środa, 29 października 2014

daleko od tłumu...

Nasze życie biegnie wartką strugą,chociaż w młodym wieku wydawało mi się, że czas biegnie powoli.
Teraz odwrotnie, tydzień mija za tygodniem bardzo szybko.I znowu nadchodzą ...pewne święta.
Pójdziemy na groby,by wspomnieć bliskich zmarłych, a mnie jakoś odpycha od tego tłumu...chociaż jeszcze parę lat temu lubiłam odwiedzać groby, czuć tę atmosferę, szczególnie pod wieczór...

Może wolę wspominać zmarłych RODZICÓW uśmiechniętych,wesołych ...
Mamę krzątającą się w kuchni, albo kiedy sobie jako dorosłe już obie kobiety, siedziałyśmy przy kawie...a Tatę przy wesołej rozmowie, bo wesoły był zawsze...i lubil śpiewac piosenki partyzanckie...i rozwiązywać krzyzówki. Może tak wolę, a nie przeciskać się przez tłum, by stanąć nad grobem...by łzy jakoś tak same popłyneły...by smutek był panem i władcą na tę chwilę?...
Chodzę czasem sama na grób Rodziców...i więcej mnie jest tam, niż w to święto. Może nie powinnam tak pisać...ale tak ostatnio czuję.I nic na to  nie umiem poradzić...Jestem bliżej mojej kochanej Mamy i Taty w zwykły dzień.
Niemniej jednak staram się zrozumieć tych...co mają daleko,a wolny czas pozwala odwiedzić bliskich.



niedziela, 26 października 2014

bawmy się,śmiejmy się ;-)

Kiedyś, za moich młodych lat lubiliśmy się bawić w gronie koleżanek, kolegów udając słynnych piosenkarzy, albo przedstawiając jakieś humorystyczne scenki , najczęściej na zajęciach pozalekcyjnych...Parę razy udało nam sie odegrać parę skeczy, które nieźle rozśmieszyły nauczycieli oglądających potem te nasze pokazy. Były takie szkolne konkursy.Jeden był nawet sfilmowany, pewnie gdzieś w archiwum szkoły jest...kto wie.Miło mi było zbierać potem gratulacje, że jestem super jako członkini mini kabaretu, który odgrywaliśmy - ja, koleżanka i kolega.Niestety, nie poszłam dalej tą drogą, ku kabaretom,taki talent poszedł na marne...echhh...D

W telewizji Polsat pojawił się ostatnio program,który mi przypomniał tamte lata i wywołuje uśmiech...znani piosenkarze odgrywają innych znanych artystów estrady.
Niektórzy robią to nawet całkiem nieźle,a nawet znakomicie bym rzekła, lepiej od oryginałów...:-))
Artyści śpiewają własnym głosem...

zacznę od lekkiej muzy,a co...




przechodzę do artysty, którego oczy.....zauroczyły mnie,oprócz głosu....;-)



doskonała Kasia Skrzynecka jako...



Żeby wyglądać podobnie do oryginału, aktorzy, piosenkarze poddają się parogodzinnej stylizacji : smarowanie,doklejanie tego i owego...ja bym nie wytrzymała chyba... byłam już zmęczona samym patrzeniem na tę stylizację od warsztatowej strony...
Może dobra zabawa,szczery śmiech, jest wart tego. Po prostu.

środa, 22 października 2014

Niedzielny rosołek, czyli protest song...


Jesień nastaraja do refleksji,wspomnień...i naszła mnie pewna refleksja.

Dotyczy ona wspomnień o domu rodzinnym, czasach dzieciństwa.Wspomnień, gdzie niedziela była dniem szczególnym, świętem rodzinnym. Większości, także i mnie, kojarzy się ze wspólnym obiadem /pyszny rosołek z makaronem domowej roboty, kotletem schabowym, z ziemniakami i surówką, kompotem, czyli tradycyjny polski obiad jak to mówią /.
Rano,umówiona z koleżankami szłam na 9.00 do kościoła na mszę dla młodzieży. Jakże przyjemnie było wracać do pachnącego obiadem domu...Wejście do kuchni oczywiście zagradzało leżące wpatrzone w Mamę wilczurowate psisko, któremu przyjemnie było wdychać obiadowe zapachy...Żeby wejść do środka, musiałam po prostu przesunąć jakby przylepiony na stałe do posadzki tułów upartego zwierzaka, to było jego miejsce...dobrze,że chociaż przesunąć się pozwolił...dobre i to...mogłam się napić kompotu nareszcie...ufff. Mama śmiała się, że przeszkadzam mu w obserwowaniu przygotowań do obiadu...Takiego bezczelnego osobnika miałam, ale był kochany...mimo wszystko.:)

Ale do czego zmierzam - dużo ludzi wykpiwa tamte czasy, jak czytam na niektórych blogach...Kościółek, rosołek...taki schemacik, pole do drwin...A zapominają, że ten dom, był bardziej rodzinny, wszyscy przy stole, bo obiad był też i spotkaniem rodziny, po tygodniu różnych zajęć i wieczornych powrotów do domu...niż niejeden dzisiejszy dom, w którym zieje zimnem.Mimo nowoczesności, często nie mamy nic sobie do powiedzenia.
Tak samo jak z sąsiadami się bliżej było,ot chociażby w lecie wieczorne pogaduchy na ławce...
Nie myślę tu oczywiście o rodzinach, w których dzieci wyjechały za granicę by się uczyć...tu wiadomo, kontakt jest utrudniony, ale jeśli młody człowiek odwiedza czasem dom rodzinny...to o czym marzy najwięcej jak słyszę?...o domowym rosołku i pierogach...a tak. Bo to jakby symbol domowej atmosfery.

