niedziela, 20 maja 2012

Beztroskie lata...

Każdy z was pamięta z dzieciństwa, że nie było łatwo,jeśli chodzi o kary.Teraz obowiązuje wychowanie bezstresowe,ale kiedyś...nie oszukujmy, kary były. Karali rodzice, karała szkoła. Stanie w kącie przy całej klasie,zostawanie w tzw."kozie" po lekcjach, wytarganie za uszy przez nauczyciela(sama widziałam),co niektórych rozrabiaków klasowych - to niektóre z kar stosowanych za moich czasów dzieciństwa.Rodzice czasem przyłożyli sznurkiem od żelazka,albo nakrzyczeli...Nie byłam bita,ale czasem takim sznurem dostałam,jak pyskowałam za dużo, poza tym moje dzieciństwo było naprawdę beztroskie. Bo Mama nauczyła nas, żebyśmy zawsze mówili prawdę, nawet tę niezbyt dla nas dobrą.Był jednak szacunek dla rodziców. (No dobrze,czasem, przyznaję, w dzienniczku podrobiło się podpis rodzica..:P).Teraz rodzice boją się kar,nawet za podniesienie głosu, w celu przywołania łobuza do porządku.To bezstresowe wychowanie wcale nie poprawiło relacji rodzice-dzieci, nauczyciel-dziecko. Ja tego nie widzę. Zawsze jestem za normalnością,a normalnośc dla mnie to również rozmowy. Jak obserwuję, czasem jednak dzieci mają w wielkim poważaniu rozmowy,sama byłam świadkiem, jak matka spokojnie prosiła dziecko,by nie rozrabiało w sklepie, a ono patrzyło się na matkę i...miało w nosie co ona mówiła.Prosiła parę razy...i nic.Za parę lat, gdy matka będzie rozmawiac,odwróci się tyłem do niej,albo wyjdzie trzaskając drzwiami...Nie wiem,ale mimo tych różnych kar, te lata szkoły podstawowej wspominam jako moje wspaniałe,beztroskie lata dziecięce.Więcej było luzu i radości w nas niż teraz mają dzieci...przyklejone do monitorów komputerowych,nerwowo klikających podczas grania w gry ... ledwie przyjdą do domu po lekcjach. Mimo rozwoju techniki i dostępności komputerów, dzieci nie będą już miały takich wspomnień jak my kiedyś. 
Bo my kiedyś, mieliśmy szalone i ciekawe sposoby spędzania czasu po lekcjach i niejedno z was to doskonale pamięta,tak myślę.                                                                          
                                                                   
 ***
coś ze wspomnień...



***





Zaczynam dopiero tu pisac,(oczywiście z pomocą ),po przejściu z onetu,jeszcze za bardzo nie znam "terenu",tak,że przepraszam,gdyby coś było jeszcze niedopracowane.

43 komentarze:

  1. Przedpotopowy21 maja 2012 01:23

    Bo kiedyś w trakcie zabawy dzieci wykazywały się własną inwencją, dziś tylko czekają na gotowe... aż strach pomyśleć, co to będzie w następnym pokoleniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. exactly... kiedyś procę trzeba było sobie zrobić samemu, ogarnąć "rozkraki", wentyle /lub gumę modelarską/ i samemu sobie to wszystko zmontować... teraz wszystko gotowe w sklepie... zresztą... kto teraz strzela z procy?... za trudne...

      Usuń
    2. macie rację...samemu różne rzeczy się robiło,bo się miało wyobraźnię.A chłopcy to tylko proce i rurki z ryżem...ech!...:P)))

      Usuń
  2. Wspaniale, że tu jesteś:) Nareszcie będę mógł wpisywać się:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło mi Brunecie...i szybciej i bez nerwów,haha:)

      Usuń
    2. a co do lat beztroskich - to raczej wspominam bardziej okres młodzieńczy niż dziecięcy, nie wiem, może to przez fakt, że nie chodziłem do przedszkola?:)

      Usuń
    3. ojej...to nie znasz wierszyka:jestem sobie przedszkolaczek ,nie marudze i nie płaczę...hahahaha
      Pociesze Cie,że ja też nie chodziłam długo do przedszkola,jak się dowiedziałam,bo ciągle "beczałam",ale numer...:P)))

      Usuń
    4. Byłem tam jeden dzień, ale jakaś idiotka kazała mi po obiedzie spać, więc uciekłem - rodzinny dom miałem po drugiej stronie ulicy:)

