***
Pewien ksiądz pocieszał nowożeńców:
- W małżeństwie trudne jest tylko pierwsze dwadzieścia pięć lat, a potem to już jako tako...
***
Każde małżeństwo przypomina trzy zakony:
- na początku franciszkanów: radosnych, zapatrzonych w przyrodę
- z czasem dominikanów: mocnych w słowach i argumentowaniu
- po latach już tylko kamedułów: przestrzegających reguły milczenia.
***
A wszystko zaczęło się pewnego dnia w raju...kiedy Adam sobie spokojnie i błogo...spał:
Zanim przyszła
gdy mamut mruczał w raju
pięć słoni straszyło
wielkie oczy i cztery skrzydła ważki
wiatr nieśmiały a podrywał drzewa
kiedy jeszcze ziemskiej miłości nie było
nikt nie mówił kocham a potem - zabij mnie
lecz nie nudź
jak spokojnie spał Adam zanim przyszła Ewa
/ks.Jan Twardowski/
Czyli znowu wszystkiemu winna OCZYWIŚCIE...kobieta
tak czytając między wierszami...
****
***************
Przy okazji życzę Wszystkim moim znajomym blogowym Szczęśliwego Nowego Roku 2014 !!!
a muzyka...porywająca ciągle i wciąż...do końca świata i o jeden dzień dłużej :-))
sobota, 28 grudnia 2013
poniedziałek, 23 grudnia 2013
po staroświecku:-)
"Wiersz staroświecki"
Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
W Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
By wszystko się nam rozplątało,
Węzły, konflikty, powikłania.
Oby się wszystkie trudne sprawy
Porozkręcały jak supełki,
Własne ambicje i urazy
Zaczęły śmieszyć jak kukiełki.
Oby w nas paskudne jędze
Pozamieniały się w owieczki,
A w oczach mądre łzy stanęły
Jak na choince barwnej świeczki.
Niech anioł podrze każdy dramat
Aż do rozdziału ostatniego,
I niech nastraszy każdy smutek,
Tak jak goryla niemądrego.
Aby wątpiący się rozpłakał
Na cud czekając w swej kolejce,
A Matka Boska - cichych, ufnych -
Na zawsze wzięła w swoje ręce.
/ Ks. Jan Twardowski /
Zdrowych i Spokojnych Świąt Wam życzę,wiele Radości wśród najbliższych :-))
Nigdy nie zachwycałam sie Ameryką, Zachodem, ale...stworzyli utwory świąteczne, które są niesamowicie radosne i wprowadzają nas już w nastrój Wielkiej Radości .Co roku z przyjemnością ich słucham.
Są nie do zdarcia...nie do pokonania.
Nie piszę tu o kolędach, bo te najpiękniejsze są nam wszystkim znane,szczególnie nasze,polskie :)
piątek, 20 grudnia 2013
Jestem wytłumaczona?
Dziękuję za miłe komentarze pod poprzednim postem.Każdy sobie powspominał, jak to drzewiej słuchało się muzyki i na jakich sprzętach.Mamy do nich po dziś dzień pewien sentyment,mimo wszystko.
Nie odpisywałam bo i czasu mało, w pracy istny MŁYN.(sic!).
Grudzień nam zgotowano taki, że wypadałoby zanocować w kochanej instytucji co najmniej tydzień. Dwie awarie komputerów,drukarek, z których też skanujemy, nieczynne telefony,faksy(remont centrali)...nic dodać nic ująć.Fajnie...
Nie mogłam na komputery już patrzeć...bo jak tylko awarie naprawiono, byłam dosłownie przylepiona do ekranu,by nadgonić plan. Klient nasz pan i czekał na to i owo zgodnie z planem, by jeszcze w grudniu z kolei swoje zobowiązania wobec naszej instytucji z datą grudniową zakończyć.
No i dlatego blogowanie poszło sobie ...w odstawkę.
Poza tym, byłam zwyczajnie zmęczona pracą i kiedy znajomi wyciągnęli mnie na mini spotkanko z NK, poszłam jak w dym, by pooddychać innym powietrzem. Nagle zobaczyłam mój Kraków pięknie przystrojony świątecznie, kiermasz na Rynku, smak oscypka z grilla...klimat przytulnej kawiarenki i babskie plotki ...o wszystkim, najmniej o pracy....RAJ.!
