sobota, 28 czerwca 2014

czasem trzeba cos wyrzucic z siebie...

Nie jest łatwo mieszczuchowi latem żyć w mieście, chociaż normalnie kocha się to swoje miasto.
Nie lubię narzekać, ale teraz sobie właśnie powyrzucam tu...małe co nieco, bo jak  kiedyś Jerzy Stuhr śpiewał - "czasami człowiek musi, inaczej się udusi". :)
Dlaczego nie jest łatwo?ano dlatego, że trzeba pracować (zamiast leżeć gdzieś na plaży na egzotycznej wyspie), a żeby pracowac, trzeba dojeżdżać jakoś do tej swojej pracy...A miasto rozkopane,ciągle gdzieś remonty, ulice rozgrzebane, kładziony nowy asfalt, często zamknięty jest jeden pas ruchu.Samochody wtedy muszą jedną linią jechać, przepuszczając się nawzajem...a jak wiadomo, nie zawsze policjant kieruje ruchem (wtedy to dopiero są korki),a zasady kultury na drogach są różne...i wtedy to przepuszczanie aut z przeciwka trwa...i trwa...albo odwrotnie, to nas nie chcą przepuszczac i stoimy zablokowani, autobusy też.
Ponadto remontami zablokowane,zamknięte są  ronda, kierowcy wtedy szukają objazdów i kolejne korki na drodze...
Jak dojeżdżam do pracy 25 minut, to teraz-40-55.Wrrrr...
Potem trzeba odrobic spoźnienie, niestety.
Tak to teraz wygląda,ale...na pewno potem będzie lepiej, ładniej.Tak trzeba pozytywnie zakończyc to narzekanie...nie ma innego wyjścia.:))
Staram sie wcześniej budzik nastawiac,ale...jedna "drzemka" w komórce,druga"drzemka" dzwoni...dlaczego tak trudno wstać????

A na nerwy...spokojna muzyka. Prawdziwy przyjaciel.
TAKIEGO GŁOSU  i to w balladzie, miło jest posłuchać....





sobota, 21 czerwca 2014

zameczek

Niedaleko Krakowa, na wzgórzu w zakolu rzeczki Korzkiewki wznosi się zamek otoczony
XIX-wiecznym zespołem parkowym.

                                                     zdj.krakowianka

                                                              zdj.krakowianka
 Z zamkowego wzgórza rozciąga się widok na wieś oraz stojący na sąsiednim wzgórzu XVII-wieczny kościół parafialny. Cały ten teren należy do Korzkiewskiego Parku Kulturowego, a tak ogólnie, znajduje się on w krainie znanej i pięknej krajobrazowo- Ojcowskim Parku Narodowym.
Ciekawostka: utworzony w 1956 roku Ojcowski Park Narodowy obejmuje część Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, a dokładnie Dolinę Prądnika oraz Dolinę Sąspowską. Jest to najmniejszy z polskich Parków Narodowych, jego powierzchnia wynosi zaledwie 2145 ha.

Początki zamku w Korzkwi sięgają 2. poł. XIV stulecia, kiedy na stromym wzniesieniu powstała wieża
mieszkalno-obronna otoczona kamiennym murem. Później zamek przeszedł w posiadanie Szczepana
Świętopełka z Irządz, by przed końcem XV w. stać się własnością bogatego krakowskiego
mieszczanina Piotra Krupki. /http://dnidziedzictwa.pl/zamek-w-korzkwi/



                                   zdj.krakowianka
Nie będę się rozpisywac, powiem tylko, że...nie jest to duży zamek, raczej zameczek, ale jest
uroczy, dobrze zachowany, co jest rzadkością na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, gdzie więcej jest
ruin zamków, niż samych zamków.
Wykorzystano to oczywiście turystycznie i znajduje się tam hotel, noc spędzona z duchami, Białą Damą,
bagatelka...ok,420 zł.:)) W sumie zamek to nie taki sobie zwykły hotel.
Oprócz tego organizowane są tam wesela,bankiety.
Jedynym minusem jest to,że nie ma żadnej kawiarenki,by spokojnie napic się kawy na dziedzińcu,
smakowac dłużej oczy widokiem, poczuc nastrój chwili. Rozglądnąc się za jakimś....rycerzem, ostatecznie jego giermkiem...:))
Zamek był zarezerwowany akurat na wesele, przygotowania trwały,dzięki temu nikt nie zwracał na nas
uwagi, kiedy poszliśmy zwiedzac w środku, mimo, że napis pod zamkiem brzmiał:
pomieszczenia zamkowe zamknięte. 
Dla kogo zamknięte,to zamknięte...pomyślałam...co zaszkodzi sprawdzic, najwyżej nas wygonią,to znaczy,wyproszą grzecznie:)






Do zamku wiedzie droga pod górę,ale dośc krótka. Łatwa do pokonania.
Oczywiście znowu dziwnej urody drzewo mnie zainteresowało...P


Za zamkiem  znajduje sie ulica Zamkowa, dośc szczególna...:))
W każdym razie bardzo przyjemnie jest nią iśc wśród pól.

                                            zdj.krakowianka




*************





środa, 11 czerwca 2014

śladami Jana Matejki

Czasem człowiek idzie sobie na spacerek, czasem na spacer, bo ma ochotę iść nieco dalej.
I taki człowiek przypomina sobie, że może iść...odwiedzić sobie pewien DWOREK. Nie ruszając się
daleko od domu.I w miłym towarzystwie.

Dworek Matejki, bo tak nazywa się ten uroczy dom, obecnie muzeum Jana Matejki i Hugona Kolłątaja, znajduje się niedaleko kombinatu Huty Sendzimira,w Krzesławicach.

