Pisałam ostatnio o epoce średniowiecza. Bedę dalej w tym temacie, ale potraktujmy go troszkę "lżej", z dystansem i humorem.Tak jak potraktował to reżyser pewnego znanego zapewne większości z Was świetnego francuskiego filmu-komedii z polskim tytułem "Goście,goście"...Na pewno twórca tego obrazu rozwinął fantazje niejednego z nas ,jak by to było, gdyby...ktoś z tamtej epoki nagle, w jakiś dziwny sposób znalazł się w czasach współczesnych .
Przypuszczam, że po jakimś czasie poradziłby sobie, przy naszej oczywiście pomocy i CIERPLIWOŚCI.:D
a goście STAMTĄD na razie rozkoszują się kąpielą , troche inną niż w ich epoce:
Tak fantazjując - odwrotnie, gdyby ktoś z nas znalazł sie nagle TAM...obawiam się , że ...:P
Na YT jest cały film pod naszym polskim tytułem, z polskim lektorem,
dobra komedia na weekend, niedawno na tv puls ją oglądałam (któryś raz ,o matko...) i stąd ten pomysł na posta .:)
piątek, 28 marca 2014
sobota, 22 marca 2014
za murami...
Średniowiecze - epoka, która kojarzy się z zacofaniem, najazdami ,krwawymi procesami tzw."czarownic" łącznie z paleniem ich na stosach.
Niemniej jednak zamki, które powstały w tym okresie historycznym,według mnie należą do najpiękniejszych. Mają w sobie to coś...co dodaje im tajemniczości.Wiadomo,wiele z nich,to już ruiny, niestety...
Zachwycamy się często władcami tych zamków, lubimy (ja np.bardzo) filmy z tych czasów, opiewające waleczność dzielnych rycerzy, także królów, a tak naprawdę...tak naprawdę za murami tych warowni działy się też i rzeczy niezbyt chętnie opisywane przez historyków lub będące powodem ich sporów do dziś - cicha walka o dziedziczenie tronu w rodzinach królewskich między np.rodzeństwem , skrytobójcze mordy, zamachy, otrucia, zlecenia zabójstw...oraz podwójne życie intymne. Zamki niejednokrotnie posiadały tajemne korytarze, którymi doprowadzane były kochanki królów, a co ciekawe...wiele z nich miało w sypialniach zainstalowane specjalne łoża, które posiadały zapadnie.Niewygodna kochanka w ten sposób kończyła życie,bo jak czytałam...łoże obracało się lub przechylało i nieświadoma niczego ofiara spadała w przepaść, niejednokrotnie na zaostrzone pale.Nie było dowodu zdrady...cisza.Władca się zabawił,świadek został usunięty.
Właśnie w taką zapadnię zaopatrzone było pewne zamczysko, które zachowało się do dziś - znajduje się dość daleko niestety od Krakowa - jest to piękny zamek CZOCHA, na Dolnym Śląsku. Aż strach się bać, jak sobie pomyślę o tej zapadni...ale na pewno jest to ciekawe.
http://www.polska.travel/pl/dolnoslaskie/lesna/
Tak się nieraz zastanawiam, jakie jeszcze tajemnice kryją niejedne mury warownych zamczysk, czy jeszcze któreś z naszych zamków posiadają takie zapadnie?...
Tak samo ciekawa jest historia Joanny d'Arc, francuskiej, niezwykle walecznej bohaterki, posądzonej o herezję ( widzenia w wieku 13 lat) i po procesie w 1431 r. skazaną na śmierć przez spalenie. Miała wówczas zaledwie 19 lat. Została kanonizowana w 1920 r. przez Piusa X.
To tak w bardzo wielkim skrócie oczywiście. Św.Joanna d'Arc inspirowała wielu pisarzy i malarzy, Jan Matejko namalowal słynny "Wjazd Joanny d'Arc do Reims".
/wikipedia/
a muzyka...też zainspirowana słynną Joanną :-)
Niemniej jednak zamki, które powstały w tym okresie historycznym,według mnie należą do najpiękniejszych. Mają w sobie to coś...co dodaje im tajemniczości.Wiadomo,wiele z nich,to już ruiny, niestety...