Ponadto odwiedziła mnie wnusia, która już do pierwszej klasy chodzi i zadawała mi mnóstwo pytań, na ktore na razie...znam odpowiedzi.;-)
Urządzałyśmy sobie biegi pt: DO ŁAWKI, KTO PIERWSZY. Ja miałam swoje mocne drugie miejsce, nie jest źle...P
Kiedy do kolejnej ławki nie chciało mi się już biec (siatka z zakupami plus "na chwilkę" wzięty plecaczek małej), wnusia nagle odezwała się:
- babciu, ostatni raz... teraz dam ci wygrać, dobrze?
hm...wobec powyższego...pobiegłam po pewne ZŁOTO.
W sumie to ten bieg ja wymyśliłam, miał być krótki i tylko na rozgrzewkę...
zdj.krakowianka
*******
piosenka z filmu " Błękitna Laguna", który kiedyś był hitem,ale nie tak zupełnie...legalnym :-)
Nie odpisywałam bo i czasu mało, w pracy istny MŁYN.(sic!).
Grudzień nam zgotowano taki, że wypadałoby zanocować w kochanej instytucji co najmniej tydzień. Dwie awarie komputerów,drukarek, z których też skanujemy, nieczynne telefony,faksy(remont centrali)...nic dodać nic ująć.Fajnie...
Nie mogłam na komputery już patrzeć...bo jak tylko awarie naprawiono, byłam dosłownie przylepiona do ekranu,by nadgonić plan. Klient nasz pan i czekał na to i owo zgodnie z planem, by jeszcze w grudniu z kolei swoje zobowiązania wobec naszej instytucji z datą grudniową zakończyć.
No i dlatego blogowanie poszło sobie ...w odstawkę.
Poza tym, byłam zwyczajnie zmęczona pracą i kiedy znajomi wyciągnęli mnie na mini spotkanko z NK, poszłam jak w dym, by pooddychać innym powietrzem. Nagle zobaczyłam mój Kraków pięknie przystrojony świątecznie, kiermasz na Rynku, smak oscypka z grilla...klimat przytulnej kawiarenki i babskie plotki ...o wszystkim, najmniej o pracy....RAJ.!
Ponadto odwiedziła mnie wnusia, która już do pierwszej klasy chodzi i zadawała mi mnóstwo pytań, na ktore na razie...znam odpowiedzi.;-)
Kiedy do kolejnej ławki nie chciało mi się już biec (siatka z zakupami plus "na chwilkę" wzięty plecaczek małej), wnusia nagle odezwała się:
- babciu, ostatni raz... teraz dam ci wygrać, dobrze?
hm...wobec powyższego...pobiegłam po pewne ZŁOTO.
W sumie to ten bieg ja wymyśliłam, miał być krótki i tylko na rozgrzewkę...
zdj.krakowianka
*******
piosenka z filmu " Błękitna Laguna", który kiedyś był hitem,ale nie tak zupełnie...legalnym :-)
czwartek, 12 grudnia 2013
pamiętacie?
PAMIĘTACIE?...rzucam pytanie do pewnej grupy moich stałych czytaczy...w pewnym wieku...:)
Teraz z uśmiechem patrzymy na te rekwizyty, które gdzieś tam na pchlich targach jeszcze bywają...
Patrząc na nie na pewno wspominamy sobie jak to drzewiej bywało...kiedy byliśmy piękni i młodzi. Ktoś powiedział nawet , że dalej jesteśmy, może już nie tak młodzi, ale dalej piękni. :-))
I ja się z tym zgadzam. Piękno zostało z nami. W nas.
Patrząc na te starocie, młodsi mają skrzywione miny, dziwiąc się jak my mogliśmy na czymś takim słuchac muzyki, a my słuchaliśmy i nawet przy czymś takim urządzaliśmy zabawy. Trochę głośno przewijało się w tył lub do przodu,ale co tam...nam to nie przeszkadzało.
Na weekendy, nad wodę obowiązkowo każdy miał przy sobie tranzystor...i ten tranzystor grał koło każdego rozłożonego koca,a na nim całe opalające sie rodzinki i oczywiście "Lato z radiem"...I każdy słuchał ze swojego tranzystorka, nie przeszkadzało nikomu, że tuż obok płynie muzyka z takiego samego radyjka...P
Jednak ludzie inni byli, mniej nerwowi?