      Usuń
    5. to spanie po obiedzie(leżakowanie)było koszmarem,ale opiekunki miały się dobrze wtedy...:P))

      Usuń
  3. fajnie że tu jesteś na blogspocie, bo ile można było się z tym "łomletem" bawić i wkurzać...
    co do meritum...
    mnie nie bito... raz jeden jedyny Ojciec spuścił mi łomot, jak rozciąłem sobie stopę i zlekceważyłem ranę... to był "łomot łomotów"...
    tak w ogóle to łobuz byłem niezły, ale nie byłem wychowywany bezstresowo... mój Stary był instruktorem narciarskim i wyznawał zasadę "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz"... i uczyłem się na tych swoich przewrotkach pilnie... nikt mnie nie podnosił, musiałem wstawać sam...
    a teraz... hm... bajla jakaś jest... ludzie nie rozmawiają z własnymi dziećmi... albo stawiają je na baczność, albo wcale się nimi nie interesują... jedno i drugie jest do bani...
    pozdrawiać :))...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie tez nie bito,ale czasem dostałam,jak za dużo nabroiłam,haha,ale to nie były bicia,tylko taki raczej odruch nerwowy rodzica,bo się wkurzył.I dlatego moje dzieciństwo było super,bo relacje w rodzinie były normalne,były rozmowy,ale nic na siłę.Ja tez nie byłam wychowywana bezstresowo,wiedziałam,że nie wszystko mi wolno.Jednak w przeciwieństwie do Ciebie Piotr,za bardzo na mnie chuchali i dmuchali...i potem bardziej bolały niepowodzenia...bo żyłam w świecie dobrym i ładnym,bez kolorów czarnych...to mi dało popalic nieźle...
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Moja Mała dostała dzisiaj karę w przedszkolu...przyznała sie do niej dopiero kiedy ją usypiałam. Z reguły to ja stresu nie stosuje w wychowywaniu jej i ją chwalę bardzo często, więc ona jest przygotowana,że jej poczynania będą akceoptowana. sama czasami bagatelizuje swoje wybryczki. A ja zaczynam sie przyglądac, czy przypadkiem nie ma popuszczonych lejcy za bardzo. Dzisiaj napluła na talerz w przedszkolu i zabroniono jej bawić sie w kaciku dla lalek...czuła chyba pismo nosem, że nie fajnie zrobiła, bo ani pary z buzi nie puściła dopiero przed snem. No i nie czuje się winna, bo to nie ona zaczęla tą gre , a koleżanka...obie dostały po garach, tylko moja czuje sie ta kara pokrzywdzona:)))
    Nie ma, że bezstresowo...zawsze jakis stres i problemy te dzieciaki mają. Ja bym chciała aby ze mną postepowano w szkole tak, jak teraz postyępuje się z dziećmi. Moje pierwsze lata szkoły nie nalezały do miłych.
    Pozdrwaim.
    Ps. Piszesz jak fachura i wideo wklejasz...daj spokoj, jest dobrze:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu...ja miałam wspaniałe wspomnienia z lat szkoły,chociaż stresy były,przed klasówkami...haha.
      teraz bardziej chyba nerwowi są rodzice,bo i praca bardziej czas pochłania...sadza się dziecko przed kompem i ma się spokój,to taki częsty obrazek,może nie u każdego...ale takie czasy...
      Ja tu Aniu,dostałam instrukcje pomocnicze mailowo,wgryzłam się...i jakos poszło...oczywiście samej by mi było trudno zacząc,ale powoli pojmuję o co chodzi...Najgorszy pierwszy raz...ech...
      A Twoja Marie jest mądrą dziewczynką:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  5. Szkole wspominam z radoscia...i te mala , duza i jeszcze wieksza! Lania nigdy nie dostalam ani w szkole ani w domu...no bo jak bic ksiezniczke /smiech/!
    Witaj Krakowiano
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Judytko,to tak jak ja...miałam wspaniałe wspomnienia,ale...szkoda,że tyle radości nie ma w ludziach co kiedyś...
      Ja zawsze każdemu mówię,nie narzekaj na szkołę,bo potem będziesz ją namilej wspominac...
      Pozdrawiam Cie serdecznie:)

