Ludzie sobie jeżdżą, zwiedzają,opowiadają...Czasem można bardzo ciekawych rzeczy się dowiedziec, a przy okazji pośmiac z pewnych sytuacji , na jakie narażeni są turyści w obcym miejscu, nie znający języka...
Właśnie ostatnio moja znajoma wróciła z urlopu, z mężem , z Egiptu, niedaleko granicy z Izreelem. Dużo zwiedziła,więc opowieściom nie było końca, bo i Betlejem i była pod słynną Ścianą Płaczu w Jerozolimie i na Płw.Synaj...a ponieważ umie opowiadac ciekawie, z chęcią słuchaliśmy ze znajomymi...
Najlepiej oczywiście w tamte miejsca jeździc z Biurem Podróży, bo ma człek już full wypas wszystko
zapięte na ostatni guzik i najważniejsze, jest przewodnik.
Na tej wycieczce właśnie wydarzył się pewien wypadek,a mianowicie, jeden z turystów, podczas zwiedzania Ściany Płaczu odłaczył się od grupy i...zaginął. Nie można go było znaleźc, a na terenie Izraela, policja jest wszędzie...nie jest za bezpiecznie sie oddalac, bo dużo jest kontroli...
Okazało się, że tak się zawieruszyl, że musiał wziąc taksówkę, a że nie znał języka, taksówkarz też nie za bardzo, dogadali się po jakims czasie, że mają jechac tam, gdzie ludzie płaczą...chodziło turyście o Ścianę Płaczu.
Taksówkarz zawiózł go...na cmentarz. Bo tam właśnie ludzie płaczą (według taksówkarza). Pod Ścianą Płaczu modlą się...
zdj. z netu
(osobno modlą się kobiety, osobno mężczyźni, a jak wyczytałam z wikipedii:
"Ponadto kobietom nie wolno na głos odmawiać modlitw, śpiewać, czytać Torę
oraz zakładać rytualnego szalu modlitewnego. Czynności te mogą
wykonywać tylko mężczyźni. Żydówkom, które złamią powyższe przepisy
grozi, nawet obecnie, areszt ze strony policji" )
http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Aciana_P%C5%82aczu
*******************
wracając do pechowego turysty:
nieznajomośc języka jednak utrudnia ...jakby na to nie patrzec.
Nooo... Człowiek bez języka to taka kaleka :(
OdpowiedzUsuńdobrze,ze go nie wywiózł ...gdzies indziej...P
Usuńa swoją drogą,lepiej nie oddalać się od grupy w nieznanych nam miejscach,ja bym sie bała...
Ale mimo stresu jaki przeżył sytuacja dość anegdotyczna. W końcu się dogadali, a że neizrozumieli to inna sprawa:-)
OdpowiedzUsuńtak,w tle był płacz,ale miejsca inne..:P
Usuńturysta nie znał angielskiego,a taksówkarz polskiego...obopólna wina...:P
Przy okazji zobaczyl miejsce, do ktorego przewodnik z pewnoscia by ich nie zabral- no bo po co, a tak to se choc turysta cmentarz obejrzal:))
OdpowiedzUsuńSlyszalam kiedys opowiesc a facecie, ktory trzy godziny miotal sie na pasie granicznym pomiedzy Turcja , a jakims krajem z Turcja sasiadujacym. Nie wiem jak on tam wyladowal, ale odsylali go od jednej "straznicy" do drugiej bo nie znal jezyka i w chyba mial cos na bakier z wiza...angielski tez kaleczyl, nie mogli sie z nim dogadac, az w koncu natknal sie na Polaka i ten go wyprowadzil...
na pewno Aniu,potem bedzie miał co wspominac i opowiadac,a swoją drogą masz rację,cmentarz sobie oglądnął...
Usuńdla mnie te tereny są jednak niebezpieczne,wolałabym przykleic się do grupy,haha
Ha ha ha dobre!!!Taksówkarz zrozumiał go dobrze tylko on nie tak tłumaczył.Wazne ze się odnalazł cały i zdrowy:)))tak marysiu mówia że koniec jezyka słuzy za przewodnika ale tylko w ojczystym kraju.jesli nie zna się angielskiego to poprostu dupa:)))
OdpowiedzUsuńmasz rację,angielski otwiera dużo drzwi,przynajmniej podstawowe zwroty...
Usuńmoże też tu strach miał wpływ?zagubienie?
akurat trafił na specyficznego taksówkarza,hahaha
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńon to chyba zagubiony był dopiero wtedy jak taksiaz zawiózł go pod cmentarz:)))Ja bym z panikowała!
UsuńŚmieszne sytuacje które sie nam przydarzaja smieszne dopiero są póżniej bo kiedy to sie dzieje to do śmiechu chyba nikomu nie jest:))
trochę dziwne, bo ponoć w Izraelu można się po polsku dogadać,a jeszcze lepiej po rosyjsku...