Zachwycamy się często władcami tych zamków, lubimy (ja np.bardzo) filmy z tych czasów, opiewające waleczność dzielnych rycerzy, także królów, a tak naprawdę...tak naprawdę za murami tych warowni działy się też i rzeczy niezbyt chętnie opisywane przez historyków lub będące powodem ich sporów do dziś - cicha walka o dziedziczenie tronu w rodzinach królewskich między np.rodzeństwem , skrytobójcze mordy, zamachy, otrucia, zlecenia zabójstw...oraz podwójne życie intymne. Zamki niejednokrotnie posiadały tajemne korytarze, którymi doprowadzane były kochanki królów, a co ciekawe...wiele z nich miało w sypialniach zainstalowane specjalne łoża, które posiadały zapadnie.Niewygodna kochanka w ten sposób kończyła życie,bo jak czytałam...łoże obracało się lub przechylało i nieświadoma niczego ofiara spadała w przepaść, niejednokrotnie na zaostrzone pale.Nie było dowodu zdrady...cisza.Władca się zabawił,świadek został usunięty.
Właśnie w taką zapadnię zaopatrzone było pewne zamczysko, które zachowało się do dziś - znajduje się dość daleko niestety od Krakowa - jest to piękny zamek CZOCHA, na Dolnym Śląsku. Aż strach się bać, jak sobie pomyślę o tej zapadni...ale na pewno jest to ciekawe.
http://www.polska.travel/pl/dolnoslaskie/lesna/
Tak samo ciekawa jest historia Joanny d'Arc, francuskiej, niezwykle walecznej bohaterki, posądzonej o herezję ( widzenia w wieku 13 lat) i po procesie w 1431 r. skazaną na śmierć przez spalenie. Miała wówczas zaledwie 19 lat. Została kanonizowana w 1920 r. przez Piusa X.
To tak w bardzo wielkim skrócie oczywiście. Św.Joanna d'Arc inspirowała wielu pisarzy i malarzy, Jan Matejko namalowal słynny "Wjazd Joanny d'Arc do Reims".
/wikipedia/
a muzyka...też zainspirowana słynną Joanną :-)
wtorek, 18 marca 2014
Jeszcze nie...
Jeszcze nie
jeszcze nie umiesz być sam
jeszcze się trzymasz wspomnień jak pochyłej poręczy
jeszcze się czepiasz chudych moli pamiątek
jeszcze nie dajesz spokoju umarłemu
chcesz go przyciągnąć z drugiego świata za guzik
jeszcze się rzucasz kukłom na szyję
Jeszcze szukasz serca żeby je doić jak kozę
ważny jak puzon
stukasz cierpliwym kopytkiem różańca
ostatecznie można ci postawić trójkę minus z religii
ks. Twardowski
zastanawiam się,czy kiedykolwiek poprawię tę tróję z minusem...
na razie...słabo mi idzie
jeszcze nie
jeszcze się trzymam wspomnień...
i tylu rzeczy jeszcze...
a może...
może każde z Was ma podobnie?
nie wiem...
sobota, 15 marca 2014
MUZYKA na niepogodę
W Krakowie koniec ładnej pogody, za oknem wiatr,deszcz....może nie aż tak zimno,ale ponuro.Zima jeszcze próbuje dmuchać,ale...myślę,że to chwilowe.Odejdzie niedługo na pewno.
Przecież ludowe - "Na Grzegorza idzie zima do morza" ,o czymś mówi,a imieniny Grzegorza były parę dni temu.
Proponuję trochę muzyki, pewien koncert, poddajmy się nastrojowi.
I pięknym dźwiękom, które wyczarowuje znany pianista jazzowy...
znalazłam koncertowe wykonanie pewnego utworu, jakże dobrze znanego :-)
miłego słuchania życzę :-)
Przecież ludowe - "Na Grzegorza idzie zima do morza" ,o czymś mówi,a imieniny Grzegorza były parę dni temu.
Proponuję trochę muzyki, pewien koncert, poddajmy się nastrojowi.
I pięknym dźwiękom, które wyczarowuje znany pianista jazzowy...
znalazłam koncertowe wykonanie pewnego utworu, jakże dobrze znanego :-)
miłego słuchania życzę :-)
środa, 12 marca 2014
święta są potrzebne...
