"Rozumiesz. Jest taka cierpienia granica,
Za którą się uśmiech pogodny zaczyna,
I mija tak człowiek, i już zapomina,
O co miał walczyć i po co.
Jest takie olśnienie w bydlęcym spokoju,
Gdy patrzy na chmury i gwiazdy, i zorze,
Choć inni umarli, on umrzeć nie może
I wtedy powoli umiera."
/fragm "Walca"/ Cz.Miłosza
czasem jestem zła na szarą rzeczywistość wokół mnie
taką zwyczajność, powtarzalność dni, tygodni
zła na moją złość o jakieś bzdety
a niedaleko, może tuż obok ktoś modli się o taką właśnie szarą szarość,zwyczajność
powtarzalność dni...
ktoś chciałby ...a walczy z chorobą , która zakpiła z człowieka...
bo odchodzi po długim leczeniu, daje uśmiech na parę długich lat, by...powrócić i zaatakować już na dobre,
ze zdwojoną siłą...kiedy miało się już NADZIEJĘ .
Bo jak można jej nie mieć, gdy mija w spokoju 9 lat.
Nadzieję na te najzwyczajniejsze ze zwyczajnych dni...tak wyczekiwane.
Mieć 31 lat...i przegrać...
choć może w ostatniej minucie, słysząc słowa miłości,czując czyjąś dłoń...
nie przegrywa się tak całkiem...
"Jest taka cierpienia granica,za którą się uśmiech pogodny zaczyna"
****
Natrafiłam na pewien blog...i zostałam przed ekranem na dłużej...
http://jacekromanczyk.blog.onet.pl/2010/05/01/1-nasza-historia/
środa, 29 stycznia 2014
sobota, 25 stycznia 2014
balansowanie między...
Marta, moja koleżanka, znowu zerwała z facetem...to znaczy teraz on z nią zerwał. Jakoś mnie to nie zdziwiło, wiedziałam, że tak będzie, chociaż życzyłam jej jak najlepiej. Miał na imię Marek. Poznała go niedługo jak pokłóciła się z Jerzym, poprzednim, z którym znali się ponad 4 lata.Wkurzył ją pewnego dnia, kiedy miała kłopoty, a on nie pomógł...no i ten nowy jakoś podszedł jej wtedy pod rękę.Umiał sie zakręcić, owinął ją dookoła swojego palca, pojawiał się w jej domu niespodziewanie, jakby sprawdzał ją, ale ona tłumaczyła to inaczej, podwoził do pracy, decydował o spotkaniach, jakby nie dawał jej prawa wyboru...Ale jej było z tym wygodnie, na moje uwagi, że ją osacza, nie reagowała.
Z Jerzym od wypadku wszelkiego jeszcze nie skończyła.Jak była z Markiem, wyłączała komórkę, żeby przypadkiem Jerzy nie dzwonił...jak była z Jerzym, wyłączała komórkę, bo jakby Marek zadzwonił...Mówiłam jej, żeby się zdecydowała na jakiś krok, bo dojdzie do sytuacji, że obu skrzywdzi, bo potem zajdzie wszystko za daleko i nie będzie jej łatwo...
- Jakoś samo sie rozwiąże...śmiała się, bo jej tak jakoś dobrze było, a ponieważ jeden z nich na zmiany pracował, mogła balansować czasem.
No i stało się, że Jerzy spotkał ją z tym nowym w sytuacji dającej do myślenia, doszło do
konfrontacji, był o dziwo skłonny nawet wybaczyć...ale Marta przekreśliła te 4 lata znajomości, uległa nadskakującemu Markowi, którego znała tylko parę miesięcy.W sumie tak też bywa w życiu, to nasze wybory...
Któregoś dnia pokłócili się z Markiem o jakiś bzdet, podniosła głos, rzuciła słuchawką. Nie zadzwonił więcej.Ona dzwoniła,ale ani raz nie podniósł słuchawki.
Teraz sobie w brodę pluje, że tak zawierzyła Markowi,od razu w jego mieszkaniu spotykali się.
