niedziela, 27 września 2015

o pewnych zupach....czeskich

Będąc w Pradze, miałam okazję skosztować pewnej regionalnej zupy, której jestem teraz fanką.
To zupa - krem czosnkowa i jest to tzw. česneková polévka lub česnečka, charakterystyczne danie czeskie. Pyszna. Po przyjeździe zaczęłam wertować net i znalazłam wiele przepisów na tę zupę, ale baza jest jedna, zachęcam do kulinarnych poszukiwań.
Jest doskonała na jesienne wieczory,bo doskonale rozgrzewa.
Dużo mówi się na tematy kuchni włoskiej, francuskiej, ale są też i inne kuchnie i przepisy, które odkrywamy będąc w jakimś kraju.W każdym razie zupę-krem czosnkową z grzankami  z chleba włączam do mojego menu zup. Nadchodzi jesień , a więc w sam raz.:))

Szukając  przepisów, natknęłam się na jeszcze jedną zupę czeską i myślę, że jest godna polecenia, nieco podobna do czosnkowej - czeska zupa ziemniaczana - bramborova polevka, z dodatkiem grzybów.Wydaje mi się nawet ciekawsza od samej czosnkowej, ze względu na te grzyby...
znalazłam dość prosty przepis: TU
Tylko radzę tych zupek nie spożywać przed jakimiś ważnymi spotkaniami,randkami...bo wiadomo, czosnku tam wiele...;)))

jeszcze kilka fotek z Pragi...





patrząc na te budynki o nazwie Tańczący Dom, przypomniałam sobie, jak Jadzia Stokrotka o nich pisała na swoim blogu...obojetnie co ktoś o nich myśli,są wielką ciekawostką...co starałam się uchwycić....

***
może coś z disco dla odmiany?




wtorek, 22 września 2015

miasto....niezwykłe

W ubiegły weekend byłam w miejscu,o którym marzyłam już od kilkudziesięciu lat i nagle...nadarzyła się okazja.WYCIECZKA DO PRAGI,  z zakładu pracy.
Podróż autokarem trwała 7,5 godzin, kierunek Kudowa Zdrój, Hradec Kralove i...wymarzona Praga.

Przepiękne miasto, na pewno większość z Was już była, ja pierwszy raz. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak wielkie, tak czyste...i tak pełne turystów. O ile w Kraku jest morze turystów, to tam nazwałabym śmiało tę ilość oceanem.
Nie była to łatwa technicznie wycieczka , bo zwiedzanie było według schematu: idziemy, chwila na patrzenie,słuchanie, robienie zdjęć, idziemy...przerwa na posiłek, idziemy...i tak do wieczora...Dostaliśmy każdy słuchawkę z odbiorniczkiem i doskonale słyszeliśmy przewodniczkę, można było ją zgłaśniać, ściszać, jak komu wygodniej.
Mało było odpoczynku , bo i obszar do zwiedzania ogromny - Hradczany, Stare Mesto, dzielnica żydowska Józefów, Hradczany nocą, most Karola w dzień,w nocy...Wieczorem moje nogi prawie wysiadły,jak nie bolała do tej pory ostroga,to pod koniec dnia zaczęła boleć, oczy pożerały widoki, cudne, ale nogi obraziły się, szczególnie jedna....))
Na Hradczany nocą już nie poszłam...z kilkoma koleżankami.No niestety...każdy krok to ból,na drugi dzień już było lepiej...Noga po prostu wołała o odpoczynek...ot co.

Na moście Karola tłuuuuumy...co uwieczniłam poniżej...


Na pewno fakt, że weekend w Pradze był przepiękny /w Kraku padało i było pochmurnie / nastąpił zalew i turystów i mieszkańców spacerujących z rodzinami. Pełne kafejki, restauracje, mix językowy. Dużo Włochów, Niemców. Nie widziałam tam pijanych, zaczepiających, a piwo tam leje się do kufli non stop. Piwo mają bardzo dobre tak poza nawiasem. Knedliczki też, maczane w gulaszu.Nieco gorzej z kawą, niezbyt smaczna.
Na moście Karola pogłaskałam figurę św.Nepomucena na szczęście...a co mi szkodzi.;-) Były kolejki z dwu stron do świętego i nawet jakiś Niemiec z przeciwka szarmanckim gestem mnie przepuścił, pełna kulturka..:).


