
Pochodzi z jego "Niecodziennego vloga", a odcinek nosi tytuł:  "Nędzny odcinek o niczym...", na razie tyle mogę, tytułem podpowiedzi...:(

Temat dotyczy tzw.HEJTU, który niestety zalewa internet, są to obraźliwe komentarze,mające na celu  obrazic, poniżyć, zdołować itp.kogoś, kto w jakiś sposób działa w internecie, np.blogerów. Okazuje się, że niejeden hejter uważa, że nie robi nic złego, bo WYRAŻA SWOJE ZDANIE I MA DO TEGO PRAWO. A komu potrzebne jest w takim wypadku to jego własne zdanie, kto prosi takiego hejtera o jego zdanie?...ja bym nie nazwała tego wyrażaniem swojego zdania, ale po prostu agresją wobec np.blogera, muzyka, autora książek itp. Jeśli kogoś nie interesuje temat, to nie włazi się z buciorami do dyskusji i nie obraża pod płaszczykiem wyrażania swojego zdania.Bo to są dwie różne rzeczy.
W sumie proste: nie interesuje cię dany blog, działalność kogoś - nie dyskutuj. Może ten i ów sam się zajmie jakąś działalnością, sam się postara o rozwijanie jakiejś pasji, a nie uprawia WYRAŻANIA SWOJEGO ZDANIA czyli hejtu, bo to najłatwiej, prawda?

niedziela, 27 listopada 2016

rozterki babci....;)

Każde moje spotkanie z wnusią, to wielka radość, ponieważ nie za często mogę ją widzieć.
Każde moje spotkanie, to spotkanie z dzieckiem, które niedawno skończyło 10 lat. I to moje kochane 10 -letnie dziewczę jakby nagle pokazało mi ostatnio inną twarz, twarz dziecka, które zaczyna nieuchronnie "przepoczwarzać się" w taką wczesną  młodzież jak to ja nazywam. Nie byłam na takie coś za bardzo przygotowana, sygnał przyszedł, kiedy pokazywałam jej śliczny sweterek ze srebrnym zającem (tak niedawno jeszcze kochała takie ciuszki) w sklepie, wnusia mi na to:
- babciu, ja już jestem młodzieżowa, to taki dziecinny wzór...
Nagle zdałam sobie sprawę, że mimochodem przeszłam na inny etap, że słodki, przylepny dzieciak sobie powoli odchodzi...już moje częste przytulanie jej, cmok-cmoki muszą też odejść powoli, no ostatecznie jeden cmok od babci może być:)

Jest taki etap u dzieci,u syna też to przeżywałam, że dziecko już za bardzo nie lubiło tych przytulanek i całusów. I to tak z dnia na dzień następowało.
Dla mnie jako matki było wizualnie dzieckiem, ale wnętrze już dojrzewało do kolejnego etapu. Nie ukrywam, że nie było mi z tym łatwo bo ja tak ogólnie i w ogóle do dzieci jestem emocjonalna.

No więc podobne chwile teraz przeżywam z wnusią, która jest teraz takim małym motylkiem, który powoli wyłazi z małej gąsieniczki;)
Z drugiej strony to jeszcze dziecko...które kocha baśnie, filmy rysunkowe.
Ostatnio byłyśmy na przepięknej baśni Disneya, nowej, bo od niedawna granej, pt. "Vaiana  skarb oceanu". To chyba jedna z najpiękniejszych baśni Disneya , którą do tej pory oglądałam...pod względem grafiki, kolorystyki, a jeśli chodzi o treść  - to i śmieszy i wzrusza. I to zawsze lubiłam u Disneya.
I tak to jest z dziećmi, ale cóż byłby wart świat bez nich?

a to fragment tej baśni...dodam jeszcze ,że są w niej super piosenki , energetyczne , dodają powera;)



niedziela, 20 listopada 2016

zawieszona ...pod sufitem;)

Został obniżony wiek emerytalny , dla kobiet 60 lat. No i naszły mnie refleksje, bo do mojej decyzji jakby bliżej, niż dalej.

