sobota, 29 listopada 2014

choroba,która zamieniła miasto w twierdzę...

Co jakiś czas czytamy o epidemiach, przeważnie w jakiś tropikalnych krajach,szczęśliwi, że to nie u nas. Historia jednak zna przypadki, że i u nas były epidemie bardzo groźnych chorób...na tyle groźnych, że miasto zamieniało sie w twierdzę. Nie można było z niego wyjechać i zakaz był do niego wjeżdżać.

Rok 1963, lato - Wrocław. Do szpitala zgłasza się pacjent z objawami przypominającymi malarię.
Jednak lekarze nie są pewni diagnozy, a ponieważ pacjent wrócił z tropików, wysyłają go karetką do Centrum Badań Tropikalnych w Gdańsku.Tam potwierdza się diagnoza, że to malaria, ale...czego wówczas nie zauważono, pacjent jest nosicielem CZARNEJ OSPY, zw.ospą prawdziwą /Valiora vera/, bardzo groźnej śmiertelnej choroby. Zdążył on już zarazić salową ze szpitala ,w którym był na początku we Wrocławiu. Po paru dniach umiera jej córka, zarażona wirusem. Coraz więcej pacjentów ma wysypkę, na trop prawdziwej diagnozy naprowadza pewien chłopczyk, który ma znowu wysypkę po przechodzonej już ospie...a drugi raz tej choroby nie przechodzi sie już,więc nie może to być zwykła ospa wietrzna ale.... szokująca diagnoza brzmi - CZARNA OSPA, miasto jest zagrożone.
Przez długie lata komunistyczna propaganda utrzymywała, że pacjentem, który przywiózł wirusa
ospy był student którejś wrocławskiej uczelni będący w Afryce, a prawda była taka, że śmiertelną
chorobę przywiózł wracający z Indii wysoki rangą oficer Służby Bezpieczeństwa wizytujący tam
podległe placówki.

Epidemia spowodowała to, że ludzie bali się jakiegokolwiek kontaktu ze sobą, bali się nawet
podawać rękę na powitanie.

Po 9 tygodniach walki z wirusem Dolny Śląsk i cała Polska mogła odetchnąć, nie zanotowano nowych zachorowań, minął okres kwarantanny,epidemia wygasła.
7 przypadków okazało się śmiertelnych, /w tym 4 to pracownicy służby zdrowia/, 99 pacjentów hospitalizowano.
W roku 1980 Światowa Organizacja Zdrowia uznała czarną ospę  za chorobę eradykowaną,czyli
kompletnie zwalczoną.

Jest jednak małe ALE...
zostają laboratoria wojskowe,w których mogą być przechowywane śmiercionośne wirusy "czarnej pani"...a niedawno, parę miesięcy temu w opuszczonym pomieszczeniu Agencji Żywności i Leków w amerykańskim stanie Maryland odnaleziono pochodzące sprzed 60 lat aktywne próbki wirusa Valiora vera...
Czy tak naprawdę niebezpieczeństwo minęło?


*******
Korzystałam z bardzo ciekawego artykułu z magazynu HISTORIA, odłamu Świata Wiedzy,
wydanie specjalne nr 4/2014 /wrzesień-listopad/.


sobota, 22 listopada 2014

ewenement na skalę światową :)

Jesteśmy w XXI wieku, nowoczesność na każdym kroku, eleganckie sklepy, restauracje i...pewne przybytki, które od ok.stu lat przetrwały w prawie niezmienionym stanie - BARY MLECZNE.

"Samoobsługowe, bezalkoholowe, ogólnodostępne zakłady masowego żywienia, prowadzące produkcję i sprzedaż potraw mleczno-nabiałowo-jarskich, wchodzących w skład posiłków całodziennych" - tak brzmi ustawowa definicja baru mlecznego z 2006 roku i nie odbiega ona od peerelowskiej. W tych lokalach podawano dania, które w dużej mierze powstawały na bazie mąki i mleka. Stałymi punktami menu były kasze, kefiry, makarony, zupy mleczne i oczywiście - ruskie pierogi. Dlaczego właśnie takie dania? Powód jest prosty - niedostatki polskiego rynku mięsnego w czasach PRL-u. /net/