NIE MOŻNA kpić, śmiać się z tamtych czasów, bo jakby się kpiło z własnych rodziców. Tak było, taka była tradycja...ale czy ludzie byli gorsi?..nie było komputerów, telefonów komórkowych...a jednak wszyscy byli jakby...bliżej siebie.


Żal

Żal że się za mało kochało
że się myślało o sobie
że się już nie zdążyło
że było za późno

choćby się teraz pobiegło
w przedpokoju szurało
niosło serce osobne
w telefonie szukało
słuchem szerszym od słowa

choćby się spokorniało
głupią minę stroiło
jak lew na muszce

choćby się chciało ostrzec
że pogoda niestała
bo tęcza zbyt czerwona
a sól zwilgotniała

choćby się chciało pomóc
własną gębą podmuchać
w rosół za słony

wszystko już potem za mało
choćby się łzy wypłakało
nagie niepewne

            
ks. Jan Twardowski


Powtórzę za Perfectem : WSZYSTKO MA SWÓJ CZAS...





 **************
Ja jeszcze zacytuję fragment (ten rymowany) pewnego komentarza, który przeczytałam na pewnym blogu, napisany przez kobietę...
i zastanawiam się,czy pójście do kościoła jednak mi nie zaszkodzi...;D
"Gdy do kościoła się nie chodzi to na mózg mu nic nie szkodzi a jak się chodzi to wszędzie kurwiszony się widzi ...;-)))"
teraz się boję, że po wyjściu z kościoła coś zobaczę....hm...D

 

sobota, 18 października 2014

koleżeński zryw...

Bedę dalej w temacie zespołu 2 plus 1, gdyż z pewnymi utworami wiążą się moje humorystyczne wspomnienia.
Zespół śpiewał jedną z piosenek do filmu "W pustyni i w puszczy".
Teraz wspominam z uśmiechem,ale wtedy...ileż emocji mnie to wszystko kosztowało...



A wszystko zaczęło się z chwilą ukazania się w kinach filmu na podstawie powieści H.Sienkiewicza ''Wpustyni i w puszczy". Książka, jako lektura,zauroczyła mnie, przyznaję, a lektur nie lubiłam,tak naprawdę...i jeszcze film...też wtedy dotarł do mnie. Z wypiekami na twarzy śledziłam losy bohaterów,a szczególnie zainteresował mnie wtedy, zresztą nie tylko mnie, połowę koleżanek z klasy też...Tomasz  Mędrzak, odtwórca głównej  roli Stasia. Byłyśmy jego fankami,zazdrościłyśmy filmowej Nel, że jest tam z nim,w tej Afryce...a nie np.któraś z nas.Wycinałyśmy jego fotosy z gazet, był wtedy taki magazyn FILM i EKRAN.
I pewnego dnia, przeczytałyśmy krytykę w gazetach,dotyczącą gry Tomasza Mędrzaka jako Stasia. Nożżesz...krew w nas się wzburzyła, bo my dwa razy ten film obejrzałyśmy dla Tomka...a tu jakieś krytyki, że sztucznie zagrał, że nie taki był bohater sienkiewiczowski...i jakieś inne jeszcze zarzuty...

Nie mogłyśmy tak tego spokojnie zostawić...O NIE. Zebrałyśmy się we trzy...i napisałyśmy do telewizji pismo.Odpowiednie, co sądzimy o tym panu, który śmie krytykować NASZEGO IDOLA.
Nie dostałyśmy odpowiedzi, ale to nieważne, czułyśmy sie jakoś lepiej, jakoś tak bliżej...naszego bohatera.Czułyśmy się wspaniale.
Rodzice oczywiście nic nie wiedzieli...to była tylko NASZA akcja...:-)
A piosenkę powyższą puszczałyśmy sobie parę razy na dzień...nawet teraz po latach nie straciła na uroku.Tak myślę.

Muzyka filmowa to osobny rozdział...wiele jest takich...niezapomnianych melodii, piosenek...

Druga wersja, późniejsza tego filmu, już mnie tak nie zachwyciła, chociaż piosenka Beaty Kozidrak jest super...




środa, 15 października 2014

Był sobie pewien zespół...

Był sobie kiedyś zespół, którego piosenki nuciła cała Polska,a oczy niejednego mężczyzny były wpatrzone w piękną wokalistkę...