Z Jerzym jednak było jej dobrze przez te 4 lata, wspomina je teraz, tak pochopnie uległa nowej
znajomości.Teraz dziwnym jej się wydaje, że to mieszkanie nowo poznanego faceta było jakieś takie dziwne, mało umeblowane, jakby takie specjalne na schadzki.Teraz jej głupio, że naopowiadała Markowi tyle złych rzeczy o jej poprzednim, Jerzym.
- To ty żaliłaś się przed nowym, w sumie nieznanym,na Jerzego? byłam zdziwiona...bo ja akurat tego nie popieram.
To też przykład nieuczciwości, ustawiania się w jakiś dziwnych konfiguracjach między jednym,a
drugim, oczekując, że SAMO SIĘ rozwiąże?
A może po prostu nie warto dwóch srok za ogon trzymać?
Bo obie odfruną?
/ imiona zostały zmienione/
Z Jerzym od wypadku wszelkiego jeszcze nie skończyła.Jak była z Markiem, wyłączała komórkę, żeby przypadkiem Jerzy nie dzwonił...jak była z Jerzym, wyłączała komórkę, bo jakby Marek zadzwonił...Mówiłam jej, żeby się zdecydowała na jakiś krok, bo dojdzie do sytuacji, że obu skrzywdzi, bo potem zajdzie wszystko za daleko i nie będzie jej łatwo...
- Jakoś samo sie rozwiąże...śmiała się, bo jej tak jakoś dobrze było, a ponieważ jeden z nich na zmiany pracował, mogła balansować czasem.
No i stało się, że Jerzy spotkał ją z tym nowym w sytuacji dającej do myślenia, doszło do
konfrontacji, był o dziwo skłonny nawet wybaczyć...ale Marta przekreśliła te 4 lata znajomości, uległa nadskakującemu Markowi, którego znała tylko parę miesięcy.W sumie tak też bywa w życiu, to nasze wybory...
Któregoś dnia pokłócili się z Markiem o jakiś bzdet, podniosła głos, rzuciła słuchawką. Nie zadzwonił więcej.Ona dzwoniła,ale ani raz nie podniósł słuchawki.
Teraz sobie w brodę pluje, że tak zawierzyła Markowi,od razu w jego mieszkaniu spotykali się.
Z Jerzym jednak było jej dobrze przez te 4 lata, wspomina je teraz, tak pochopnie uległa nowej
znajomości.Teraz dziwnym jej się wydaje, że to mieszkanie nowo poznanego faceta było jakieś takie dziwne, mało umeblowane, jakby takie specjalne na schadzki.Teraz jej głupio, że naopowiadała Markowi tyle złych rzeczy o jej poprzednim, Jerzym.
- To ty żaliłaś się przed nowym, w sumie nieznanym,na Jerzego? byłam zdziwiona...bo ja akurat tego nie popieram.
To też przykład nieuczciwości, ustawiania się w jakiś dziwnych konfiguracjach między jednym,a
drugim, oczekując, że SAMO SIĘ rozwiąże?
A może po prostu nie warto dwóch srok za ogon trzymać?
Bo obie odfruną?
/ imiona zostały zmienione/
wtorek, 21 stycznia 2014
poszukiwacz
Udane małżeństwo, ona i on po 30-tce. I nagle on pisze gdzieś w necie, na jakimś forum, że kocha
żonę,ale...chciałby spróbowac seksu z kim innym ,dla zwyczajnej zmiany,dla rozrywki, dlatego że już dobija do 40-tki i .....
Nie ukrywa, że z żoną dośc często uprawiają seks, tu nie ma problemu.
Oczywiście dostał różne komentarze,bo różne jest podejście do tego tematu,wiadomo.
Dowiedziałam się o tym od znajomej. Jak to kobiety,do dyskusji dołączyły następne i...
Mnie zastanawia jedno: zawsze się mówi, że jak wilk syty, nie rozglądnie się za owcą.
Okazuje się, że apetyt wilka ciągle wzrasta i nie ma już takiej pewności.
Z jednej strony on i ona mają podobny temperament, tylko brakuje...no właśnie...czego?