      Usuń
  6. No przydreptałam w twoje nowe miejsce.Bedzie cie to zdecydowanie mniej nerwów kosztowało niz na onecie:))))dobrze że znajdzie sie pomocna dłon w dodatku pozbawiona nerwów:)))Mam tak samo!
    Czasy szkolne wspominam najcieplej choć dostawałam w dupe nieraz:))))Ale ja na prawde miałam za co dostawać.pomysłów miałam pełną głowę a w dodatku samych kolegów.Dziewczyny mnie nudziły z tymi swoimi lalkami:))))ja wolałam odkrywać miejsca niedostępne gdzie trzeba było okazać wiele sprytu zeby sie dostać:)))Ojciec mój wciąż powtarzał:ta nasza Ela to miała byc chłopakiem:))))ale co przeżyłam nawet pomimo lania nikt mi nigdy nie odbierze!
    Zyczę ci wszystkiego twórczego na tym blogu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu...ja od lalek zawsze wolałam misie...tak jakoś miałam...
      Ja czasem tez dostałam klapsa,czy sznurkiem od żelazka,jakoś tak było to modne,bo sznurki byly osobno ,a nie jak teraz przy zelazku...:P))ale to żadna trauma,po prostu widocznie narozrabiałam i sama ręka rodziców az się rwała do karcenia...:P))
      Niemniej,więcej było w domu tematów tabu...nie tak jak teraz,podane na tacy...:P))
      dzięki za życzenia,Tobie tez tego samego życzę,żeby nam na bloggerze było dobrze:)

      Usuń
    2. Niech sie tak stanie krakowianko:)))))

      Usuń
  7. Ja myślę, że wszystko zależy od
    człowieka, nie od czasu w którym żyje.
    Odwieczny konflikt pokoleń, pamiętam
    dziadka, który widząc telewizor pluł
    i mówił, że to diabelski wynalazek.
    /i miał w tym trochę racji ;-)/...
    Słowa: ZA MOICH CZASÓW... używane są
    przez każde następne pokolenia.
    Mój ojciec, jak mówiłam, że mam zdarte
    już buty i potrzebuję nowych... to na
    to miał gotową odpowie: Ja do szkoły
    chodziłem boso 10 km do późnej jesieni.
    Jestem i zawsze będę przeciwna jakimkolwiek
    karom cielesnym...
    Byłam bita i do nieraz dotkliwie,
    niczego mnie to nie nauczyło, poza tym,
    że zamknęłam się w sobie, a poczucie
    własnej wartości zbliżało się do zera,
    przez wiele lat.
    A rozmowa z rodzicami... jej nie było,
    był nakaz i podobnie było u moich kolegów.
    Pewnych rzeczy nie robiliśmy po prostu
    ze strachu
    Ja nie stosowałam kar cielesnych, starałam
    się rozmawiać/czasem było trudno/ ale to
    zaowocowało... mam z dziećmi dobry kontakt.
    Wszystko rozbija się o autorytety.
    Jeśli rodzic, nauczyciel nie wypracuje go,
    to na nic zda się bicie, na nic zda się tzw. bezstresowe wychowanie. Pamiętam nauczycieli, którzy nie stosowali kar cielesnych...
    ale jak wchodzili do klasy... to cisza
    następowała jak makiem by zasiał. Imponowała
    nam wiedza, pewność siebie, stanowczość...
    Nasze dzieci a potem nasze wnuki, też kiedyś powiedzą swoim dzieciom i wnukom ZA MOICH CZASÓW.
    Świat się zmienia... idzie do przodu... po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz racje Violu,szacunek można sobie zaskarbic nie biciem,ale swoją postawą.Kazdy z nas inaczej wspomina swoje dzieciństwo,ale wnioski przychodzą teraz...Bezstresowe wychowanie tez nie jest wyjściem...
      Pozdrawiam ciepło:)

      Usuń
  8. Jestem tak jak obiecałam. Smoczku, to jest skomplikowana sprawa z tymi karami. Ja nigdy nie biłam swoich synów bo miałam taki styl wychowywania. Ale czasami musiałam im przylac w pupsko, bo wtedy im rozum wracał. Ale to zdarzało się bardzo rzadko.I oni tego wogóle nie pamiętają, czyli nie były to dla nich przezycia traumatyczne.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Jadziu,bo bicie ,a przywołanie do porządku...to dwie różne rzeczy.Czasem klaps ,więcej zdziala niż ciapciowate tłumaczenie przez godzinę...:P)))
      pozdrówki:)

      Usuń
  9. Pokój temu domowi! :))
    Niech Ci się tu podoba i wiedzie, Krakowianko, skoro już się zdecydowałaś na porzucenie Onetu. Ja jeszcze trwam tam :))
    Co do dzieciństwa: ech, to se ne vrati... :)) Doceniało się, co się miało, bo niewiele się miało.
    Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki Anno,naprawde polecam wyniesienie się z onetu...ciężko tam sie pisze.
      Tak,dzieciństwo nie wroci,ale fajnie miec wspomnienia...a jeszcze jak coś ze zdjęc zostało,to i popatrzec miło...
      Pozdrawiam miło:)

