poniedziałek, 5 stycznia 2015

pisanie bloga...

Nigdy nie przypuszczałam, nie zdawałam sobie sprawy, że zakładając  bloga prawie 7 lat temu , początkowo na onecie, będę po pewnym czasie jakby w kręgu znajomych, nie tylko wirtualnych, że będę nie tylko często czytać czyjeś blogi, komentować, ale potem realnie spotykać znajomych blogerów. Nie aż tak licznie,bo znam realnie tylko paru, ale jednak jest to pewna przygoda, bedąca niejako skutkiem pisania bloga. Dodam,że fajna przygoda.
Dlaczego o tym piszę - bo oprócz miłych wspomnień ze spotkań z realnymi ludźmi podpisujacymi się nickami, z komentowania i chętnego czytania blogów, przeżywa się też odejścia tych co piszą, odejścia bez słowa z netu i ...odejścia realnego, śmierci.Tak jakbyśmy stracili kogoś bliskiego...zdajemy sobie sprawę, że już nigdy nie przeczytamy ciekawych tekstów na ulubionych blogach...
Wiem, jest świat realny, nasze prywatne życie, ale jeśli się pisze bloga już parę dobrych lat...tu też się swoją cząstkę zostawia.
Klikamy na znajomy link do bloga...i cisza...potem znowu klikamy...i znowu cisza...i nie jest nam to tak obojętne...
To takie moje refleksje...na temat niby takiego zwyczajnego pisania bloga...


                                         zdj.z netu



***




20 komentarzy:

  1. Też tak uważam Marysiu!
    Obydwie przeżywamy odejście Siostry Judytki - prawda? Ty pewnie jeszcze bardziej, bo zdążyłaś poznać ją osobiście. Ja niestety nie .... Ale też była mi bardzo bliska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z perspektywy lat blogowania patrzę...już takie jedno odejście przeżyłam...związane z blogiem Petroneli,bardzo ciekawy blog,nigdy nie spotkałam się z blogerką,ale jej śmierc też nie była mi obojętna...parę lat na Jej blogu też byłam...to jednak jakoś wiąże....sama sobie z tego nie zdawałam kiedyś sprawy...taki to jest ten nasz światek blogowy Jadziu...emocje też...
      pozdrawim serdecznie...wiem,że mnie rozumiesz...

      Usuń
  2. Judytę poznałem osobiście jesienią 2012 roku. Wcześniej, gdy jeszcze pracowała w Kamerunie, pisaliśmy maile, po przylocie do kraju rozmawialiśmy przez telefon. Później spotkałem się z nią jeszcze czterokrotnie. Ostatni raz w czerwcu.
    Dawała piękne świadectwo wiary, które mnie (wątpiącego) bardzo poruszało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaskoczę Cię być może,ale wiem,ze spotkałeś się z Judytą,bo mi opowiedziała o tym...tak ciepło zresztą,tylko czekałam,aż sam o tym napiszesz...tu nawiążę do tytułu Twojego posta....D
      chyba byliśmy szczęściarzami....mnie ta rozmowa z Nią była bardzo potrzebna...

      Usuń
  3. Za każdym nickiem kryje się konkretna, prawdziwa osoba. Podział na świat wirtualny i realny jest umowny, wręcz sztuczny. Przecież znajomości telefoniczne czy korespondencyjne też zakładają prawdziwe relacje prawdziwych osób, choć nie zawsze dochodzi do ich spotkania twarzą w twarz.
    Niemniej konfrontacja naszych wyobrażeń o wyglądzie itp. osoby znanej wcześniej tylko z jej tekstów z jej postacią "na żywo" jest mocnym i ciekawym przeżyciem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest ciekawą przygodą Anno,potem inaczej czyta sie posty...widzi sie tę osobę...jest to na pewno ciekawe...

      Usuń
    2. Wiem, Krakowianko, ja też spotkałam się z paroma osobami poznanymi na blogach :)
      A wiesz, teraz - po odejściu Judytki - często mam świadomość czy poczucie, że ona mnie widzi, że jakoś jest ze mną. Naprawdę mam ją teraz bardziej, choć inaczej. Z innymi bliskimi zmarłymi też czuję taką jakby więź. Nie chodzi o żadne widzenia czy głosy, ale właśnie o jakiś nowy rodzaj więzi, relacji. Chyba na tym polega wspomniane w 'Credo' świętych obcowanie...

      Usuń
    3. jest coś w tym czym piszesz...

      Usuń
  4. rozmawiałam z Judytą jakos dziwnie nie zgadza mi się to co piszecie......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. maggie...każdy z nas,kto rozmawiał z s.Judytą,ma prawo tak a nie inaczej Ją odbierac, ja tak zapamiętałam to spotkanie i o nim piszę...