Przyjęło się ogólnie,że narzekamy na różne święta w roku, mamy do niektórych z nich ambiwalentny stosunek, do niektórych wrogi. Chodzi mi tu o różne święta typu Dzień Matki, Dzień Kobiet, Dzień Ojca, Babci ,Dziadka, itp, itd...Zarzucamy często, gęsto, że nie chodzi o to, by tylko w tym dniu zauważac solenizantów, ale cały rok.
Wydaje mi się, że nie w tym problem jest.Według mnie są potrzebne te pojedyncze święta po to, by nam, zabieganym, uwikłanym w codzienną rutynę ludziom postawic pewien nazwijmy to "przystanek myślowy". Żebyśmy mogli usiąśc na chwilę nad zdjęciami, wspomnieniami o tych, których już nie ma, a byli WAŻNI w naszym życiu, albo na chwilkę chociaż wpaśc z wizytą i kwiatkiem do tych co są byc może niedaleko,bo na pewno niejedną taką wizytę przeoczylibyśmy znajdując tysiąc wymówek, NIE OSZUKUJMY SIĘ.
Poza tym skłania nas w tych dniach do pewnych przemyśleń, często dopiero wtedy uruchamiamy naszą wrażliwośc, przykrytą płaszczem codzienności. Znajdujemy wtedy czas,by wspólnie posiedziec, porozmawiac, ponarzekac na to i owo,więc ja bym w tym jednodniowym świętowaniu nie widziała nic złego, nic zdrożnego jak to się dawniej mówiło...D
To nie przeszkadza wcale dalej byc w porządku do swoich Mam, Dziadków,Ojców...na co dzień.
Nie rozumiem ludzi, którzy dopatrują się w tych datach "niewiadomoczego".
Taki niedawny przykład - Tłusty Czwartek. Ile ja się nasłuchałam, że ten i ów nie jadł,bo kiedy będzie miał ochotę to zje,a nie jak data wskaże...i o czym to świadczy?Aż taka przekora, czy pokazanie, no właśnie...
czego?
A ja sobie zjadłam parę pączków w towarzystwie i nie ubyło mnie, tradycji stało się zadośc, żołądek w porządku, poziom serotoniny wzrósł...i też moge sobie za parę dni zjeśc pączka jak będę miała ochotę, w czym mi to ma przeszkadzac?Nie cierpię takich "głupioprzekornych" ,bo nie mają po prostu dystansu do samych siebie...ot co :)
Każda okazja jest dobra,do małego świętowania wśród bliskich nam osób,do rozmów i wspomnień.
:-))....z netu
muzyka, może...stary,dobry blues?
)
Wydaje mi się, że nie w tym problem jest.Według mnie są potrzebne te pojedyncze święta po to, by nam, zabieganym, uwikłanym w codzienną rutynę ludziom postawic pewien nazwijmy to "przystanek myślowy". Żebyśmy mogli usiąśc na chwilę nad zdjęciami, wspomnieniami o tych, których już nie ma, a byli WAŻNI w naszym życiu, albo na chwilkę chociaż wpaśc z wizytą i kwiatkiem do tych co są byc może niedaleko,bo na pewno niejedną taką wizytę przeoczylibyśmy znajdując tysiąc wymówek, NIE OSZUKUJMY SIĘ.
Poza tym skłania nas w tych dniach do pewnych przemyśleń, często dopiero wtedy uruchamiamy naszą wrażliwośc, przykrytą płaszczem codzienności. Znajdujemy wtedy czas,by wspólnie posiedziec, porozmawiac, ponarzekac na to i owo,więc ja bym w tym jednodniowym świętowaniu nie widziała nic złego, nic zdrożnego jak to się dawniej mówiło...D
To nie przeszkadza wcale dalej byc w porządku do swoich Mam, Dziadków,Ojców...na co dzień.
Nie rozumiem ludzi, którzy dopatrują się w tych datach "niewiadomoczego".
Taki niedawny przykład - Tłusty Czwartek. Ile ja się nasłuchałam, że ten i ów nie jadł,bo kiedy będzie miał ochotę to zje,a nie jak data wskaże...i o czym to świadczy?Aż taka przekora, czy pokazanie, no właśnie...
czego?