Tak sobie ostatnio słuchałam tych utworów...
Jest wśród nich jeden szczególny, wzruszający, może dlatego,że smutne były losy wokalistki, Elżbiety Dmoch - nieszczęśliwa miłość, nieudane małżeństwo, śmierć kochanego mężczyzny  i depresja, życie w samotności...Większość zna tę sprawę z mediów, z telewizji...



Myślę, że warto przypomnieć sobie zespół 2 plus1 i niektóre największe przeboje, na przekór JESIENI... pochmurnym dniom.Mają w sobie dużo radości.







W roku 1971,w grupie 2 plus1 śpiewał Andrzej Rybiński, współtworca tego zespołu...a jeden z jego utworów bardzo czesto sobie nucę, przyznaję...bo jakby troszkę identyfikuję się z tekstem, albo nazwijmy to inaczej - jakoś tak łatwo dociera do mnie ...;-)

Wschodami gwiazd i zachodami
Odmierzam czas liści kolorami
Odmierzam czas, nie używając dat.
 

Czekaniem na niespodziewane,
Straconych szans rozpamiętywaniem,
Odmierzam czas, nie używając dat.


Nie liczę godzin i lat,
To życie mija, nie ja.
Bliżej gwiazd, bliżej dna
Jestem wciąż taki sam
Wciąż ten sam.

 /fragm./



I nieważne,że puszczają go często w radiu...:-)

Te utwory będą do nas wracać, ciągle...i wciąż, a wraz z nimi obrazy z tamtych lat...



środa, 8 października 2014

wyobraźnia

Wyobraźnia – to zdolność do tworzenia wyobrażeń twórczych, przewidywania, uzupełniania i odtwarzania oraz zdolność przedstawiania sobie zgodnie z własną wolą sytuacji, osób, przedmiotów, zjawisk itp./net/

Właśnie ta zdolność odtwarzania, przedstawiania sobie zgodnie z własną wolą sytuacji...dość opornie mi wychodzi, gdy patrze na:



Nie wiem jak Wy, ale ja miałabym WIELKI problem przejść tą ulicą...a nawet gdyby...to zaliczyłabym niejeden upadek...Jakby tu wyobraźnia działała w drugą stronę...:-)

Szacun dla niezwykłych ulicznych twórców obrazów - iluzji  3D.
Są niesamowite.


***

 coś z nowości :-)







piątek, 3 października 2014

starość nie radość....

Nie lubię chodzić do lekarza, ale czasem , żeby moja pani doktor zapisała kolejne recepty na leki na nadciśnienie, muszę niestety ją odwiedzić, nie ma zmiłuj się.Kiedyś podawałam karteczkę z nazwą w rejestracji i na drugi dzień odbierałam receptę..Teraz już tak nie ma lekko.
Miałam przy okazji zrobić badania...takie ogólne.
Wchodzę zatem, zadając pytanie lekarce, /którą lubię tak naprawdę, nie raz sobie pogadałyśmy o tym i owym,jesteśmy w podobnym wieku/, czy na podstawie dostarczonych wyników będę żyć. Widzę wesołe spojrzenie...i słyszę :
 - hm...co my tu mamy, obżarstwo, lenistwo...nic dodać nic ująć, mało ruchu, LDL trochę podwyższony, trójglicerydy...
- Aż tak? zrobiłam minę nr 5 tzw. dobrą do złej gry...mówiąc, że owszem, czasem jem słodycze, smażone mięso...bo lubię, nie ukrywam, ale...
- Ale tego "czasem" ja tu w wynikach nie widzę...widzę tu obżartucha.../no masz.../
- Oj tam pani doktor, jestem już stara ,to i metabolizm gorszy...
- No tak,bardzo starą babę tu faktycznie widzę, popatrzyła na mnie...taaak, to fakt...D
- daleko ma pani do autobusu do pracy?
- nie, na szczęście  /martwi sie o mnie, dobra kobieta.../
- szkoda...to za dużo ruchu tu nie ma pani...
- no nie mam...i siedzę w tym autobusie ok 30 minut, bo to jego drugi przystanek,miejsca są...;-))


No cóż...w sumie sceptycznie podeszłam do tego wszystkiego...z niewielką dozą jednak optymizmu, że mam szanse nieco obniżyć ten LDL...jak sie postaram,organizm zaczął stroić fochy...cholerka. Mam zapisane coś na obniżenie, ale samymi lekarstwami tego nie zbiję...to wiem.

Żyjemy w stresie, od którego wszystko złe się bierze, często zajadamy ten stres i oto skutki...Dodając do tego genetykę,bo niestety dziedziczymy najczęściej po przodkach to co gorsze (odwrotnie do psów podobno,one po przodkach dziedziczą co najlepsze i dlatego najsilniejsze zdrowotnie są...kundelki, kilka ras w sobie...D)...to wesoło nie jest. Trzeba się nieźle napocić zatem, żeby wszystko grało w organizmie.


a na stres...piosenka, może nie na temat,ale...ostatnio podoba mi się...:-)