To swoisty ewenement, obiekty, które np.w Krakowie cieszą się dużą popularnością.Ja sama nieraz korzystam,wpadając tam na małe co nieco,wracając z jakiś długich zakupów, albo po pracy.
I powiem jedno, że w takim barze można tanio i smacznie zjeść. Nie wiem,czy w każdym, ale w moim mieście jest ich na tyle dużo, że każdy coś znajdzie dla siebie, ja mam swoje ulubione.
W takim turystycznym, zabytkowym Krakowie, gdzie jest ogromna ilość knajpek,restauracji - skromniutkie bary mleczne są zawsze pełne i studentów i turystów i ...pozostałych, ciekawe, prawda?
Owszem, nie ma już takich ATRAKCJI jak w kultowym MISIU, sztućce i talerze nie są przytwierdzone do stołów na stałe łańcuchem ;))...ale wystrój niektórych przypomina czasy PRL-owskie , co wcale nie zraża stałych klientów, nawet niektórych nastraja nostalgicznie,jak czytałam w necie...
Po prostu bar mleczny daje możliwość wyboru zjedzenia posiłku według stanu, zasobności portfela w danym czasie,ale nie tylko...bo sama widziałam eleganckiego gościa z neseserem...a czemu to w ramach oszczędności nie zjeść i tanio i smacznie?/pomyślał biznesmen/...:))
Ja jeszcze wróżę długi żywot barom mlecznym...

A najsłynniejszy bar mleczny,CENTRALNY, który prosperuje do dzisiaj, mający ponoć dłuższą historię niż słynny posąg Lenina /którego nie ma już/ w Nowej Hucie, wygląda tak :

                                                  zdjęcie z netu /tak wygląda do dziś/

Wywróżyłam barom mlecznym długą przyszłość,a niedługo przecież wróżby andrzejkowe, czyli jestem w temacie jakby...;))

poniedziałek, 10 listopada 2014

piękny jest listopad...mimo wszystko



 
zdj.z netu

Piękny mamy listopad i chyba nie będę miała uprzedzeń do tego miesiąca,jako najbrzydszego w roku...Jest piękny, żółte, rude, zgniłozielone kobierce z liści i dużo słońca, cudnie. Owszem, ślisko jest,ale...
Dzisiaj miałam na sobie cienką kurtkę,jak szłam na zakupy i nie zmarzłam...nawet zgrzana nieco doczłapałam się z powrotem na to moje 4 piętro.Zawsze mi wtedy przemyka myśl: kto wymyślił budynki 4-piętrowe bez windy...

Piękny jest listopad...
mimo,że właśnie mi nawaliło parę rzeczy w domu i znowu niezapowiedziane wydatki, dobrze,że koleżanka mi załatwiła swojego znajomego hydraulika.Znajomy hydraulik przyszedł, rozkręcił to i owo,nieco dokręcił to i owo by mniej ciekło, ma potem przyjść naprawić. Ok.150 zł nie moje...
Uspokoił mnie, że DAMY RADE , powtórzył to nawet dwa razy,bo jak zauważył z uśmiechem, panikuję i widzę czarny scenariusz, jakby był koniec świata i miał za chwile potop być, a to tylko spłuczka nawaliła dowiedziałam się ...całe wnętrze do wymiany.
Oj tam, ja tylko widzę czasem...inaczej, a na hydraulice się nie znam, lało mi się tam gdzie nie trzeba to widziałam czarny scenariusz - siebie na pływającej wersalce..:-)

Teraz mi się przypomniał wesoły scenariusz - w naszym zakładzie remontowali jeden pokój...i zapędzili się fachowcy, przebili się wiertarkami przez ścianę do pokoju obok...Znajoma wybiegła, że ma dziurę w ścianie...haha, dobrze, że plecami nie była oparta o tę ścianę...bo...
Jak w komedii Barei...dosłownie.Nawet jeden z tych fachowców jest podobny do J.Kobuszewskiego...jak sobie to przypomnę,to mam napad śmiechu...D

Na listopad - piękne,spokojne utwory,
od zawsze ze mną...








piątek, 7 listopada 2014

komedie romantyczne

Dlaczego mężczyźni nie lubią komedii romantycznych?
Czasem tak się zastanawiam, bo co któregoś znajomego zapytam, to widzę wyraźnie skrzywienie twarzy...
Ja osobiście lubię ten gatunek,ale...wolę klasykę, to znaczy starsze amerykańskie filmy (Bezsenność w Seatlle, List w butelce, Pretty Woman i inne), nie jestem entuzjastką polskich komedii romantycznych, niestety,tu nie powiem,że dobre,bo polskie.
Panowie zarzucają temu gatunkowi brak konkretnej fabuły, mdłe bohaterki (hm...)...no nie wiem co jeszcze, ale czy tak naprawde jest, czy każdy facet nie chce sie do tego przyznać,że czasem miło jest ogladnąć spokojny, nastrojowy film, z dobrym podkładem muzycznym, bo tak czasem jest, w miłym towarzystwie na przykład ?
Wydaje mi się, że ocenianie filmu według gatunku krzywdzi niektóre naprawdę dobre filmy, bo w każdym gatunku bywają swoiste perełki...i śmieci. Jest dobry, albo zły film...a nie gatunek.