OdpowiedzUsuńale nieporozumienie rozumiem... to tak, jakby w Polsce Anglik chciał jechać do pubu /"public house"/ na piwo, a taksiarz by go zawiózł do agencji towarzyskiej...
pozdrawiać :D...
masz trochę racji,bo tam też są nastawieni na turystów z Polski,ale może nie każdy,a turysta nie znał angielskiego,co mu na pewno utrudniło...
Usuńim dalej centrum,tym gorzej tam odnaleźc się,podobno i łatwo się zgubic,w labiryncie uliczek...
a z tym pubem...to może tak byc,haha...zamiast piwa- inne atrakcje...:P
Przypomniało mi się jak ja zagubiłam się w tłumie w Jerozolimie. Przewodnik nie odbierał telefonu a ja popłakałam się ze strachu, w końcu dopytałam się jak złapać taksówkę i pojechałam do hotelu. A swoja droga co to za przewodnik, którego nie obchodziło jak sobie poradzę a ja byłam w czasie wojny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie życząc miłego weekendu.
przewodnik jakiś taki nieodpowiedzialny,ale rozumiem Twój strach...w obcym mieście ,w niezbyt bezpiecznym kraju...
UsuńNiezły numer z tą Ścianą Płaczu i pomyłką! :)
OdpowiedzUsuńJa wróciłam właśnie z dłuugiej wycieczki z Pragi. Mamy tyle zdjęć do posegregowania, że nie wiem, kiedy będę mieć czas zrobić foto- reportaż. Ale coś tam napiszę, na pewno:)
Co do znajomości języka- j.angielski jest niezbędny nawet w Czechach. Pomimo tego, że mamy z Czechami 20% wspólnych słów, trzeba bardzo uważać, by nie palnać jakiejś głupoty ( np.ładny znaczy u nich głupi, durny:))) Dlatego najbezpieczniej jest porozumiewać się w j.angielskim( tym bardziej, że w każdym muzeum, hotelu i każdej knajpce wszyscy posługują się choćby podstawowym angielskim)
masz racje Angie,jesli nie zna sie jezyka,nie nalezy oddalać sie...
Usuńtak naprawdę,to jadąc gdziekolwiek,powinno sie miec jakieś mini - rozmówki,nawet kieszonkowe wydanie,od przypadku głowa nie boli...P
Ciekawe jak on to zrobił że się zgubił :)
OdpowiedzUsuńmyśle,że TAM chyba nie jest tak trudno sie zgubić,ja na pewno bym sie zgubiła,znam swój brak orientacji...uliczki,zaułki,labirynt...P
UsuńByłam kiedyś z wycieczką - zgubili się nasi przyjaciele, a przewodniczka równie nieodpowiedzialna, bo nawet nie podała adresu hotelu, plus ich nieznajomość języka...
OdpowiedzUsuńW rezultacie tak oni, jak i my,przeżyliśmy niezły horror. Śmiać się mogliśmy dłuuugo później. Okazało się, że niektóre słowa, które używali na policji, by odnaleźć grupę, były pospolitymi przekleństwami:)
właśnie,ta nieznajomośc słów,inny akcent,może całkowicie zmienic wydźwięk zdania...:P)))
UsuńA pamiętasz jak kiedyś pisałam, że się w Kołomyi na Ukrainie zgubiłam...? W takim małym miasteczku, bo zasłuchałam się w muzeum i zapatrzyłam na zespół tańczący i grający kołomyjkę.
OdpowiedzUsuńA języki obce dobrze jest znać...
Pozdrówki :-)
pamiętam Jadziu,z tego wynika,że jak ktoś sie zapomni podziwiając coś ,co jest dla nas ciekawe,można nieźle się przestraszyc...:P
UsuńZainteresowania blondynki? Języki obce, najlepiej męskie.
OdpowiedzUsuńA jednak, Smoczko, autentycznie lubimy języki obce. Weźmy angielski. W nim tak łatwo jest przeklinać, wyznawać uczucia.. Każdemu łatwiej przejdzie przez gardło: "O, fuck !" niż "Ja pierdolę !", lub "I love you" zamiast "Kocham Cię". Czyżby to jakaś ukryta forma hipokryzji?!
całuski
mnie sie wydaje Klaterze,że to raczej takie przyzwyczajenie i lepiej sie wymawia niektórym?
Usuńteż sie spotkałam,np.zamiast o Jezu,to mówią..Dżisus...albo OK...
sama nie wiem...
To przyzwyczajenie powoduje, że francuską nazwę mówiącą "carrefour" wymawia się z angielska przez "e". Wkurzjące nieuctwo!!!
UsuńJak się jedzie do jakiegoś kraju to zawsze warto mieć ze sobą rozmówki. Nie wszyscy wbrew pozorom znają angielski czy francuski nawet w stopniu podstawowym. Jak byłam we Włoszech nie mogłam dogadać się po angielsku, bo nikt nie znał nawet podstaw tego języka. Dobrze, że miałam ze sobą rozmówki włoskie. ;-)
OdpowiedzUsuńtez tak myśle Iv...to podstawa
Usuń