W domu już nie tranzystorek ,ale radio...:)
W telewizji królowała Krystyna Loska, zawsze idealnie uczesana...i rodzinne koncerty życzeń, pełne ciepła i uśmiechu:
Był też emitowany bardzo przeze mnie lubiany program "Spotkania z prof.Aleksandrem Bardinim". Zapraszał młodych kandydatów na piosenkarzy, aktorów czy prezenterów telewizyjnych i z ogromną kulturą i dowcipem oceniał ich szanse i dawał wskazówki.
Ostatnio znalazłam pewną piosenke właśnie z tego programu...pamiętam ją.Myślę, że warto przypomniec kogoś, kogo zauważył prof.Bardini. Nie śledziłam dalszej kariery artystki...a potem jakoś słuch o niej zagnął, może szkoda...
******************************************
W Krakowie nie ma jeszcze zimy, jest nawet dośc ciepło, ale na chwilę można przywołac piękną panią Zimę:)
Teraz z uśmiechem patrzymy na te rekwizyty, które gdzieś tam na pchlich targach jeszcze bywają...
Patrząc na nie na pewno wspominamy sobie jak to drzewiej bywało...kiedy byliśmy piękni i młodzi. Ktoś powiedział nawet , że dalej jesteśmy, może już nie tak młodzi, ale dalej piękni. :-))
I ja się z tym zgadzam. Piękno zostało z nami. W nas.
Patrząc na te starocie, młodsi mają skrzywione miny, dziwiąc się jak my mogliśmy na czymś takim słuchac muzyki, a my słuchaliśmy i nawet przy czymś takim urządzaliśmy zabawy. Trochę głośno przewijało się w tył lub do przodu,ale co tam...nam to nie przeszkadzało.
Na weekendy, nad wodę obowiązkowo każdy miał przy sobie tranzystor...i ten tranzystor grał koło każdego rozłożonego koca,a na nim całe opalające sie rodzinki i oczywiście "Lato z radiem"...I każdy słuchał ze swojego tranzystorka, nie przeszkadzało nikomu, że tuż obok płynie muzyka z takiego samego radyjka...P
Jednak ludzie inni byli, mniej nerwowi?
W domu już nie tranzystorek ,ale radio...:)
W telewizji królowała Krystyna Loska, zawsze idealnie uczesana...i rodzinne koncerty życzeń, pełne ciepła i uśmiechu:
Był też emitowany bardzo przeze mnie lubiany program "Spotkania z prof.Aleksandrem Bardinim". Zapraszał młodych kandydatów na piosenkarzy, aktorów czy prezenterów telewizyjnych i z ogromną kulturą i dowcipem oceniał ich szanse i dawał wskazówki.
Ostatnio znalazłam pewną piosenke właśnie z tego programu...pamiętam ją.Myślę, że warto przypomniec kogoś, kogo zauważył prof.Bardini. Nie śledziłam dalszej kariery artystki...a potem jakoś słuch o niej zagnął, może szkoda...
******************************************
W Krakowie nie ma jeszcze zimy, jest nawet dośc ciepło, ale na chwilę można przywołac piękną panią Zimę:)
piątek, 6 grudnia 2013
wspomnienie o Mistrzu
Nie biegnij tak bez wytchnienia,
Nie biegnij tak bez marzenia,
Inny serca ład, układałaś w snach,
Zapach łąk, spokój gwiazd
Nie biegnij tak bez wytchnienia
Na końcu jest tylko ziemia
Twego życia smak chwytać co się da,
To jest nic, tracisz czas
Może ktoś miłości Twojej chce, ktoś na dobre i na złe
Ktoś samotny tak jak Ty, czeka Cię już dziś...
/fragm/
Trudno nie zgodzić się z tym przesłaniem nieżyjącego już Mistrza ballady - Bogusława Meca.
Zmarł w marcu 2012 roku,w wieku 65 lat.Chorował na białaczkę.Przegrał niestety z chorobą, pozostawił nam piękne, nastrojowe ballady,śpiewane GŁOSEM, którego się nie zapomina...
Jego utwory SMAKUJE SIĘ, delektuje nimi, na moment przenosimy się do małej kawiarenki, knajpki, klubu muzycznego...
słuchamy MISTRZA...
od tej piosenki, pokochałam utwory Bogusława Meca....