      Usuń
  5. Odkryłem to samo jakiś czas temu. Niestety taka rozłąka, nawet z ludźmi poznanymi jedynie by net, ale z którymi swego czasu miałem bliższy kontakt, jest dla mnie trudna. Aby temu w jakiś sposób zaradzić jakiś czas temu przyjąłem dosyć kontrowersyjną taktykę, którą nazwałem "nie przyzwyczajaj się ani do blogów, ani do ludzi, bo i tak z czasem znikną, a w ich miejsce pojawią się nowi". Chciałem jednak grać fair, dlatego napisałem o tym wszystkim publicznie w poście "Blogi jak gwiazdy". Akurat w moim przypadku ta taktyka zdaje egzamin, pewnie też dlatego coraz mniej udzielam się w blogosferze, co jest w zasadzie skutkiem tak przyjętej taktyki.
    Pozdrawiam z mroźnej dziś północy kraju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pamiętam Smurffie tamten Twój post...
      może a taktyka jest w sumie dobra,może nie powinno przyjmowac wszystkiego z emocjami...a normalnie wytłumaczyc sobie-tak miało byc,życie trwa dalej...i jak piszesz,przyjdą inni,ale...mimo,że wiemy o tym,trochę żal,szkoda...
      w sumie nie zmienimy tego,że ludzie odchodzą...najważniejsze,że coś z tego czytania ich blogów dotarło do nas,zostaną miłe wspomnienia, ze spotkań też,jeśli takie były w realu...to też cieszy...
      pozdrawiam z mroźnego też południa...:))

      Usuń
  6. Ja też przeżywam, kiedy ktoś znika.
    Trzymaj i nie poddawaj się Marysiu z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. smutno,ale trzeba pamiętać,że tak już bedzie,w tym świecie blogowym...
      pozdrówki

      Usuń
  7. Kiedys bardzo przezywalam znikniecie kogos z netu. Zamkniecie bloga lub odejscie blogera, ktorego lubilam czytac (niekoniecznie musialao to byc odejscie z powodu smierci)...przykro mi bylo i tak, jakbym cos cennego stracila. Teraz patrze na te sprawy inaczej. Kazdy ma wolna wole. Zatrzymywanie kogokolwiek to tak, jak dbanie o swoje wlasne emocje a nie o tego odchodzacego czlowieka, oby mi bylo dobrze,czyli egoizm. Poniewaz znikniecie kogos moze wprowadzic czytelnikow w smutek, wiec czesto jeczy sie takiemu blogerowi, ze nie powinien, ze szkoda, ze tyle lat.... A przeciez to wolny czlowiek i ...w pierwszej kolejnosci powinien robic tak, jak chce. :))
    Teraz juz nie przezywam.
    Judyta odeszla. Siostry w pozegnalnym liscie zakonnym napisaly, ze uczyla odchodzenia z klasa- dala piekne swiadectwo i tego powinnismy sie od niej uczyc:) Moze po to zostala nam dana, aby pokazac nam jak powinno sie odchodzic? :) Jezeli ,miedzy innymi, i taka misje miala tu wypelnicto wypelnila ja wzorowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jeszcze do tego tak w pełni nie dojrzałam,ale masz rację...trzeba pamietać,że to wirtualny swiat głównie...każdy ma prawo do odejscia,zrobienie sobie przerwy...
      a o Judycie pięknie napisały siostry,prawdę i Jej blog odczytuje jako przesłanie...

      Usuń
  8. Mam takie same odczucia jak Ty tylko proszę zaktualizuj do mnie linka :D Bo już od roku jestem pod innym adresem :D Już nie "Lustro Marianny" tylko "Blue Queen" z adresem: http://blue-queen.blog.pl/
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. witaj miło Blue...postaram się nadrobić zaległości...i pozdrawiam również cieplutko :)

      Usuń
  9. Przyzwyczajamy się do kogoś, wpadamy jakbyśmy przychodzili ma herbatkę by porozmawiać, jest fajnie, któregoś dnia nie ma tej osoby.Pamiętam blog Marii i Krzysztofa-ona walczyła z białaczką, pobrali się,zaszła w ciąże i niestety zmarła, a on zginął w wypadku tego samego dnia jak do niej jechał do szpitala.
    Jak ja to przeżyłam, pamiętam ,że długo nie pisałam.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szczególnie czyjąś smierć sie przeżywa,ludzi,których blogi długo sie czytało...lubiło...nie jest łatwo przejśc obojętnie...emocje są w nas...
      pozdrawiam serdecznie.

      Usuń