      Usuń
    2. Owszem, mam kapitalne fotki z dzieciństwa i bardzo lubię je oglądać, nawet małą Anię :)))

      Usuń
    3. takie słodkie dzieciaki na nas patrzą ze zdjęc,nieraz umorusane czymś tam...ale zadowolone...:P))))

      Usuń
  10. Z jednej strony rozumiem zakaz bicia dzieci przez rodziców/bliskich, z drugiej - ni w ząb tego nie rozumiem. Przecież w tym wypadku nie ma mowy o katowaniu własnych dzieci, nie temu ma to służyć. Dzieci potrzebują czasem jakiegoś wspomagającego
    bodźca z zewnątrz, inaczej gotowe pomyśleć, że cały świat jest stworzony tylko dla nich.
    Pozdrawiam po północy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najważniejsze Smurffie,żeby byc sprawiedliwym,bo dziecko musi wiedziec,że fasktycznie źle zrobiło,ja czasem widzę,jak matka krzyczy na dziecko,bo w kałużę wpadło i płacza...to ona mu jeszcze dokłada...bo akurat się spieszy na przykład.Nie można na dzieciach własnych złości wyładowywac...
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  11. Bicie dzieci, stawianie ich do pionu wrzaskiem, świadczy raczej o bezradności krzyczącego czy bijącego i patologi przenoszonej na następne pokolenia.
    I trudno u nas w szkołach mówić o wychowaniu "bezstresowym" kiedy dziecko dostaje tyle zadań do domu, że niema czasu nawet przygotować się dobrze na na klasówkę na następny dzień a wielu nauczycieli ma duże wymagania tyle, że nie potrafi dzieci niczego nauczyć. (Sam nieraz uczyłem dzieci tego co nauczyciel powinien zrobić na lekcji) A co z dziećmi, dla których rodzice nie maja czasu. Trudno się dziwić, że mamy nerwowe dzieci, nie słuchające. Organizm też broni się sam, kiedy jednak "stwierdzi" że nie da się więcej sam się zniszczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz dużo racji Kacprze,ale jak wytłumaczysz,że te biedne,nie mające siły do nauki dzieci czasem pół dnia klikają w klawiaturę grając w gry...rozmawiając na gg...Czasem lenistwo tu wchodzi w grę,albo przekierowanie swoich zainteresowań w stronę komputera.
      Druga sprawa...jak tak dobrze policzysz,to dzieci mają kilka przerw międzyświątecznych,po świętach parę dni wolnego jeszcze,ferie,wakacje...no,tego troche jest,na odpoczynek...:P))
      Ale nauczyciele tez sa wygodni,za dużo dzieciom nieraz zadają,zamiast wyłożyc dobrze i zrozumiale lekcje.Tu sa dwie strony medalu...ja tak teraz to widzę,patrząc na to wszystko...
      Pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń
    2. a jeśli chodzi o bicie,to na pewno wyładowywanie złości o byle co..jest słabością dorosłych,zgadzam się ...:)

      Usuń
    3. Teraz w klawiaturę kiedyś bawiły się lalkami i samochodami. Nad proporcją to jednak rodzice powinni czuwać. Problem jest ten sam, tylko zabawki się zmieniły. Jeśli dziecko pół dnia klika to chyba nie bardzo sie nim rodzice interesują. Może nawet zadowoleni,że cicho siedzi i nie przeszkadza.

      Usuń
    4. na pewno rodzice mają tu dużo do powiedzenia,robią duży błąd idąc na tzw.łatwiznę i dla świętego spokoju,bo ani sie obejrzą,dziecię uzależni się i potem będzie się buntowac w różny sposób,kiedy rodzice będą chcieli ograniczyc kontakt z komputerem...A poza tym,dziecko nie myśli samodzielnie,bo po co?wszystko jak na tacy ma podane z netu...
      pozdrawiam miło:)