Jeszcze tak niedawno był to temat odległy, na zasadzie, że jeszcze tak dalekoooo. Nie jest wcale daleko i mam , powiem szczerze małego stracha . Z wielkimi oczami, podobnymi do tego głoda z reklam (śmiech).




Tak poważnie to zaczynam nieco sie bać, że to już blisko, bo za 2 lata bym mogła przejść na emeryturę. I co dalej (co dalej 8 klaso?, tak było kiedyś, pamiętam to hasło), co dalej emerytko?...
nie brzmi to zachęcająco, pomijając nazwę, bardziej myślę o stronie finansowej, bo wiadomo, to już kasa inna niż pensja, nie czarujmy się.
Na pewno jeszcze troszkę popracuję ponad wiek emerytalny, ale też nie mam zamiaru pracować do upadłego, bo nie samą pracą zawodową się żyje, można owszem też zaplanować czynnie czas na emeryturze, ale ...jest to inaczej spożytkowany czas. Zależy od pomysłu emerytki i jej funduszy "reprezentacyjnych" :-))

Moja koleżanka, o rok młodsza, która wcześniej przeszła na tzw.świadczenie kompensacyjne jako wychowawczyni w przedszkolu (czuła sie wypalona, zmęczona pracą) , codziennie pomaga córce przy dziecku, niedawno urodziła jej się wnusia. Powiedziała mi, że gdyby nie to dziecko, to pewnie by nie wiedziała co ze sobą robić, mąż jeszcze pracuje. Nie wiem,  może  faktycznie trudno odnaleźć się w nowej roli, ale żyć codziennie życiem  swoich  dorosłych dzieci? Pomagać trzeba, owszem, ale pewne granice są.

Jestem teraz jakby zawieszona z myślami "pod sufitem"...i tak chyba będę wisieć aż dojrzeję do pewnych decyzji, wyborów. ;))
Na razie mam wiele wątpliwości i obaw...


na troski i zakręty myślowe zawsze najlepsza jest...muzyka:)








poniedziałek, 14 listopada 2016

o pewnym nowym....grzybie:)


Idzie zima, a ja o grzybku, nowym stosunkowo grzybku , bo dopiero od dwóch lat ma swoją polską, legalną nazwę. Potem mogę o nim zapomnieć, a póki pamiętam, piszę.:) Może niektórzy z was już go zbierali?
Temat nasunęła mi koleżanka, która jest znawcą grzybów, po wielu kursach, ponadto ciągle pasjonatka  jeśli chodzi o grzyby, kocha je i wynajduje różne nowinki...zresztą ma uprawnienia do oceny grzybów...  i ostatnio właśnie o tym grzybku rozmawiałyśmy jakoś tak przy okazji innych tematów. Ja osobiście nie znałam tego "typka", a ma on nazwę  Borowik wrzosowy, to potoczna nazwa, a prawdziwa - Borowik wysmukły.
 "W styczniu 2014 r. dr Marta Wrzosek przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Mykologicznego, wystąpiła do Komisji ds. polskiego nazewnictwa grzybów, działającej przy Polskim Towarzystwie Mykologicznym, o utworzenie polskiej nazwy dla amerykańskiego borowika – borowik wysmukły. Nazwę zaakceptowano".


Borowik ten to grzyb jak najbardziej jadalny, zaliczany do grzybów inwazyjnych, przywędrował z Ameryki  i zadomowił się u nas na naszym wybrzeżu, w lasach sosnowych. Istnieje przypuszczenie, że będzie tez występował na Warmii i Mazurach.
"Grzybiarzy nie martwi inwazja jankeskich borowików - w sezonie zbierają ich całe wiadra. Mają przyjemny zapach i są bardzo smaczne" jak czytam.
Czyli od 2 lat mamy o jednego borowika więcej, a sama nazwa - borowik dobrze nam się kojarzy.:)

znalazłam zdjęcia w necie:





o tym grzybku można poczytać TU


***********

coś z nowości...



piątek, 11 listopada 2016

Leonard Cohen, od dziś słuchamy Go, ale inaczej...

Dzisiaj rano usłyszałam w radiu smutną wiadomość, na onecie nic jeszcze nie pisali...myślałam, że jak zwykle niedokładnie słuchałam...ale nie, tym razem nie...