                                                zdj.krakowianka


                                            zdj.krakowianka

Zanim jednak dojdziemy do celu, czyli Dworku Matejki, mijamy stary, drewniany kościółek św. Jana Chrzciciela z XVII w.

                                           zdj.krakowianka

Był niestety zamknięty w środku kiedy tam byłam parę dni temu, ale zapach drewna...niepowtarzalny.
Kościół zbudowany był w Jaworniku k/Myślenic. W latach 1983-1986 przeniesiony do Nowej Huty-Krzesławic, gdzie stojąc niedaleko dworku, miał stanowić zaczątek planowanego tu skansenu. Skończyło się jak na razie na planach...szkoda...Tak blisko miałabym skansen.

Wokoło dworku cisza, jakbyśmy byli za miastem,a nie w mieście...tylko szum drzew.
Parę osób spacerujących.
Dworek był wystawiony w 1826 r. Ciekawostką jest to, że kupił go Matejko w 1876 roku za
pieniądze ze sprzedaży swojego obrazu Stefan Batory pod Pskowem.
W dworku urządził pracownie malarskie, zaprojektował ganek,który jest zachowany do dziś, powstał tam też między innymi fragment obrazu Kościuszko pod Racławicami.
Obecnie obiekt jest własnością Towarzystwa Sztuk Pięknych w Krakowie, jako muzeum jest niestety czynne tylko jeden dzień,w piątek.

Z powrotem poszliśmy inną trasą i tu na mojej drodze ukazało się coś jakby... z filmu grozy.
Aparat w dłoń i...




Drzewa naprawdę umierają...stojąc.


a muzyka...musi być romantyczna, jak klimat dworków :-)




niedziela, 8 czerwca 2014

V jak - zwycięstwo

Jest w Nowej Hucie, moim mieście pomnik szczególny.Może nie pisze się o nim dużo,może nie ma wiele wzmianek  w przewodnikach krakowskich....
Powstał w 1999 roku i upamiętnia działalnośc NSZZ Solidarnośc,działałącej na terenie Kombinatu HiL.
Tam też w 1988 działał komitet strajkowy.Stanowi symboliczne wyrażenie wdzięczności i podziękowania ludziom, którzy w okresie po 13 grudnia 1981 roku uczestniczyli w tworzeniu wolności, niepodległości.

O stanie wojennym nie da się zapomniec, tak jak o Solidarności,bez której nie byłoby...tej wolności. I nie ma tu dyskusji, chociaż dużo jeszcze przed nami,dużo też zaprzepaszczono,niestety...
Pomnik jest w kształcie litery V - ang.Victory - zwycięstwo.Umieszczono na niej jedenaście tablic z ważnymi w dziejach Nowej Huty datami.m.in obrony Krzyża,powstania Solidarności,wyboru Karola Wojtyły na papieża i in.



                                                  zdj.krakowianka

                                             zdj.krakowianka


                                                     za mną pomnik szczególny...

Nowa Huta ,która miała byc w planach miastem komunistycznym, była silnym bastionem NSZZ Solidarnośc, prężnie działającej organizacji w stanie wojennym na Kombinacie HiL..Na przekór wszystkiemu...ku zdziwieniu władz.
Nie zapomnimy o poległym w demonstracji 13-letnim Bogdanie Włosiku, kóry zginął zastrzelony z rąk ZOMO, koło kościoła Arka w Nowej Hucie-Bieńczycach w 1982 roku, o skrywanym morderstwie w Krakowie Stanisława Pyjasa, działacza opozycyjnego , studenta filologii polskiej i filozofii UJ i wielu innych.
Stan wojenny pozwalał pozbywac się tych...niewygodnych.

W tę niedzielę, 8-go czerwca...pod pomnikiem Solidarności na Placu Centralnym, złożył w hołdzie wieniec prezydent Komorowski.

muza...dośc ciężka,ale prawdziwa....







niedziela, 1 czerwca 2014

dzieci są szczere...

Świat dziecka jest prosty, nieskomplikowany.Wychowujemy dziecko tak, by zawsze nam prawdę mówiło,nie kłamało, nawet tę najgorszą prawde wolimy usłyszeć niż kłamstwo. Dziecko nie zna takiego sposobu PRZEMILCZANIA pewnych rzeczy.
My o tym zapominamy, z tego powodu często skazani jesteśmy na pewne...niezręczne nazwijmy to sytuacje...
Jedną z takich przeżyłam, kiedy jako młoda mężatka, PRZEMIŁA SYNOWA (nie chwalący się) bywałam z mężem i dzieckiem u teściowej. Jako młode małżeństwo, często bywaliśmy na obiadach raz u Mamy, raz u teściowej. Znacie to na pewno...No i właśnie podczas takiego obiadu u teściowej moje dziecię zabłysło prawdomównością, szczerością.
Teściowa, nalewając mi zupę, pytała ile nalać, ja oczywiście poprosiłam porcję ''wróbelka", mówiąc, że ja zup prawie nie jadam,dbam o linię. Na to mój synek: babciu, nalej mamie pełny talerz, ona w domu pełny talerz zupy zawsze je...Mąż w śmiech, a ja...wyobrażacie sobie moją minę.Kochane dziecko,dobry obserwator, dodajmy szczery...aż do bólu. Dziecię chciało by mama sobie pojadła...ot co...


Tak po prawdzie  nie chciałam u teściowej wyjść na jakiegoś OBŻARTUCHA.
No to miałam za swoje, potem już miałam nalewane solidne porcje...D

W każdym razie to my starajmy się przy dzieciach mówić prawdę, albo przemilczać pewne sytuacje,bo różnie w życiu się zdarza...

 a ta piosenka zawsze kojarzy mi sie z moim dzieciństwem...:-)