                                             most Karola

Nie będę tu duzo pisać, bo Pragę na pewno znacie...chcę tylko tu zostawić troszkę moich wrażeń, moich zachwytów ...bo zakochałam się w Pradze. Myślałam, że te ochy i achy moich znajomych tam już będących są lekko przesadzone...Nie są.

jedna z kamienic, ciekawostką jest to,że patrząc na nią, ma się wrażenie,że zrobiona jest z wypukłej kostki,a to tylko...złudzenie,tak jest namalowane...

kolejna ciekawa kamienica - część okien jest tylko...namalowana...

wejście na Zamek Praski i Katedra św.Wita - przepiękna


                                         wnętrze Katedry, przepiękne witraże, ołtarzyk skojarzył mi się z...:-)


               dekoracja sklepienia , przez tzw.żebrowanie, tu - rozrastające się gałęzie...niesamowite wrażenie


                                         zmierzch...okrywa starówkę...
                                             i most Karola...

Czas za szybko biegnie...będę tęsknić za tym magicznym miastem, ale wrzuciłam pieniążka do fontanny Leopolda, może wrócę tu?





***

niedziela, 13 września 2015

wystawa...szczególna

Są w Krakowie wystawy... szczególne, gdzie można oko nacieszyć I przy okazji dokonać zakupu...Nie są to łatwe zakupy, bo można...zatracić się całkowicie,szczególnie my-kobiety.:))

Opłaciwszy  7 zł  wstępu weszłam....do jaskini rozpusty dla oka /i portfela/...na oglądanie WYSTAWY MINERAŁÓW I BIŻUTERII








Nie wszyscy wystawcy pozwalali robić zdjęcia...
Te najpiękniejsze minerały i skamieniałości z różnych stron świata były chronione. Naprawdę było co podziwiać, niesamowite kształty, kolory...

Powiem tak, to co miałam w portfelu , to wszystko wydałam, a tylko trzy rzeczy kupiłam /na tyle mi starczyło /, niedrogie zresztą, na szczęście nie wzięłam wszystkich pieniędzy...:)
Ta wystawa jeszcze będzie w tym roku...na pewno ją odwiedzę, bo...upatrzyłam sobie jeszcze parę rzeczy....:)

zdjęcia z komórki, jakościowo nie najlepsze, przepraszam, ale nie mogłam się oprzeć...




sobota, 5 września 2015

zatęskniłam...

zatęskniłam za pewnymi dwoma facetami...
podobno ujrzeli kometę...:-)
i tak o tym zaśpiewali, że ciągle wracam
i słucham ...ich opowieści

są utwory, do których się wraca
mają swoją MAGIĘ...












środa, 2 września 2015

jeszcze słyszę tamten gwar...

Niedawno ,będąc na spacerze,zabrnęłam na osiedle mojego dzieciństwa i znalazłam się koło mojej szkoły podstawowej.Teraz jest tam gimnazjum.




                                          zdj.z netu, ale to moja szkoła...otoczona zielenią....

Stanęłam chwilę tuż za siatką, za którą kiedyś była bieżnia i stanowisko do skoku w dal, zarośnięte teraz trawą. Zamknęłam oczy...pod powiekami przesuwał się film w zwolnionym tempie, w kolorze sepii. Rozbieg, bieg, odbicie i...i było blisko rekordu szkoły. Bardzo lubiłam skok w dal, miałam niezłe wyniki. Co to były za przeżycia, kiedy razem z nauczycielem szliśmy mierzyć odległość i radość na mojej twarzy. Będę w pierwszej trójce. Jest OK.- ale stać cie na więcej, słyszałam od wf-isty.
Był również skok wzwyż - tyłem, przodem...ale nie za bardzo lubiłam, wolałam biegi na różnych dystansach.
Skoki przez kozła... i tu zawsze kończyłam - na koźle...:))). Za żadne skarby nie przeskoczyłam,wyobraźnia mi za dużo podpowiadała...zazdrościłam niektórym koleżankom, ale nie byłam osamotniona w tych nieudanych skokach. Bardzo lubiłam fikołki,to znaczy przewroty w tył i przód, te przewroty też lubił mój psiak niesforny, kiedy ćwiczyłam w domu...zawsze mi w tym przeszkadzał, on miał zabawę, ja więcej powtórek ;))
Jeśli chodzi o lekcje wf-u, to duży nacisk był kładziony na lekkoatletykę.I bardzo dobrze, myślę.

Otwarłam oczy...szkoła jeszcze stoi pusta, za parę dni zbliżał się nowy rok szkolny...cisza...a ja słyszę gwar i śmiech tamtych NAS, wesołych dzieciaków z przyszytymi tarczami na rękawie fartuszka. Jakiś żal, nostalgia, że to juz tak odległa przeszłość, bo tamte lata , lata szkoły podstawowej były najmilsze,jeśli chodzi o szkolne lata w ogóle w moim życiu. Późniejsze lata już nie były takie beztroskie.Były inne po prostu.

.

Myślę, ze każdy z Was ma takie szkolne wspomnienia.:)