Zmarł Leonard Cohen, kanadyjski piosenkarz, miał 82 lata. "Cohen śpiewał nieco monotonnym, lecz ciepłym barytonem swoje teksty, łączące religijne i interkulturowe aluzje z czarnym humorem". Jestem przekonana, że Jego piosenki, Jego głos znali prawie wszyscy. Media podały, że podobno w Polsce był bardziej popularny niż w swoim kraju, nie wiem...

Ja pokochałam jego ballady, od chwili gdy w radio usłyszałam :



kocham jego ballady do dziś...



mniej znana może, ale jakże piękna z tym ciepłym barytonem, jak określano ten głos...



**********

Traveling Light

Podróżuję bez bagażu
To pożegnanie
Ma upadła gwiazda niegdyś była jasna
Jestem spóźniony, zamykają bar
Zwykłem grać na jednej, podłej gitarze
Przypuszczam, że jestem tym, który poddał się na Tobie i mnie
Nie jestem sam, spotkałem kilku
Podróżujących bez bagażu tak jak zwykle

/fragm.tłum./



Szkoda takich artystów, jego utwory będą dalej żyć, myślę, że niejeden raz posłuchamy...
Bardzo podobało mi sie zdanie prowadzącego poranne radio RMF :
"od dziś będziemy słuchać Cohena, ale inaczej..."

coś w tym jest...



wtorek, 1 listopada 2016

brakujące...schodki


Jonathan Carroll
(ur. 1949) amerykański pisarz,  znany twórca fantastyki :
   
"Nie sposób oswoić się ze śmiercią. Żołnierze, lekarze i przedsiębiorcy pogrzebowi widzą ją bez przerwy i przyzwyczajają się do pewnych jej aspektów, lecz nie do jej istoty. Nie sądzę, aby ktokolwiek to potrafił. Dla mnie otrzymanie wiadomości o śmierci bliskiej osoby jest jak droga w dół po znanych, lecz pogrążonych w mroku schodach. Chodziłeś nimi milion razy i wiesz, ile stopni jeszcze przed tobą, ale gdy chcesz stanąć na następnym, okazuje się, że go nie ma. Potykasz się i nie możesz w to uwierzyć. I od tej pory będziesz się tam potykał często, ponieważ, jak wszystkie rzeczy, do których przywykłeś, ten brakujący stopień stał się cząstką ciebie."

Coraz więcej tych brakujących schodków przed nami,ale...śmierć jest częścią naszego życia. I zawsze będzie. Żegnamy bliskich, lata zabliźniają rany, mimo to zawsze będziemy odczuwać te "brakujące schodki". I będziemy się potykać. Nie da się ich nigdy naprawić. Zostają wspomnienia i te trzeba pielęgnować.
Zdjęcia, filmy...to coś co pozwala przywoływać te dobre chwile, kiedy zmarli byli obecni w naszym życiu, ale przecież teraz, może inaczej, są dalej obecni wśród nas. .
Pamięć ludzka, jak udowodniono naukowo jest zdolna szybciej wymazywać złe rzeczy z przeszłości, zapamiętując te najlepsze. Nasz mózg to zdolna "maszyna". I dlatego mówi się, że czas leczy rany. Może niekiedy tylko zabliźnia, okrywa cienką mgłą, ale to zawsze coś.


"można odejść na zawsze, by stale być blisko"
                                                                          ks.Jan Twardowski






wtorek, 25 października 2016

żal...

Kilka telefonów w roku, ciepłe słowa życzeń na święta, zwykłe rozmowy o rodzinie, pracy w Niemczech....ciepłe komentarze pod zdjęciami na FB...