****
Nie biegnij tak bez marzenia,
Inny serca ład, układałaś w snach,
Zapach łąk, spokój gwiazd
Nie biegnij tak bez wytchnienia
Na końcu jest tylko ziemia
Twego życia smak chwytać co się da,
To jest nic, tracisz czas
Może ktoś miłości Twojej chce, ktoś na dobre i na złe
Ktoś samotny tak jak Ty, czeka Cię już dziś...
/fragm/
Trudno nie zgodzić się z tym przesłaniem nieżyjącego już Mistrza ballady - Bogusława Meca.
Zmarł w marcu 2012 roku,w wieku 65 lat.Chorował na białaczkę.Przegrał niestety z chorobą, pozostawił nam piękne, nastrojowe ballady,śpiewane GŁOSEM, którego się nie zapomina...
Jego utwory SMAKUJE SIĘ, delektuje nimi, na moment przenosimy się do małej kawiarenki, knajpki, klubu muzycznego...
słuchamy MISTRZA...
od tej piosenki, pokochałam utwory Bogusława Meca....
****
niedziela, 1 grudnia 2013
jak to jest z tą...miłością?
Jak to jest z tą miłością,co sprawia, że tworzymy parę wydawałoby się zakochanych w sobie ludzi i trwa ta znajomośc dobrych parę lat,a potem nagle koniec.....poznajemy kogoś i po paru miesiącach wiemy, że to TEN,TA i bierzemy ślub.
Opowieśc poniższa jest prawdziwa.
Lidka była piękną brunetką,podobną do Demi Moore,(to tak dla wizualnego przybliżenia sylwetki).Jedynym kłopotem, który sprawiała rodzicom było to, że ciągle otaczał ją wianuszek chłopców, ciągle ktoś dzwonił, przychodził do domu,jako koledzy oczywiście. Bo Lidka tak ich traktowała,nie myślała poważnie o żadnym.
Uczyła się dobrze i po skończeniu studiów, stwierdziła, że chce jechac za granicę trochę popracowac.Okazja była, bo w Niemczech mieszkała ciotka Lidki, lubiana przez wszystkich.
Tam poznała Niemca,uroda filmowa, piękny,przystojny i zakochany w Lidce.Był z bogatej rodziny,tak poza nawiasem.Oboje byli
piękną parą,on potem przyjeżdżał tu do Polski,ona tam poznała jego rodziców. Parę lat trwała znajomośc,gdy nagle ona zjawiła się u rodziców z bagażem, mówiąc, że to KONIEC.
Otóż pewnego pięknego dnia, jej chłopak zaprosił ją do restauracji na kolację.Mała sobie z karty wybrac co zechce. Wybrała coś niedrogiego, Lidka była skromna...on też coś tam zamówił.
Pod koniec kelner przyniósł rachunek ...i wtedy młody Niemiec zaczął awanturę, że to chyba pomyłka, że niemożliwe.Był agresywny w słowach, wręcz chamski.Lidka spojrzała na rachunek,nie był jakiś ogromny i zdziwiła się.Patrzyła na swojego chłopaka , jak wykłóca się o niezbyt wysoką sumę nie patrząc na ludzi wokoło.
Zerwała się z miejsca, zamówiła taksówkę i wróciła do ciotki,by się spakowac.
Rodzicom,już w Polsce powiedziała,że nie będzie z takim człowiekiem.To nie była kłótnia,ale chyba przemyślany krok.Po paru latach znajomości,kiedy mija ta pierwsza "chemia",oczy otwierają się...różowe okulary nagle spadają.
Po paru latach znowu ciągnęło ją gdzieś w świat.Koleżanka załatwiła pracę w Irlandii i pojechały..Lidka bardzo dobrze znała angielski.
Tam w tej Irlandii, poznała chłopaka z...Nowej Zelandii, który też sobie dorabiał. Jako "bramkarz" na dyskotece.
Po kilkumiesięcznej znajomości ,ku zaskoczeniu rodziców, wzięli tam,w Irlandii ślub.Rodzice jej oczywiście byli na ślubie.Potem młodzi wyjechali do...Nowej Zelandii.Tam pomieszkiwali u jego rodziców, budując za kredyt dom. W tym roku urodziło im się
dziecko...i są jak usłyszałam szczęśliwi. Kochają się.
No cóż, znajoma jest babcią,ale...może w przyszłym roku ,jak obiecali młodzi,zobaczy wnusię,mają przyleciec na 2 tygodnie w odwiedziny. Dzieli ich...ok.20 tys.km, bagatelka...:-)
Nie będą te wizyty niestety częste.Od nas bilet lotniczy tam,to ogromny wydatek.