Powiedzmy, że on spróbuje z kimś innym raz, spodoba się, za którymś razem znowu z kimś innym, też raz.Wobec siebie uzna się za będącego w porządku, bo to tylko dla rozrywki, nie angażuje się przecież uczuciowo, żony nie ma zamiaru opuszczac, kocha ją.
Po pewnym czasie, może tak byc, bo tak bywa jednak, zacznie mu to ciążyc...i w pewnym momencie przyzna sie mimochodem, wybierze odpowiednią chwilę.
Nie ma na to odpowiednich chwil, ta szczerośc to zrzucenie z siebie ciężaru - na nią.
Ona najpierw nic nie powie,ale potem...jej wyobraźnia zacznie działac.I bywa to początkiem końca, nie zawsze,ale...często.
Pytanie, czy on na pewno kocha żonę.Jeśli wszystko jest tak OK, to czy tak naprawdę dobrze im razem?
Tu nie jestem aż taką optymistką....
Nie ma idealnych związków,ale...nie powinno się siebie nawzajem oszukiwac, a na pewno powinno więcej ROZMAWIAC o wzajemnych oczekiwaniach, nie omijając sfery seksu.
żonę,ale...chciałby spróbowac seksu z kim innym ,dla zwyczajnej zmiany,dla rozrywki, dlatego że już dobija do 40-tki i .....
Nie ukrywa, że z żoną dośc często uprawiają seks, tu nie ma problemu.
Oczywiście dostał różne komentarze,bo różne jest podejście do tego tematu,wiadomo.
Dowiedziałam się o tym od znajomej. Jak to kobiety,do dyskusji dołączyły następne i...
Mnie zastanawia jedno: zawsze się mówi, że jak wilk syty, nie rozglądnie się za owcą.
Okazuje się, że apetyt wilka ciągle wzrasta i nie ma już takiej pewności.
Z jednej strony on i ona mają podobny temperament, tylko brakuje...no właśnie...czego?
Powiedzmy, że on spróbuje z kimś innym raz, spodoba się, za którymś razem znowu z kimś innym, też raz.Wobec siebie uzna się za będącego w porządku, bo to tylko dla rozrywki, nie angażuje się przecież uczuciowo, żony nie ma zamiaru opuszczac, kocha ją.
Po pewnym czasie, może tak byc, bo tak bywa jednak, zacznie mu to ciążyc...i w pewnym momencie przyzna sie mimochodem, wybierze odpowiednią chwilę.
Nie ma na to odpowiednich chwil, ta szczerośc to zrzucenie z siebie ciężaru - na nią.
Ona najpierw nic nie powie,ale potem...jej wyobraźnia zacznie działac.I bywa to początkiem końca, nie zawsze,ale...często.
Pytanie, czy on na pewno kocha żonę.Jeśli wszystko jest tak OK, to czy tak naprawdę dobrze im razem?
Tu nie jestem aż taką optymistką....
Nie ma idealnych związków,ale...nie powinno się siebie nawzajem oszukiwac, a na pewno powinno więcej ROZMAWIAC o wzajemnych oczekiwaniach, nie omijając sfery seksu.
piątek, 17 stycznia 2014
jestem
otwieram okno
śpiewem ptaków
melodią wiatru
promieniem słońca
twoim dzień dobry
z filiżanką kawy
znowu
kolejny raz
z radością dziecka
zanurzam się w życie
jestem
szukamy szczęścia , a przecież...
w zwyczajnych chwilach ono jest przy nas....
śpiewem ptaków
melodią wiatru
promieniem słońca
twoim dzień dobry
z filiżanką kawy
znowu
kolejny raz
z radością dziecka
zanurzam się w życie
jestem
szukamy szczęścia , a przecież...
w zwyczajnych chwilach ono jest przy nas....
wtorek, 14 stycznia 2014
pośmiejmy się...
Ostatnio poruszałam dość poważne tematy,teraz trochę czegoś lżejszego...
Są takie filmy, szczególnie komedie, stare komedie, które mogę oglądać któryś raz i zawsze się śmiać, czy to ze scenek, czy to z dialogów.
Do takich komedii zaliczam "Bruneta wieczorową porą", którego uwielbiam. Nazwisko reżysera tego filmu, nieżyjącego już Stanisława Barei mówi samo za siebie.