Dziwne uczucie, kiedy człowiek loguje sie na facebooku a tam wiadomość o śmierci kolegi, kolegi z lat szkolnych, którego miało się wśród swoich znajomych...
dziwne uczucie, mimo, że nie była to jakaś zażyła przyjaźń... ot, kilka telefonów w roku. Czasem kontakt na FB.
Jakby wraz z Nim odeszło coś, co kojarzyło się z latami dla mnie najwspanialszymi - dzieciństwem, latami szkoły podstawowej...Chłopcy z naszej klasy byli nieszkodliwymi łobuzami, jak pomyślę jacy dzisiaj bywają w szkołach.
Mam jeszcze kilku znajomych, którzy też z tymi beztroskimi latami mi się kojarzą, siadamy, wspominamy...Jest super.

I ktoś odchodzi...
Masz człowieku świadomość, że ktoś w tym samym wieku co ty...dziwne uczucie. Żal. Smutek.
Wraz z osobą odchodzi jakby część tego, co chcemy jak najdłużej zatrzymać...Mimo , że jesteśmy otwarci na NOWE.
Ale czy NOWE może być dla nas ważne bez wspomnień o tamtych latach? Chyba nie...

 piosenka też z moich wspaniałych lat...









sobota, 15 października 2016

zmęczeni życiem...

Dzieci też mają problemy, tak ostatnio stwierdziłam, usłyszawszy od jednej z młodych mam, mojej znajomej. Jej 5-letni synek niedawno podszedł do smutnego kolegi w przedszkolu i zapytał się go, dlaczego taki smutny siedzi,a on mu na to: życie go zmęczyło. Nie wiem, dlaczego tak go to życie zmęczyło, ale... w ustach tak małego dziecka na pewno to i śmieszy i zastanawia, bo samo tego zdania nie wymyśliło...Film?Rodzice?nie wiem...ale na pewno była to komiczna scena...
Ważne, że synek znajomej starał się jakoś pocieszyć zmęczonego życiem kolegę, tak swoją drogą ja bardzo lubię słuchać  jak dzieci rozmawiają ze sobą :) To lepsze niż niejeden kabaret.

Ja też powinnam ponarzekać, że życie mnie zmęczyło, to znaczy lewa, lędźwiowa część kręgosłupa, ale skończyłam właśnie serię rehabilitacyjną (pierwszy raz miałam te zabiegi): magnetronik, interdyn ( interdynik jak nazywała go obsługująca miła pani) i ćwiczenia odciążające biodra (machanie nogami na podwieszeniu). Miła rehabilitantka poradziła mi, że jeszcze przydało by mi się mrożenie...na część krzyżową kręgosłupa. A może ja się cała zamrożę i po jakimś czasie odmrożę? To znaczy zamówię odmrożenie po iluś latach, jeszcze nie wiem po ilu :)) I będę Homo Sapiens Hibernatus - nowy gatunek :))

Na razie śpiewam sobie mądre słowa pewnej Ani:

...
Biegnij przed siebie, uciekaj
Zanim złapie Cię czas.
Pewnie przed siebie idź
Nim zmęczenie da o sobie znać.


Świat dla nikogo się nie zatrzyma,
Zdradzi Cię nie raz.
Biegnij przed siebie, kierunek trzymaj
Z wiatrem lub pod wiatr.






 


niedziela, 9 października 2016

Lubię...surrealizm

Zacznę od tego,że nie jestem żadnym znawcą obrazów, ale lubię tak zwyczajnie oglądać i mieć swoje ulubione...:)

Ostatnio w Krakowie otwarto stałą ekspozycję malarstwa Zdzisława Beksińskiego. Bardzo dobrze, może będzie można bez wielkich kolejek spokojnie sobie oglądnąć. Nie jestem fanką obrazów Beksińskiego, ale nie ukrywam,że jego malarstwo w pewnym sensie podziwiam. Patrząc na te ponure wizje , podziwiam sposób w jaki autor je ukazuje. Na pewno nie są to obrazy do powieszenia w domu, ale...nie można obok nich przejść obojętnie.



http://krknews.pl/beksinski-na-stale-w-krakowie/

Innym surrealistycznym malarzem rodzimym jest Jacek Yerka i tu w pełni i świadomie napiszę, że jestem fanką jego obrazów. Niby też niesamowite wizje, ale ...jakżesz inne. I tu niektóre z tych obrazów nie bałabym się powiesić na ścianie. Baśniowe krajobrazy, tajemnicze ogrody, podwodne krainy, ale w tak niesamowity sposób przedstawione,że...pokłon dla olbrzymiej, mega wyobraźni artysty.
Tu kilka z netu...może kiedyś uda mi sie trafić na jakąś jego wystawę?