A ja sobie zjadłam parę pączków w towarzystwie i nie ubyło mnie, tradycji stało się zadośc, żołądek w porządku, poziom serotoniny wzrósł...i też moge sobie za parę dni zjeśc pączka jak będę miała ochotę, w czym mi to ma przeszkadzac?Nie cierpię takich "głupioprzekornych" ,bo nie mają po prostu dystansu do samych siebie...ot co :)
Każda okazja jest dobra,do małego świętowania wśród bliskich nam osób,do rozmów i wspomnień.
:-))....z netu
muzyka, może...stary,dobry blues?
)
sobota, 8 marca 2014
tulipany kontra...pragmatyzm
Tak naprawdę różnice między nami a meżczyznami, jeśli chodzi o postrzeganie świata, problemów życiowych i ich rozwiązywania będą ,bo mamy całkowicie różną psychikę.I na siłę nic tu nie można zrobić.
Na pewno łatwiej by nam,kobietom było,żeby mężczyźni czasem zastanowili się co do nas mówią.
Bo na przykład powiedzenie - kupiłem CI odkurzacz,kupiłem CI pralkę,odprowadziłem CI synka do przedszkola - to typowo błędne rozumienie partnerstwa w związku. Popatrz kochanie, zdaje się mąż, ojciec powiedzieć, jaki ja jestem dla ciebie dobry... tak jakby pralka tylko babskie ciuchy prała, odkurzaczem nie jego mieszkanie posprzątała,a dziecko tylko JEJ było i on w ramach pomocy poszedł z nim do przedszkola.
Ja niejednokrotnie słyszałam to w małżeństwie,teraz słyszę jak znajome mówią o swoich mężach.
Tu przyklejono nam kobietom już na stałe plakietkę robota wieloczynnościowego,a on, mężczyzna jest nam nawet od czasu do czasu gotowy pomóc...I fajnie,nie jest źle...:D
I tu chyba dłuuuuugo nic sie nie zmieni. Ta filozofia, bo to,że nam pomagają, nie podlega dyskusji.
Jeśli chodzi o kupno kwiatka,o......to już słyszałam niejednokrotnie - co wy w tych "haberdziach"widzicie, po paru dniach zwiędną, żadnego pożytku. I to jest właśnie przykład męskiego pragmatyzmu, technicznego, konkretnego podejście do życia...D
Kiedy wczoraj w autobusie jeden z nich wiózł, pewnie do pracy wiąchę kolorowych tulipanów,od razu raźniej mi się zrobiło...nie jest z nimi mężczyznami tak źle .;-)
TULIPANY są piękne ,tak poza nawiasem...
/ zdjęcie z netu /
*****
a najważniejsze jest to, że i tak............ale o tym najlepiej zaśpiewa Mistrz
Na pewno łatwiej by nam,kobietom było,żeby mężczyźni czasem zastanowili się co do nas mówią.
Bo na przykład powiedzenie - kupiłem CI odkurzacz,kupiłem CI pralkę,odprowadziłem CI synka do przedszkola - to typowo błędne rozumienie partnerstwa w związku. Popatrz kochanie, zdaje się mąż, ojciec powiedzieć, jaki ja jestem dla ciebie dobry... tak jakby pralka tylko babskie ciuchy prała, odkurzaczem nie jego mieszkanie posprzątała,a dziecko tylko JEJ było i on w ramach pomocy poszedł z nim do przedszkola.
Ja niejednokrotnie słyszałam to w małżeństwie,teraz słyszę jak znajome mówią o swoich mężach.
Tu przyklejono nam kobietom już na stałe plakietkę robota wieloczynnościowego,a on, mężczyzna jest nam nawet od czasu do czasu gotowy pomóc...I fajnie,nie jest źle...:D
I tu chyba dłuuuuugo nic sie nie zmieni. Ta filozofia, bo to,że nam pomagają, nie podlega dyskusji.
Jeśli chodzi o kupno kwiatka,o......to już słyszałam niejednokrotnie - co wy w tych "haberdziach"widzicie, po paru dniach zwiędną, żadnego pożytku. I to jest właśnie przykład męskiego pragmatyzmu, technicznego, konkretnego podejście do życia...D
Kiedy wczoraj w autobusie jeden z nich wiózł, pewnie do pracy wiąchę kolorowych tulipanów,od razu raźniej mi się zrobiło...nie jest z nimi mężczyznami tak źle .;-)
TULIPANY są piękne ,tak poza nawiasem...