Przy okazji, jak w krzywym zwierciadle oglądamy scenki lat naszej młodości...tak było....i tak się żyło, pracowało, no może nie wszędzie, ale...
Kiedy syn zaśmiewał się przy oglądaniu filmu, a bardzo go lubi ( tv powtarza co jakiś czas) musiałam kilkakrotnie powtarzać, że tak naprawdę było...:-)
powspominajmy ;-)
piosenka z filmu...
Są takie filmy, szczególnie komedie, stare komedie, które mogę oglądać któryś raz i zawsze się śmiać, czy to ze scenek, czy to z dialogów.
Do takich komedii zaliczam "Bruneta wieczorową porą", którego uwielbiam. Nazwisko reżysera tego filmu, nieżyjącego już Stanisława Barei mówi samo za siebie.
Przy okazji, jak w krzywym zwierciadle oglądamy scenki lat naszej młodości...tak było....i tak się żyło, pracowało, no może nie wszędzie, ale...
Kiedy syn zaśmiewał się przy oglądaniu filmu, a bardzo go lubi ( tv powtarza co jakiś czas) musiałam kilkakrotnie powtarzać, że tak naprawdę było...:-)
powspominajmy ;-)
piosenka z filmu...
piątek, 10 stycznia 2014
psychopaci
Większość kobiet dba o sylwetkę, albo stara się...Te które nie starają się ( piszę oczywiście pod kątem niewiary w siebie), mogą wpaść w sidła pewnej grupy facetów zwanych feedersami .Brzmi obco, ale to dewianci, gustujący w kobietach bardzo otyłych, swoje partnerki doprowadzają do wagi nawet 200, 300 kg, dosłownie tucząc je na siłę. Przybywające fałdy tłuszczu traktują jak fetysz. Sami są szczupli.
Jest to forma zniewolenia psychicznego, uzależnienia od siebie, dominacja,chora zresztą, nad drugim człowiekiem.
Nie wiem, nie rozumiem co w tak ogromnej masie ciała , piszę ogromnej,bo ostatnio na onecie ukazało się zdjęcie 380kg kobiety, która tak została "załatwiona" przez partnera.Co w takiej ogromnej masie przewalającego się ciała, tłuszczu,można widzieć podniecającego. I dochodzi jeszcze trudność w poruszaniu się, obciążeniu kręgosłupa,serca. Jak groźne jest to zjawisko, przecież taka waga zagraża życiu i zdrowiu!
Jak silne jest uzależnienie ofiary od pana i władcy. Bo silna psychicznie kobieta tak sobie nie pozwoli...nie doprowadzi się do wagi ponad 300 kg! . Dlatego wybieranie ofiar podobnie odbywa się, tak myśle, jak pozyskiwanie do sekt, wśrod osób z zachwianą psychiką, z niską samooceną, niskim poczuciem swojej wartości. Drobnymi kroczkami, zachęcając do jedzenia,pracuje się nad uzależnieniem psychicznym kobiety.
Jak różne są sposoby uzależnienia od siebie, zniewolenia.Uważajmy...
http://psychologia.dojrzalakobieta.pl/feedersi_-_mezczyzni_ktorzy_tucza_swoje_partnerki.html?ap=2
Psychopaci nie są, jak wyczytałam leczeni psychiatrycznie, bo to nie choroba, a dewiacja, zaburzenie osobowości...posiedzą w więzieniu i są wypuszczani na wolność.Ewentualnie poddani zostaną terapii. Rzadko ona coś daje... Dopiero orzeczenie choroby psychicznej daje możliwość zamknięcia i pełnego odizolowania takiego osobnika od ludzi,w szpitalu psychiatrycznym.
Dlatego m.in.słynny ostatnio pedofil-morderca 4 chłopców był w więzieniu,a nie w "psychiatryku", bo to nie chory psychicznie, ale psychopata o skłonnościach...
I ma wyjść za miesiąc, po 25 latach odsiadki, mówiąc, że zabije znowu, bo nie potrafi inaczej, to silniejsze od niego...