      Usuń
  12. Nie pamiętam ile razy dostałem łomot od taty - więc chyba nie za wiele tego było. Zwykle kończyło się na sięganiu po pasek. To wystarczyło. W mojej rodzinie spoiwem była mama. To ona tłumaczyła zarówno mnie jak i tacie, dzięki czemu ja nauczyłem się myśleć, a on z czasem - rozmawiać i tłumaczyć. Zgadzam się z Piotrkiem, że dzisiaj jest tak że z dzieciakami nie rozmawia się wcale albo stawia się je do pionu. I to jest do bani. Mój tata nie tłumaczył rzeczy oczywistych - on wymagał żeby je zrobić. Kwestie trudniejsze omawiane były różnie: albo przed jeśli czasu wystarczyło, albo jeśli mój opór był zbyt duży, to po - jak już i ja ochłonąłem i on. I to jest dobra metoda, bo uczy posłuszeństwa i zaufania, a nie strachu i rygoru.
    Fajnie że w końcu zdecydowałaś się na zmianę platformy, szkoda że nie na wordpress.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę,że masz Urdenie dużo racji,w sumie każda normalna,w sensie nie patologiczna rodzina,ma swoje sposoby...wypracowane.Nie można tylko biciem forsowac wszystkich niepowodzeń dzieci,a tak bywa.Strach to najgorsze co może dziecku się trafic w rodzinie,gdzie ma byc przecież ostoja i miłośc.
      Fajn ie,że wreszcie zajrzaleś na moją platformę...o kurczemjak to mi się jakoś źle kojarzy...(ta platforma...haha)
      odbuziakowywuję:)

      Usuń
  13. Pomiędzy biciem, a "biciem" istnieje bardzo subtelna różnica. Jedno wynika z chęci skarcenia dziecka za przewinienie i choć nie zawsze powinno się aż tak srogo do naszych pociech podchodzić po samej sobie wiem, że porządne lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Jeśli inne kary nie skutkują, to czasem trzeba użyć mocniejszych sposobów persfazji. Choć ja osobiście używam ich rzadko ;) Istnieją jednak ludzie, którzy nie odróżniają bicia (skarcenia) od katowania i to chyba dla nich i na nich te wszystkie ustawy, rozporządzenia, sądy i trybunały... Staram się nie wtrącać w wychowanie innych dzieci, bo każdy ma na tow swój sposób, wyniesiony z domu lub wręcz przeciwnie. Ale samą mnie często irytuje bezstresowy dzieciak na placu zabaw, robiący, co mu się żywnie podoba. Póki mały, to łobuziak, a później - kryminalista... Często mnie krew zalewa, ale wtedy oddycham głęboko i staram się pamiętać, by mojemu dziecku wpoić inne zasady. Te, które sprawiły, że jestem normalną kobietą bez zerżniętej psychiki.
    (przepraszam, trochę się rozpisałam)

    OdpowiedzUsuń
  14. witaj miło just me:)
    to prawda,bicie ma różne oblicza,bo jeśli jest to forma skarcenia,nie będąca formą katowania,jeszcze zadnemu dziecku nie zaszkodziła.Nie popieram tego,ale wiem tez z własnego doświadczenia,że czasem to pomogło.Nie można z uśmiechem pozwalac dziecku na wszystko,bo jest dzieckiem.ideałem było by poprzez rozmowy wyegzekwowac u dziecka prawidłowe postawy,ale jesteśmy zywymi ludźmi....nie ideałami.
    Pozdrawiam miło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wymagamy i nie egzekwujemy, to co to za wychowanie?? To tylko egzystencja, która pozwala na wszystko, niezależnie od konsekwencji, które ponosi samo dziecko i jego otoczenie.
      Sama staram się kar cielesnych nie stosować. Czasem postawię swojego Bączka do kąta, czasem nie ogląda bajki na dobranoc. Ale zawsze siadam i tłumaczę, co zrobił źle i dlaczego został ukarany. To według mnie bardziej wychowawcze :)
      Również pozdrawiam i dodatkowo powiem tyle: bywałam wcześniej u Ciebie na onecie. Tyle, że pod innym nickiem. Potem zniknęłam, ale teraz jestem znowu ;)

      Usuń
    2. hm...niezbyt kojarzę,ale...miło,że jesteś:)

      Usuń
    3. tak,konsekwencja w działaniu,to jest ważne...masz rację.
      Nie kojarzę,ale...miło,ze wróciłaś,może sobie coś przypomnę?:)

      Usuń
  15. Mario witam na nowym terenie...muszę się rozeznać..:))) Pozdrawiam ..Olga

    OdpowiedzUsuń
  16. Cieszę się, że Cię odnalazłam :)
    bo co zajrzałam na onet - ciągle wiosna;)
    Lubię Twoje mądre wpisy!

    OdpowiedzUsuń