                                           Bibliotama
                                          Przypływ
                                          Żywopłoty
                                          Sen
                                          
                                            Erozja

Z tego wynika, że nie tylko impresjonizm, hm...surrealizm też w sobie coś ma...i to rodzimy, nasz...:)

a na koniec Jacek Yerka pobudził moją wyobraźnie, marzenie...chciałabym znaleźć się w takim ...sadzie...POZIOMKOWYM! :)) a ja kocham poziomki....co za wyobraźnia artysty...:)




klikając w obraz, powiększamy go...:)


muzyka...jesiennie...






wtorek, 4 października 2016

Budapeszt i moje refleksje...

Pogoda nie nastraja do spacerów, więc przygnało mnie jakoś przed komp. Ok...zatęskniłam troszkę za światem blogowym.:)

Co tu napisać?...może to,że ostatnio  byłam na wycieczce w...Budapeszcie..Udało się za tanie pieniądze, to ważne, czyli wycieczka z pracy. Piękne miasto, piękne zabytki, monumentalizm , który po prostu zachwyca, bo samo miasto, centrum, podobne do innych europejskich miast. Ma tylko swój klimat, bo każde miasto ma swój klimat. Klimat Budapesztu mniej jednak czuję , niż klimat Pragi,  bardziej pokochałam Pragę, mimo przepięknych zabytków Budapesztu .No może bajeczne widoki sprawiły, że i Budapeszt polubiłam , zapierały mi dech w piersiach, kiedy byliśmy na Wzgórzu Gellerta, widoki jakby z Baśni 1000 i jednej nocy.





Dlaczego o tym piszę? Bo będąc na Węgrzech, widziałam pewne kontrasty, które pozwoliły mi na wysunięcie pewnych wniosków,że...że cieszę sie, że mieszkam tu gdzie mieszkam .
Widziałam może zbyt dużo biedy, która patrzyła na mnie z zaniedbanych, bardzo biednych podwórek wiosek niedaleko Budapesztu, wiosek, w których straszyło odpadającymi drzwiami, brakiem jakichkolwiek ogródków przydomowych, krzywych odrapanych futryn, a przede wszystkim ciszą, o godzinie 19 - tej ciemno w domach...cicho na uliczkach, nikt nie włącza lamp ,ani telewizji, w jednym, jedynym barze jakieś światło i jeden klient. Cicho, biednie, brudno. Bo Węgrzy za bardzo czystością się nie przejmują, ale wino, śpiew to i owszem, potrafią fantastycznie się bawić. Byliśmy w takiej knajpce.
No i papryka, gulasz, zupa gulaszowa ...i papryka. I wino "Bycza krew" Dobre!. :)
Wielka goscinność, wina nie żałują.:)

Wjeżdżając do Budapesztu, przepych, światła...CYWILIZACJA!. A przed chwilą koszmarne widoki.
Jakżesz inaczej wyglądają nasze wsie...Tamte, węgierskie jakby zatrzymały sie na latach 70-tych?...biedni ludzie. Może nie wszędzie tak jest, ale jak podał przewodnik, większość Węgrów mieszka w Budapeszcie, mały procent na wsiach.
Bardzo też przeżyłam widok osiedla cyganów, Romów , kiedy przejeżdżaliśmy przez Słowację...Slamsy to za bogate określenie...Bardzo smutne ...

Może warto zwiedzać, by pewne widoki dały nam do myślenia, poszanowania tego comamy?...Mimo wszystko?