Nie znam się na chorobach, kodeksie karnym...ale coś tu nie tak...albo może się mylę?
Jest to forma zniewolenia psychicznego, uzależnienia od siebie, dominacja,chora zresztą, nad drugim człowiekiem.
Nie wiem, nie rozumiem co w tak ogromnej masie ciała , piszę ogromnej,bo ostatnio na onecie ukazało się zdjęcie 380kg kobiety, która tak została "załatwiona" przez partnera.Co w takiej ogromnej masie przewalającego się ciała, tłuszczu,można widzieć podniecającego. I dochodzi jeszcze trudność w poruszaniu się, obciążeniu kręgosłupa,serca. Jak groźne jest to zjawisko, przecież taka waga zagraża życiu i zdrowiu!
Jak silne jest uzależnienie ofiary od pana i władcy. Bo silna psychicznie kobieta tak sobie nie pozwoli...nie doprowadzi się do wagi ponad 300 kg! . Dlatego wybieranie ofiar podobnie odbywa się, tak myśle, jak pozyskiwanie do sekt, wśrod osób z zachwianą psychiką, z niską samooceną, niskim poczuciem swojej wartości. Drobnymi kroczkami, zachęcając do jedzenia,pracuje się nad uzależnieniem psychicznym kobiety.
Jak różne są sposoby uzależnienia od siebie, zniewolenia.Uważajmy...
http://psychologia.dojrzalakobieta.pl/feedersi_-_mezczyzni_ktorzy_tucza_swoje_partnerki.html?ap=2
Psychopaci nie są, jak wyczytałam leczeni psychiatrycznie, bo to nie choroba, a dewiacja, zaburzenie osobowości...posiedzą w więzieniu i są wypuszczani na wolność.Ewentualnie poddani zostaną terapii. Rzadko ona coś daje... Dopiero orzeczenie choroby psychicznej daje możliwość zamknięcia i pełnego odizolowania takiego osobnika od ludzi,w szpitalu psychiatrycznym.
Dlatego m.in.słynny ostatnio pedofil-morderca 4 chłopców był w więzieniu,a nie w "psychiatryku", bo to nie chory psychicznie, ale psychopata o skłonnościach...
I ma wyjść za miesiąc, po 25 latach odsiadki, mówiąc, że zabije znowu, bo nie potrafi inaczej, to silniejsze od niego...
Nie znam się na chorobach, kodeksie karnym...ale coś tu nie tak...albo może się mylę?
środa, 8 stycznia 2014
mniej optymistycznie
Anomalie pogodowe ostatnio nie rozpieszczają mieszkańców naszej kochanej planety Ziemi. Pojawienie się ogromnych mrozów tam, gdzie ich dotychczas nie było, upały w krajach o umiarkowanym klimacie,tajfuny, powodzie, itd, itp,zresztą czytamy o tym ostatnio...
Specjaliści wypowiadają się coraz częściej o zmianach składu chemicznego atmosfery, spowodowanego w dużej mierze przez działalność człowieka.
Niestety, ale mamy na to wszystko wpływ niebagatelny- np.poprzez ogrzewanie domów drewnem lub węglem, zanieczyszczając tym samym powietrze ogromnymi ilościami pyłów i dymów zawierających siarkę.Niska świadomość ludzi w małych miejscowościach, gdzie nie segreguje sie śmieci, a spala za przysłowiową stodołą wszystko, łącznie z PLASTIKAMI i w "cudowny" sposób wytwarza się DIOKSYNY, rakotwórcze, śmiercionośne substancje, bardzo trwałe,nie ulegające rozkładowi, latami (nawet do 100 lat wynosi okres ich półtrwania w ziemi), kumulujące się w powietrzu,wodzie i żywności.
Sami się trujemy, bo jak sama usłyszałam od niektórych, robiło się to zawsze (spalało za stodołą)
i nikomu nic nie było. Nie było, ale...do pewnego momentu.