/ zdjęcie z netu /
*****
a najważniejsze jest to, że i tak............ale o tym najlepiej zaśpiewa Mistrz
czwartek, 6 marca 2014
o pomyłkach,tęsknocie i winie
Chociaż biegnę przed siebie
Serce przestało bić
Tak trudno jest
Być przedmiotem w torebce tylko na gorsze dni
A wymarzyłem sobie dom gdzie Ty i Ja
Zbudujemy silną więź
Ulokowałem gdzieś na giełdzie uczuć nas
Wzbijałem się
A sięgam dna
Pomyliłem się jeszcze raz
A nie da w dłoni zamknąć się dwóch dzikich serc
Nazywam się winny, bo cokolwiek zrobiłbym
Już nigdy nie będę właśnie tym z kim chciałaś być
Wina zawsze leży gdzieś pośrodku,ale rzadko kiedy mężczyzna ma odwagę powiedzieć - czuję się winny,nazywam się Winny, kiedy tak faktycznie jest...
potem nadchodzi TĘSKNOTA...
tak refleksyjnie, muzycznie ,nietypowo - hip-hopowo mnie ostatnio naszło...;-)
z okazji pewnego Dnia... 8 marca? może nie, tak raczej ogólnie...;-)
Serce przestało bić
Tak trudno jest
Być przedmiotem w torebce tylko na gorsze dni
A wymarzyłem sobie dom gdzie Ty i Ja
Zbudujemy silną więź
Ulokowałem gdzieś na giełdzie uczuć nas
Wzbijałem się
A sięgam dna
Pomyliłem się jeszcze raz
A nie da w dłoni zamknąć się dwóch dzikich serc
Nazywam się winny, bo cokolwiek zrobiłbym
Już nigdy nie będę właśnie tym z kim chciałaś być
Wina zawsze leży gdzieś pośrodku,ale rzadko kiedy mężczyzna ma odwagę powiedzieć - czuję się winny,nazywam się Winny, kiedy tak faktycznie jest...
potem nadchodzi TĘSKNOTA...
tak refleksyjnie, muzycznie ,nietypowo - hip-hopowo mnie ostatnio naszło...;-)
z okazji pewnego Dnia... 8 marca? może nie, tak raczej ogólnie...;-)
sobota, 1 marca 2014
mieszczuchem jestem:-)
Tak się kiedyś zastanawiałam, gdzie bym chciała naprawdę mieszkac.Moje marzenia krążyły wokół gór, potem zatrzymały się w jakiejś cichej , spokojnej wsi, potem...wróciły do miasta.
Jestem jednak typowym mieszczuchem i mimo, że określenie mieszczuch brzmi może pejoratywnie,ja się nie przejmuję.Odkryłam właśnie teraz, na stare lata,że ...lubię mieszkac w tej betonowej dżungli. Może troche przesadziłam z ta dżunglą, bo Kraków ma swój klimacik i właśnie dlatego go kocham, no ale...
Lubię usłyszec rano gdy wstaję gwar budzącego się miasta.
Nienormalna jestem chyba , ktoś powie, wariatka .:-)
Lubię wieczorne spacery, światła latarń, lubię te chwile, kiedy moge sobie zwyczajnie połazic po mieście, spacerowac ulubionymi bulwarami wiślanymi, "pobuszowac" po sklepach,(ponoc jest to nawet dyscyplina
i nazywa się shopping, hm...), wpaśc na kawę do jednej z wielu małych kafejek...i wszystko tuż za przysłowiowym rogiem lub na rzut beretem.:-)
Ktoś powie, że na wsi wychodzi sobie przed dom i patrzy...na góry, lasy, posiedzi w ogrodzie.Ja też kocham takie widoki, ale we mnie jest jednak zakodowany na co dzień... gwar miasta. Ja to czuję i dopiero teraz, kiedy mam troszkę więcej lat...już wiem co we mnie jest. Jaka muzyka we mnie gra.