*****

muzyka...nie będzie węgierska, bo mi teraz inna w duszy gra..:))




środa, 10 lutego 2016

jestem,ale...:)

Od jakiegoś czasu odczuwam lekkie zmęczenie blogowaniem.Może to zmęczenie wiosenne?:))
W sumie ku Wiośnie idzie, ale jak na razie....powoli. Bardzo powoli, patrząc za okno,  od dziś w Kraku plucha, deszcz, śnieg i taka mieszanka.
Zaglądam tu od czasu do czasu, czytam...ale jak na razie czuję w sobie wielkiego lenia...:)))
Real nieco bliższy mi teraz, ale na pewno tu będę, raz duchem, raz ciałem:)))


Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem, byłam miło zaskoczona.:))
 
muzyka...
odkrywam jakby na nowo tego artystę, niesamowicie nastrojowe utwory, a jego głos jakby idealnie dopełnia całości...
mam słabośc do takich głosów ...nie wiem dlaczego;)))







ale żeby nie smęcic za dużo, to...




Ze świata blogowego nie tak łatwo się odchodzi...ale przerwy są wskazane, by...zatęsknic:)))




niedziela, 17 stycznia 2016

powrót do sf :)


Nie za bardzo lubię filmy sf, ale...ostatnio natrafiłam na bardzo dobry film, który bardzo pobudził moją wyobraźnię, znalazłam go na kanale "cbs europa" : "Człowiek przyszłości" z nieżyjącym już Robinem Williamsem. Adaptacja książki Isaaka Asimova "Pozytronowy człowiek"

Rok 2005, rodzina Martinów kupuje androida Andrew, który pełni rolę gosposi, ma pomagac w pracach domowych.Okazuje się, że jest to dziwny typ androida(ma pewną wadę konstrukcyjną) o niesamowitej osobowości, zdolny do myślenia,odbierania bodźców, wrażliwy. Za namową swojego właściciela, Richarda Martina, zaczyna się rozwijać.Pragnie przeistoczyc się w człowieka.Jest zafascynowany człowiekiem i tym co może przeżywac będąc nim. Po 200-letnim okresie życia zwraca się do Zgromadzenia Światowego o uznanie go człowiekiem. Jest oczywiście wątek miłosny, bo android ...zakochuje się w prawnuczce pana domu.
Jest to wersja kinowa, podobno odbiegająca od wersji książkowej, nie mam porównania, bo nie czytałam, ale film bardzo mi się spodobał. Świetna obsada aktorska z moim ulubionym, nieżyjącym już Robinem Williamsem.






Tak się zastanawiam, czy gdyby nam dano życ ponad 200 lat...bylibyśmy szczęśliwi?Czy wówczas nasz organizm tak naprawdę nie odczuwałby pewnego zmęczenia i fizycznego i psychicznego, na którym etapie stwierdzilibyśmy, że mając już np.100 lat, perspektywa jeszcze drugiej "setki" tak naprawdę nie załamała by nas psychicznie?
Każdy etap naszego życia jest inny, gdyby nam dano 200 lat, to te etapy życia byłyby też dłuższe i nie wiem czy to by było dobre. Bo nie każdy etap naszego życia byłby dobry, a musiałby byc niestety odpowiednio dłuższy przy 200 latach. Owszem, są jednostki,które dożywają do wieku ponad 100 lat, ale ponad 200?...tak sobie luźno myślę...:)

A pro po filmu, dobrze, że człowiek to wyobraźnia, wrażliwośc, uczucia, zdolnośc myślenia, ciągłe rozwijanie siebie i własnej osobowości, mimo oczywiście też i tych złych cech, które z niektórych  robią "bestie" (sprzyjają temu okoliczności, np.wojny..), ale summa summarum nie jesteśmy robotami, chociaż czasem jak tak pomyślę, to codziennie rano szykując się do pracy zachowuję się jak robot :))

Mimo wydawałoby się doskonałości robotów, to człowiek z tą swoją niedoskonałością jest nie do zastąpienia, nie do podrobienia.

A do filmu bardzo zachęcam. Ma  swój klimat, jest według mnie mądrym filmem,daje do myślenia. Nie wiem dlaczego tak jakoś bez echa przeszedł (jest z 1999 roku). W 2000 r. nominowany do Oscara.






poniedziałek, 4 stycznia 2016

ZAMKI i ...zamki:)

Zamek zamkowi nierówny.
Prochu nie odkryłam,ale natrafiłam na pewien obiekt, po obejrzeniu którego doszłam do pewnego wniosku, a mianowicie, że - im kto chce zrobic coś baaardzo bogatego, imponującego w wyglądzie, udaje mu się jedynie zrobic...hm...coś, co można nazwac "poplątaniem z pomieszaniem" albo "oczy bolą".