Jak czytam w necie, to aż włos się jeży, jakie reakcje chemiczne tam nad nami w atmosferze przebiegają podczas emisji szkodliwych substancji, z zakładów produkcyjnych. Szczególnie produkcja syntetyków, pestycydów (środków ochrony roślin). Jak wiele nowych, szkodliwych związków powstaje w wyniku tych reakcji. I to wszystko gdzieś osiada, kumuluje sie w glebie niszcząc strukturę np.roślin, ich DNA - niszczenie ekosystemu, zaburzanie fotosyntezy...
Owszem, jest lepiej, bo kładzie się nacisk na budowę filtrów,ekologię...ale zmiana składu atmosfery juz nastąpiła. I to usłyszałam w pewnym reportażu. Eksperymenty nuklearne, wybuchy wulkanów,emisja pyłów, gazów, mają wpływ na naszą atmosferę, na niszczenie ozonosfery, przez którą przedostaje się szkodliwe ultrafioletowe promieniowanie słoneczne.
I dziwimy, że ...tu i ówdzie są anomalie pogodowe,szaleństwo żywiołów...
Może nic nie jest dziełem...przypadku?
Niektórzy twierdzą jednak uparcie, że to nadchodzi powoli...koniec świata. : P
zdj. z netu
ja jednak pozostanę nadal...optymistką, mimo wszystko :-)
/ częściowo korzystałam z netu,częściowo z pewnego wykładu, na którym miałam przyjemność być /
Specjaliści wypowiadają się coraz częściej o zmianach składu chemicznego atmosfery, spowodowanego w dużej mierze przez działalność człowieka.
Niestety, ale mamy na to wszystko wpływ niebagatelny- np.poprzez ogrzewanie domów drewnem lub węglem, zanieczyszczając tym samym powietrze ogromnymi ilościami pyłów i dymów zawierających siarkę.Niska świadomość ludzi w małych miejscowościach, gdzie nie segreguje sie śmieci, a spala za przysłowiową stodołą wszystko, łącznie z PLASTIKAMI i w "cudowny" sposób wytwarza się DIOKSYNY, rakotwórcze, śmiercionośne substancje, bardzo trwałe,nie ulegające rozkładowi, latami (nawet do 100 lat wynosi okres ich półtrwania w ziemi), kumulujące się w powietrzu,wodzie i żywności.
Sami się trujemy, bo jak sama usłyszałam od niektórych, robiło się to zawsze (spalało za stodołą)
i nikomu nic nie było. Nie było, ale...do pewnego momentu.
Jak czytam w necie, to aż włos się jeży, jakie reakcje chemiczne tam nad nami w atmosferze przebiegają podczas emisji szkodliwych substancji, z zakładów produkcyjnych. Szczególnie produkcja syntetyków, pestycydów (środków ochrony roślin). Jak wiele nowych, szkodliwych związków powstaje w wyniku tych reakcji. I to wszystko gdzieś osiada, kumuluje sie w glebie niszcząc strukturę np.roślin, ich DNA - niszczenie ekosystemu, zaburzanie fotosyntezy...
Owszem, jest lepiej, bo kładzie się nacisk na budowę filtrów,ekologię...ale zmiana składu atmosfery juz nastąpiła. I to usłyszałam w pewnym reportażu. Eksperymenty nuklearne, wybuchy wulkanów,emisja pyłów, gazów, mają wpływ na naszą atmosferę, na niszczenie ozonosfery, przez którą przedostaje się szkodliwe ultrafioletowe promieniowanie słoneczne.
I dziwimy, że ...tu i ówdzie są anomalie pogodowe,szaleństwo żywiołów...
Może nic nie jest dziełem...przypadku?
Niektórzy twierdzą jednak uparcie, że to nadchodzi powoli...koniec świata. : P
zdj. z netu
ja jednak pozostanę nadal...optymistką, mimo wszystko :-)
/ częściowo korzystałam z netu,częściowo z pewnego wykładu, na którym miałam przyjemność być /
niedziela, 5 stycznia 2014
powody,by się cieszyć :-)
- Uff, znowu starsze jesteśmy , przywitała nas Anka w pracy...
- No coś ty, rzekłam, to nasze dzieci, my nie...w każdym razie ja na pewno nie.