Nowa Zelandia - Warszawa: 17 698 km -wyczytałam z netu, znajoma jest z Krakowa.
Jak to jest z tą...miłością.Czy można się znac 3,5,7 lat bedąc ze sobą i jednak zrezygnowac nagle z tej znajomości ,a potem zakochac się w kimś TAK NAPRAWDĘ po kilku miesiącach i wiedziec,
że z tym człowiekiem chcemy sie...zestarzec?
Uczucia,jak to jest z nimi? Tego chyba tak naprawdę nikt nie wie...
Opowieśc poniższa jest prawdziwa.
Lidka była piękną brunetką,podobną do Demi Moore,(to tak dla wizualnego przybliżenia sylwetki).Jedynym kłopotem, który sprawiała rodzicom było to, że ciągle otaczał ją wianuszek chłopców, ciągle ktoś dzwonił, przychodził do domu,jako koledzy oczywiście. Bo Lidka tak ich traktowała,nie myślała poważnie o żadnym.
Uczyła się dobrze i po skończeniu studiów, stwierdziła, że chce jechac za granicę trochę popracowac.Okazja była, bo w Niemczech mieszkała ciotka Lidki, lubiana przez wszystkich.
Tam poznała Niemca,uroda filmowa, piękny,przystojny i zakochany w Lidce.Był z bogatej rodziny,tak poza nawiasem.Oboje byli
piękną parą,on potem przyjeżdżał tu do Polski,ona tam poznała jego rodziców. Parę lat trwała znajomośc,gdy nagle ona zjawiła się u rodziców z bagażem, mówiąc, że to KONIEC.
Otóż pewnego pięknego dnia, jej chłopak zaprosił ją do restauracji na kolację.Mała sobie z karty wybrac co zechce. Wybrała coś niedrogiego, Lidka była skromna...on też coś tam zamówił.
Pod koniec kelner przyniósł rachunek ...i wtedy młody Niemiec zaczął awanturę, że to chyba pomyłka, że niemożliwe.Był agresywny w słowach, wręcz chamski.Lidka spojrzała na rachunek,nie był jakiś ogromny i zdziwiła się.Patrzyła na swojego chłopaka , jak wykłóca się o niezbyt wysoką sumę nie patrząc na ludzi wokoło.
Zerwała się z miejsca, zamówiła taksówkę i wróciła do ciotki,by się spakowac.
Rodzicom,już w Polsce powiedziała,że nie będzie z takim człowiekiem.To nie była kłótnia,ale chyba przemyślany krok.Po paru latach znajomości,kiedy mija ta pierwsza "chemia",oczy otwierają się...różowe okulary nagle spadają.
Po paru latach znowu ciągnęło ją gdzieś w świat.Koleżanka załatwiła pracę w Irlandii i pojechały..Lidka bardzo dobrze znała angielski.
Tam w tej Irlandii, poznała chłopaka z...Nowej Zelandii, który też sobie dorabiał. Jako "bramkarz" na dyskotece.
Po kilkumiesięcznej znajomości ,ku zaskoczeniu rodziców, wzięli tam,w Irlandii ślub.Rodzice jej oczywiście byli na ślubie.Potem młodzi wyjechali do...Nowej Zelandii.Tam pomieszkiwali u jego rodziców, budując za kredyt dom. W tym roku urodziło im się
dziecko...i są jak usłyszałam szczęśliwi. Kochają się.
No cóż, znajoma jest babcią,ale...może w przyszłym roku ,jak obiecali młodzi,zobaczy wnusię,mają przyleciec na 2 tygodnie w odwiedziny. Dzieli ich...ok.20 tys.km, bagatelka...:-)
Nie będą te wizyty niestety częste.Od nas bilet lotniczy tam,to ogromny wydatek.
Nowa Zelandia - Warszawa: 17 698 km -wyczytałam z netu, znajoma jest z Krakowa.
Jak to jest z tą...miłością.Czy można się znac 3,5,7 lat bedąc ze sobą i jednak zrezygnowac nagle z tej znajomości ,a potem zakochac się w kimś TAK NAPRAWDĘ po kilku miesiącach i wiedziec,
że z tym człowiekiem chcemy sie...zestarzec?
Uczucia,jak to jest z nimi? Tego chyba tak naprawdę nikt nie wie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)