                                        zdj.z netu
cytuję z netu:
Warty zobaczenia choć pilnie strzeżony jest Zamek Mirków /między Sieniawą a Leżuchowem, nad rzeką San/. To jeden z największych współczesnych pałaców Europy! Obiekt liczy 6 tys. metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej. Jest budowlanym eksperymentem polegającym na próbie połączenia wszystkich stosowanych dotąd stylów w architekturze w realizacji jednej rezydencji.Są tu pałacowe komnaty i oranżerie, są obronne baszty i bastiony, jest kaplica rodzinna i lądowisko dla helikopterów na dachu. Pałac stoi w otoczeniu ponad 140-hektarowego parku z winnicą i jeziorem. Rezydencja jest własnością przedsiębiorcy z Przeworska. Obiekt, jak zwykle w takich przypadkach bywa, można oglądać tylko z daleka. Teren jest pilnie strzeżony, a każdy ruch ciekawskich śledzony przez kamery.
Zastanawiam się,co poprzez to "dzieło" chciał właściciel pokazac, albo "co autor miał na myśli"..:)))
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/architektura/galerie/1523615,11,arcymaszkary-polskiejarchitektury-ostatnich-dwoch-dekad.read

Nie, żebym od nowego Roku zaczęła narzekac, ale przecież nie można wszystkiego od razu chwalic...:))

A niedaleko, w samej Sieniawie jest zamek-hotel Czartoryskich i ten o ile wydaje się skromniejszy, ma jednak klasę samą w sobie.


                                      zdj. z netu  



***

                               




piątek, 1 stycznia 2016

wspominając Whitney

Nie będę pisac o niej szerzej, bo każdy zna tę postac. I dzieje jej tragicznej śmierci 11 lutego 2012 roku. Byc może sama sobie pomogła odejśc z tego świata, bo jak podają źródła „zmarła wskutek przypadkowego utonięcia, lecz ciągłe zażywanie kokainy i problemy z sercem znacząco przyczyniły się do jej śmierci”. Koroner oświadczył też, że"testy toksykologiczne wykazały w ciele zmarłej ślady kokainy, marihuany, leku
przeciwlękowego, środka zwiotczającego mięśnie i antyhistaminę.Zażycie kokainy było znaczącym czynnikiem, który przyczynił się do utonięcia".
Toksyczny związek z Bobbie Brownem, muzykiem miał tu niebagatelny wpływ myślę. Miała tylko 48 lat, gdy zmarła.

Zastanawiam się nieraz,dlaczego tak piękne kobiety,wspaniałe artystki, będąc w toksycznych związkach, gdzie są upokarzane przez partnerów, dręczone psychicznie i fizycznie, nie odejdą. Nie mają problemów z pieniędzmi, by odejśc , zamieszkac w swoim mieszkaniu, odciąc się, nie tak jak w naszych realiach, gdzie kobiety często nie mają jak odejśc od swoich oprawców, bo nie mają gdzie odejśc i za co.
W przypadku artystek zaślepienie uczuciem? Zależnośc od partnera, np.narkotykowa, gdy oboje biorą?
Nie wiem. Facet, kiedy chce uzależnic i podporządowac sobie kobietę, wciąga ją w narkotyki, bywa tak.
Przykład Whitney to nie odosobniony przykład znanych piosenkarek, których życie w związkach było jedną wielką tragedią i długo dawały się poniżac i trwac w tych układach (chociażby przykład  Tiny Turner).Niektórym udało się.

****

utwory Whitney są piękne, po prostu...

Aż nie chce się wierzyc, patrząc na jeden z jej pierwszych , radosnych klipów, że jej życie, tak się zakończy....







posłuchajmy... 





Pomyślności w Nowym Roku Wszystkim Wam życzę przy okazji  i wspaniałych muzycznych wrażeń, oprócz oczywiście innych życiowych wrażeń.:))