- my też,też nie -zawtórowały mi Ela i ...druga Ela, zwana Elką 2. Anka wzruszyła ramionami...nie przegada nas...jak zwykle.No i dobrze...
Bo w sumie trzeba z optymizmem wejść W TEN ROK 2014. Nie widzę innej opcji.
Są powody:
- mrozów nie ma
- chlapy-ciapy też nie
- coraz bliżej do wiosny (to powód namber łan)
- coraz więcej minut przybywa do długości dnia...
a nawet , jakby zima sobie coś przypomniała to tylko mamy luty na to...(mam nadzieję)...P
Mamy też na pewno jakies tam swoje postanowienia, żeby coś zmienić w naszym życiu. Psychologowie radzą, by "wysłuchać głosu tej części siebie, która potrzebuje zmian. Zamiast na siłę ratować tonący statek i tkwić w starym schemacie, dobrze jest zapytać samej siebie: czego tak naprawdę pragnę i co mogę zrobić by realizować swoje marzenia. Statek musi zatonąć, aby na horyzoncie mogło pojawić się coś innego. Albo abyśmy mogli w ogóle to zobaczyć. Dlatego zamiast zużywać energię życiową na wtłaczanie życia w stare koleiny, sprawdź, co się stanie, jeśli po prostu pozwolisz zmianie się dopełnić."
Podoba mi sie to zdanie.Bardzo.
Nie jest łatwo dać zatonąć temu statkowi, ale...chyba warto. Może to już jest jakaś dziurawa łajba,a nie statek...hm...:-)
Ja na sto procent wierzę w to, że ktoś, kto siedzi i narzeka, że ciągle słaby i chory,że mu sie nic nie uda - ściąga to dosłownie do siebie. Mam taką znajomą...i to przez lata u niej obserwuję.
Najlepiej w siebie wtłaczać POZYTYWNE myśli, bo wtedy rozmawiamy z naszym organizmem, a on...nas słucha.
utwór, który pozytywnie nastaraja mnie do życia...zawsze, od lat :-)
a w związku z rokiem KONIA....
zdj.z netu
środa, 1 stycznia 2014
rok Konia :-))
Rok 2014 jest wg chińskiego horoskopu Rokiem Konia,a więc na pewno sprzyjający najbardziej dla osób urodzonych w latach:
1918, 1930, 1942, 1954, 1966, 1978, 1990, 2002, 2014
Nie jestem niestety spod tego znaku,może szkoda, bo konie bardzo lubię. Miałam do czynienia z nimi trochę, kiedy to "biegłam" z wypiekami na twarzy na jazdę konną jako młode dziewczę.:)
Związanym z Koniem żywiołem będzie Drewno, a według tradycji rok Drewnianego Konia przyniesie spełnienie długookresowych planów, jak także wiele szans na dalekie podróże i nieoczekiwane przygody.
Osoby urodzone w Roku Konia są na ogół lubiane. Zawsze są przyjaźni, dobrze obchodzą się z pieniędzmi i robią długoterminowe plany na przyszłość.
Ludzie ci są mądrzy i mają artystyczne skłonności. Mimo że posiadają ogromny seksapil, są słabe jeśli chodzi kontakty z płcią przeciwną.
Kto chce, może wierzyc, kto nie chce, może przyjąc to za dobrą zabawę i dobry początek , takie Dzień Dobry z Nowym Rokiem.
Ja zawsze horoskopy traktowałam rozrywkowo,bo przecież nie traktujemy ludzi według ich znaków zodiaku.Nie o to w tym wszystkim chodzi...:)
W każdym razie nazwa Nowego Roku podoba mi się,bo poprzedni Rok Węża brzmial jakby trochę...groźniej ,ale to już poza nami...:-))
wyszperałam pewien przebój dyskotekowy (bo disco ma teraz swoje 5 minut podobno),który był wielkim hitem,ale były dwa jakby obozy wśród moich znajomych na "tak" i na "nie"...P
a ten "hicior" był zawsze na "TAK"...:-))
i tylko widzę go (a raczej słyszę) w ORYGINALNYM wykonaniu
(bo jest też w wykonaniu Mariah Carey) :
Życzę wspaniałego Nowego Roku wszystkim :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)