sobota, 1 listopada 2014

o pewnej...pracowitej świętej

Niektórzy z nas mają swoich ulubionych świętych, do których modlą się, proszą o pomoc, wsparcie duchowe i in.Tak naprawde wiedza o życiu świętych jest uboga, a są to ciekawe historie, poparte faktami opisanymi przez historyków.
Najczęściej święty kojarzy nam się z kimś, kto umarł śmiercią męczeńską, albo prowadził życie bogobojne,umartwiając się codziennie, pokutując, żyjąc w głębokiej ascezie.
O ile może by się znalazło kilku takich świętych, bo byli, żyli tak...o tyle wielu z nich było normalnymi ludźmi, ale mimo, że ich życie bywało trudne...odnajdywali w nim sens i inspiracje.Nie umartwiali się, ale wręcz przeciwnie starali się to życie przeżyć jak najbardziej zdrowo i zgodnie z naturą...i z tej natury czerpać najwieksze korzyści. Potrafili jakby wyprzedzać swoją epokę pod względem myślenia, zdobywania wiedzy.
Była taka święta,której życiorys jest bardzo ciekawy,inspirujący.
To święta Hildegarda, benedyktynka.Bardzo ciekawa postać, żyjąca w średniowieczu, na
przełomie XI i XII .To słynna prekursorka ziołolecznictwa, zdrowego odżywiania. Uważała,że
przyczyną wielu chorób był brak harmonii miedzy duchem a ciałem.

Tak zastanawiając się głębiej...to szczera prawda....jak to przecież zawsze mówiono- w zdrowym ciele zdrowy duch.:-)
"Przez wiele lat kierowała klasztorem benedyktyńskim w Bingen i opiekowała się chorymi, którzy zawsze znaleźli u Niej schronienie. W zachowanej do dziś autobiografii św. Hildegardy znajduje się wzmianka, że już jako mała dziewczynka miała dar widzenia aury roślin i dlatego, gdy dorosła, zajęła się zielarstwem i leczeniem, twierdząc, że jej wiedza pochodzi wprost od Boga."
Krążą nawet plotki, że część rękopisów świętej jest przechowywana w ukryciu przez Związek Farmaceutów Niemieckich. Czy chodzi o niepublikowane dotąd dzieła Hildegardy? Tajemnica oczekuje wyjaśnienia.

Pobyt w klasztorze św.Benedykta, nauki tam pobierane ,wywarły wpływ na całe jej życie...a przecież zaczęła te nauki pobierać jako zaledwie 8-letnia dziewczynka, bo w tym wieku znalazła się w klasztorze...

Nie jest to post o życiu świętej Hildegardy, ale bardziej mnie zainspirowała jej postać pod wzgledem ogromnej haryzmy w dążeniu do zdobywania wiedzy, mimo niełatwego dzieciństwa...to nie jest święta, która spędzała czas tylko na modlitwach,ona przez całe swoje życie doskonaliła się,wydała wiele dzieł filozoficznych, medycznych, z dziedziny ziołolecznictwa, to bardzo energetyczna postać,jak czytam jej życiorys.

I tak się zastanawiam...czy jak ktoś twierdzi, że nie ma warunków do nauki, bo...ciasno,brak tego i owego...to ma rację?







warto przeczytać o Hildegardzie :
http://www.hildegarda.pl/hildegarda.php

i jeszcze jedną ciekawostkę znalazłam :
W medycynie Hildegardy uniwersalnym środkiem na wszystkie dolegliwości żołądkowo-jelitowe jest koper włoski.Jest on bardzo bogaty w witaminę C. Zawiera spore ilości potasu, który obniża ciśnienie tętnicze i chroni przed uszkodzeniami naczyń krwionośnych, udarami i zawałami. Syrop z kopru włoskiego pomaga przy męczącym kaszlu, napar  z kopru łagodzi dolegliwości grypowe. Niezależnie od tego, w jaki sposób jest spożywany, koper włoski sprawia, że człowiek jest wesoły, koper obdarza go przyjemnym ciepłem, dobrym potem i dobrym trawieniem (…) Albowiem kto codziennie zjada naczczo koper włoski lub jego nasiona [pastylki z kopru włoskiego], zmniejsza ilość złego śluzu lub zgnilizny w sobie i osłabia nieprzyjemny zapach oddechu. (…) Kto po zjedzeniu smażonego mięsa, smażonej ryby lub też innych smażonych potraw odczuwa ból, ten niech zje odrobinę kopru włoskiego, a wtedy poczuje się lepiej- pisała św. Hildegarda.