Kocham góry, lasy...ale można te widoki miec dozowane, można tam jeździc, zwiedzac.I znowu tęsknic.I znowu jechac. I budzic się, otworzyc okna z widokiem na góry, lasy, chłonąc zapachy, których w mieście się nie czuje.
Przyzwyczaiłam się do wygody. Kiedy znajomi z pracy naprawiali zerwane dachy podczas wichury i inne szkody...ja czułam się bezpieczna w bloku. Może nie na sto procent, bo wszędzie wszystko zdarzyc się może,ale...bezpieczniej. Mimo wszystko.Doceniam i lubię moje miejskie życie.Taki ze mnie mieszczuch i już.
Zresztą jest w Krakowie rozbudowana siec busów i autobusów w rejony rekreacyjne, kilkadziesiąt minut jazdy i jestem na łonie natury.:)
/Kraków, zdjęcie z netu, taka panorama, to wyższa szkoła jazdy ...:D/
Tak już jesteśmy "skonstruowani",wędrujemy przez życie szukając swego miejsca na Ziemi i nagle stajemy i ...zostajemy.Czasami na chwilę,czasem już na zawsze.
Na pewno każde z Was ma to swoje miejsce na Ziemi,a może...może jeszcze wędruje? kto wie...życie trwa i wszystko przecież zdarzyc sie może.
Pantha rhei...nie można nie zgodzic się z tą filozofią Heraklita z Efezu.
*****
Jestem jednak typowym mieszczuchem i mimo, że określenie mieszczuch brzmi może pejoratywnie,ja się nie przejmuję.Odkryłam właśnie teraz, na stare lata,że ...lubię mieszkac w tej betonowej dżungli. Może troche przesadziłam z ta dżunglą, bo Kraków ma swój klimacik i właśnie dlatego go kocham, no ale...
Lubię usłyszec rano gdy wstaję gwar budzącego się miasta.
Nienormalna jestem chyba , ktoś powie, wariatka .:-)
Lubię wieczorne spacery, światła latarń, lubię te chwile, kiedy moge sobie zwyczajnie połazic po mieście, spacerowac ulubionymi bulwarami wiślanymi, "pobuszowac" po sklepach,(ponoc jest to nawet dyscyplina
i nazywa się shopping, hm...), wpaśc na kawę do jednej z wielu małych kafejek...i wszystko tuż za przysłowiowym rogiem lub na rzut beretem.:-)
Ktoś powie, że na wsi wychodzi sobie przed dom i patrzy...na góry, lasy, posiedzi w ogrodzie.Ja też kocham takie widoki, ale we mnie jest jednak zakodowany na co dzień... gwar miasta. Ja to czuję i dopiero teraz, kiedy mam troszkę więcej lat...już wiem co we mnie jest. Jaka muzyka we mnie gra.
Kocham góry, lasy...ale można te widoki miec dozowane, można tam jeździc, zwiedzac.I znowu tęsknic.I znowu jechac. I budzic się, otworzyc okna z widokiem na góry, lasy, chłonąc zapachy, których w mieście się nie czuje.
Przyzwyczaiłam się do wygody. Kiedy znajomi z pracy naprawiali zerwane dachy podczas wichury i inne szkody...ja czułam się bezpieczna w bloku. Może nie na sto procent, bo wszędzie wszystko zdarzyc się może,ale...bezpieczniej. Mimo wszystko.Doceniam i lubię moje miejskie życie.Taki ze mnie mieszczuch i już.
Zresztą jest w Krakowie rozbudowana siec busów i autobusów w rejony rekreacyjne, kilkadziesiąt minut jazdy i jestem na łonie natury.:)
/Kraków, zdjęcie z netu, taka panorama, to wyższa szkoła jazdy ...:D/
Tak już jesteśmy "skonstruowani",wędrujemy przez życie szukając swego miejsca na Ziemi i nagle stajemy i ...zostajemy.Czasami na chwilę,czasem już na zawsze.
Na pewno każde z Was ma to swoje miejsce na Ziemi,a może...może jeszcze wędruje? kto wie...życie trwa i wszystko przecież zdarzyc sie może.
Pantha rhei...nie można nie zgodzic się z tą filozofią Heraklita z Efezu.
*****
Subskrybuj:
Posty (Atom)